Koronawirus w Polsce. Masowe kary i mandaty za naruszenie obostrzeń to fikcja. "Kto zapłacił, ten sierota"

"Kochani funkcjonariusze śledzący mój profil, powiedzcie kolegom z wykroczeniówki, żeby już nie wypełniali tych wniosków o ukaranie, bo szkoda roboty" - napisała na Facebooku adwokat Magalena Wilk z Warszawy. Jak się okazało, sądy seryjnie odrzucają wnioski policji o ukaranie Polaków za przewinienia w czasach szalejących obostrzeń.

Koronawirus w Polsce. Masowe kary i mandaty za naruszenie obostrzeń to fikcja. "Kto zapłacił, ten sierota"
Źródło zdjęć: © Facebook
Tomasz Molga

Mec. Magdalena Wilk (żona byłego posła Konfederacji Jacka Wilka) może tytułować się "pogromczynią epidemicznych mandatów". Przez jej stronę internetową przewinęły się tysiące osób poszukujących porady, co zrobić z mandatem od policji i karą administracyjną nałożoną przez sanepid. Adwokat osobiście doprowadziła do umorzenia spraw kilkunastu osób, udzieliła setek porad.

Według najnowszych doniesień z sądów mandaty i wnioski o wykroczenia wystawione w kwietniu 2020 (miesiąc obowiązywania najbardziej rygorystycznych obostrzeń) mogą wylądować w koszu. Sędziowie rozpatrujący wnioski policji, odmawiają wszczęcia postępowań.

- Uzasadniają to faktem, że czyn, popełniony w czasie obowiązywania nakazu czy zakazu, po zniesieniu obostrzenia, nie stanowi już wykroczenia. To wynika jasno z przepisów kodeksu - mówi Wirtualnej Polsce mec. Magdalena Wilk. Na dowód prezentuje postanowienie sądu w sprawie o kwietniowy mandat za naruszenie zakazu przemieszczania się. Uzasadnienie do umorzenia liczy dwa zdania.

Zobacz także: Wybory prezydenckie 2020. Sztab Andrzeja Dudy zarzuca kłamstwo Rafałowi Trzaskowskiemu. Cezary Tomczyk: nie wiem, o co chodzi

Jechała do Rossmanna po papier toaletowy. Mandat anulowany

Umorzenie otrzymał schorowany starszy mężczyzna, który wracając ze sklepu, przysiadł na ławce w parku, aby odpocząć. Ławka ta znajdowała się w parku zamkniętym przez koronawirusa. Policja potraktowała czyn, jako korzystanie z zamkniętej infrastruktury terenów zielonych i z całą surowością wlepiła mandat. Umorzona została sprawa mieszkanki wsi, która pojechała do sąsiedniej miejscowości, aby w Rossmannie kupić papier toaletowy. Patrol policji zarzucił jej naruszenie zakazu przemieszczania się i wyjazd z domu bez ważnego powodu.

Adwokat twierdzi, że na podobnej zasadzie przechodnie ujęci podczas siedzenia na ławce w zamkniętym parku, biegacze czy podróżni zatrzymani w trakcie jazdy na święta wielkanocne nie zostaną już ukarani. W kwietniu policja informowała, iż wystawia tysiąc mandatów na dobę. W przypadku odmowy przyjęcia mandatu policjanci kierowali wniosek o ukarania do sądu. Pisma z policji docierają do sądów z wielotygodniowym opóźnieniem. W międzyczasie zmieniły się przepisy, na podstawie których obwinieni mieliby ponieść karę.

- Powiem więcej, kto zapłacił mandat, ten sierota - dodaje.

Czy policjanci odpuszczą już sobie ściganie obywateli za mandaty z czasów najsurowszych obostrzeń? Poprosiliśmy o komentarz rzecznika prasowego Komendanta Głównego Policji. Do czasu publikacji tekstu nie odpowiedział.

Co ważne aktualne pozostają "sprawy maseczkowe", czyli mandaty i wnioski o ukaranie za nieprzestrzeganie nakazu zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych. Od 16 kwietnia do 30 maja Policja wystawiła ponad 13 tys. mandatów i skierowała niemal 4,9 tys. wniosków o ukaranie do sądu. Według mecenas Wilk dopiero z chwilą cofnięcia tego obostrzenia, sprawy te staną się bezprzedmiotowe.

Obraz
© Facebook | Magdalena Wilk

Koronawirus i obostrzenia. Sanepid stał się bardziej łaskawy

Jak informuje mec. Wilk, złagodzeniu uległo również stanowisko inspektorów sanitarnych w sprawie słynnych już kar administracyjnych (do 30 tys. zł), nakładanych za nieprzestrzeganie zakazów epidemicznych.

Przypomnijmy, że według danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego suma tych kar przekroczyła ponad milion zł. Jak dowiaduje się WP, zdecydowana większość osób ich nie zapłaciła. Ukarani korzystali z możliwości zawieszenia terminu egzekucji. Następnie pisali odwołania do wojewódzkich inspektorów. Ci zaś łaskawszym okiem patrzyli na przewinienia.

Cztery dni temu śląski inspektor sanitarny umorzył dwie takie kary finansowe. Jedna z nich dotyczyła mieszkańca Lublińca, który za naruszenie zakazu przemieszczania się miał zapłacić 5000 zł. Jak czytamy w dokumentach spraw, inspektor uznał, że po zmianie sytuacji prawnej (chodzi o cofnięcie obostrzeń) postępowanie stało się bezprzedmiotowe.

W obronie obywateli karanych drakońskimi karami pieniężnymi za naruszenie obostrzeń występował też Rzecznik Praw Obywatelskich. Interweniował w sprawie 70-letniej pani Doroty, która została ukarana 12 tys. zł kary administracyjnej za naruszenie zakazu przebywania w parku. Jak się okazało, weszła do parku, bo jej pies zerwał się ze smyczy i pogonił za kotem. Dopiero Wojewódzki Inspektor Sanitarny uchylił karę.

Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
koronawiruspolicjasądy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (756)