Wybory 2020. Poczta Polska podzielona ws. wyborów korespondencyjnych. "Ogromna polityczna presja"

Koronawirus w Polsce. Strach, podziały i kadrowe czystki. W takiej atmosferze pracownicy Poczty Polskiej przygotowują się do wyborów prezydenckich.

Wybory 2020. Poczta Polska podzielona ws. wyborów korespondencyjnych. "Ogromna polityczna presja"
Źródło zdjęć: © Getty Images | NurPhoto
Michał Wróblewski

23.04.2020 | aktual.: 23.04.2020 19:05

Koronawirus w Polsce może sprawić, że po raz pierwszy w historii Polacy wybiorą prezydenta korespondencyjnie. Za tę skomplikowaną, wręcz niemożliwą, wydawać by się mogło, do przeprowadzenia operację, odpowiedzialnych będzie dwóch ludzi: Jacek Sasin i Tomasz Zdzikot.

Pierwszy jest wicepremierem, ministrem aktywów państwowych i nadzorcą wszystkich spółek skarbu państwa. Drugi – byłym wiceministrem obrony narodowej i spraw wewnętrznych, wieloletnim współpracownikiem szefa MON Mariusza Błaszczaka, a od kilku dni prezesem Poczty Polskiej.

Na obu spoczywać będzie olbrzymia odpowiedzialność. I ogromna presja.

To Poczta Polska właśnie – którą nadzoruje minister Sasin – ma przeprowadzić głosowanie korespondencyjne, w którym udział może wziąć nawet 30 mln Polaków. Spółka ma na to niespełna trzy tygodnie.

Czy nadzorowana przez wicepremiera Poczta Polska poradzi sobie z tym najważniejszym po 1989 roku wyborczym przedsięwzięciem? Na to pytanie nikt dziś nie jest w stanie odpowiedzieć. Na czele z samymi pracownikami Poczty.

Koronawirus w Polsce. "Naciski na pracowników"

16 kwietnia. Minister aktywów państwowych Jacek Sasin w RMF FM zapewnia: – Poczta Polska będzie gotowa do przeprowadzenia wyborów 10 maja. Mamy harmonogram, nie widzę żadnych zagrożeń ze strony Poczty.

Tyle że sami pracownicy spółki nie podzielają pewności wicepremiera rządu PiS. I w przeciwieństwie do niego to zagrożenie widzą. Poczta jest w tej sprawie mocno podzielona. Również jeśli chodzi o jej nowego szefa.

Tomasza Zdzikota chwalą wszyscy nasi rozmówcy z PiS. Podkreślają, jak świetnym był przez lata urzędnikiem. – Ale zorganizowanie wyborów dla 30 mln Polaków to zupełnie inna "bajka", a w zasadzie koszmar – twierdzą pocztowcy.

Wielu obawia się, że przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych przerośnie nowego prezesa Poczty Polskiej.

– Decyzję o nominacji Tomasza Zdzikota odbieram jako tworzenie gruntu pod wcielenie formacji Wojsk Obrony Terytorialnej do przedsięwzięcia, jakim są wybory prezydenckie. Ponieważ my jako związek wyrażamy głośny sprzeciw wobec narażania pracowników Poczty na niebezpieczeństwo, spodziewam się, że realną alternatywą dla rządzących może być posłużenie się WOT – komentuje przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Piotr Moniuszko.

Czy wyznaczone skrzynki wyborcze w dniu wyborów ma faktycznie ochraniać wojsko? – Nie ma tego w planach i nie ma takich przygotowań – odpowiedział na pytania dziennikarza Wirtualnej Polski w tej sprawie wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa.

W zgoła innym tonie na temat nominacji Zdzikota wypowiada się z kolei szef pocztowej Solidarności Bogumił Nowicki, który wskazuje, że samo powołanie na szefa Poczty Polskiej byłego przedstawiciela MON może okazać się trafioną decyzją. Kluczową rolę miałaby tu odegrać kwestia zaopatrzenia Poczty w przydatny w czasie wyborów sprzęt.

– Wybory korespondencyjne wymagają szerokiego zaplecza w formie logistyki. Tym samym pojawienie się w zarządzie byłego przedstawiciela MON może ułatwić dostęp do tych zasobów państwa, które służyły do tej pory wyłącznie resortowi obrony. Mogą to być na przykład samochody dla listonoszy, które ułatwiłyby im dostarczanie przesyłek – argumentuje Nowicki.

Piotr Moniuszko (Wolny Związek Zawodowy Pracowników Poczty) w rozmowie z Money.pl wyraził przekonanie, że w najbliższym czasie dojdzie do odgórnego wywierania nacisku na tych pracowników Poczty, którzy odmówią uczestniczenia w doręczaniu pakietów wyborczych.

Listonosze, z którymi rozmawiała WP i Money.pl, podkreślają, że chociaż kwestie kadrowe są istotne, nominacja Zdzikota ma dla nich znaczenie drugorzędne. Niezależnie od tego, kto będzie sprawował funkcję szefa Poczty, priorytetem pozostaje bowiem bezpieczeństwo jej pracowników.

A tu – przynajmniej jeśli chodzi o dzień wyborów – nadal jest wielka niewiadoma. Wedle nieoficjalnych informacji, Poczta na środki bezpieczeństwa dla pracowników wydała już 50 milionów zł.

Jak relacjonowały Fakty TVN, "pocztowcy nie rozumieją, czemu wciąga się ich za wszelką cenę w czasie epidemii w mechanizm procesu wyborczego". "Forum Związków Zawodowych alarmuje, że w ostatnim czasie zarekomendowano listonoszom, aby podarte i zużyte rękawiczki zaklejali... przezroczystą taśmą klejącą" – informował dziennikarz Maciej Knapik.

To – delikatnie rzecz ujmując – nie uspokaja przedstawicieli Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, któremu przewodniczy Piotr Moniuszko. "O ile wydawać by się mogło, że bezpośrednie narażanie zdrowia listonoszy w przypadku planowanego doręczenia pakietów wyborczych do skrzynek oddawczych klientów, zostało znacznie, choć nie całkowicie wyeliminowane, to przecież pozostaje kwestia doręczania ich do osób chorych i poddanych kwarantannie, co stwarza ogromne niebezpieczeństwo transmisji wirusa" – napisali w liście do marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego związkowcy z WZZ PP.

I zaapelowali do senatorów (to właśnie Senat pracuje aktualnie nad ustawą o wyborach korespondencyjnych) o "nieobciążanie pracowników Poczty Polskiej odpowiedzialnością za organizację i przeprowadzenie wyborów".

Koronawirus w Polsce. Poczta wplątana w konflikt

Środowisko pocztowców jest w sprawie wyborów mocno podzielone. Wspomniany już Bogumił Nowicki – szef pocztowej "Solidarności", która od samego początku wspiera rząd PiS – przekonuje, że jeżeli Niemcy (casus Bawarii) sobie z wyborami w czasach zarazy poradzili, to Poczta też sobie poradzi.

Z kolei Sławomir Redmer, przewodniczący branży OPZZ Handel, Usługi, Kultura i Sztuka i przewodniczący Federacji NSZZ Pracowników Łączności w Polsce twierdzi z kolei, że "Poczta Polska została wplątana wbrew swojej woli w konflikt polityczny".

Uzasadniony niepokój wśród samych pocztowców budzą również ostatnie polityczne "ruchy"– a takim było zwolnienie szefowej kadr Poczty Agnieszki Grzegorczyk wraz z trzema jej zastępcami, co ujawnił Money.pl.

Jak tłumaczą decyzję listonosze, do których dotarli dziennikarze portalu, decyzja o zwolnieniu dotychczasowej dyrektorki i zastąpienie jej osobami z otoczenia byłego wiceszefa MON Tomasza Zdzikota ma "ułatwić skuteczne strofowanie tych pracowników Poczty, którzy odważą się odmówić doręczania przesyłek".

Według nieoficjalnych informacji, listonosze na poważnie rozważali – przynajmniej do niedawna – możliwość przeprowadzenia strajku włoskiego. Rozpoczęcie procedury formalnego strajku w obecnych okolicznościach zajęłoby bowiem zbyt wiele czasu (spór zbiorowy, negocjacje i referendum mogą zająć nawet pół roku).

Forma protestu włoskiego zakłada bardzo drobiazgowe wykonywanie obowiązków, które skutkuje paraliżem działań przedsiębiorstwa. Pocztowcy nie łamaliby jednak prawa, a ich praca wyglądałaby podobnie jak teraz. Po prostu wykonywaliby ją o wiele wolniej.

Czy w ten sposób da się przeprowadzić wybory prezydenckie? Dla obozu władzy nie ma rzeczy niemożliwych.

W takiej właśnie atmosferze – kadrowych czystek, wywierania presji na niepokornych pracowników i strachu o zdrowie i życie ludzi z Poczty Polskiej – trwają przygotowania do najważniejszego wyborczego przedsięwzięcia w historii III RP.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
poczta polskawybory 2020koronawirus wybory
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (351)