Trwa ładowanie...

Koronawirus. Raport z frontu, dzień dwunasty. "Nigdy nie patrzę na twarze. Twarze śnią mi się po nocach"

Gdy w skażonej strefie umiera pacjent podłączony do respiratora, wdrażamy specjalną procedurę. Rurkę intubacyjną, cewniki zostawiamy w ciele zmarłego. Zwłoki jeszcze na szpitalnym łóżku obmywamy płynem dezynfekcyjnym. Następnie zawijamy je w nasączone płynem płótno. Na widoku zostaje tylko głowa, dla ułatwienia procesu identyfikacji. Jeden foliowy worek, dezynfekcja, drugi, dezynfekcja. Na worek kładziesz wypełnioną dokumentację. Przyjeżdżają chłopaki z prosektorium.

Koronawirus. Raport z frontu, dzień dwunasty. "Nigdy nie patrzę na twarze. Twarze śnią mi się po nocach"Źródło: PAP
d1iv4rt
d1iv4rt

Katarzyna - ratowniczka medyczna. Pracuje w Państwowym Systemie Ratownictwa Medycznego w Polsce. Imię i niektóre szczegóły pozwalające na identyfikację bohaterki zmienione.

09:20

Pracując w szpitalu, jeżdżąc w karetce, ze śmiercią trzeba się oswoić. Nie chodzi o to, by się do niej przyzwyczajać, tracić empatię. Chodzi o to, by ją zaakceptować, umieć się z nią obchodzić. Mieć świadomość, że walka o życie człowieka, niejednokrotnie długa i żmudna, nie zawsze zakończy się sukcesem.

Karetka wiezie do nas starszego mężczyznę. Grubo po sześćdziesiątce, stan ciężki, niewydolność oddechowa, podejrzenie zakażenia.

d1iv4rt

Szykujemy się. Zakładamy środki ochrony osobistej. Pojawia się karetka, kilka słów z zespołem. Wymiana informacji, przejmujemy pacjenta. Pomimo ciężkiego stanu, mężczyzna jest jeszcze przytomny. Lekarz podejmuje decyzję, informuje pacjenta o konieczności wprowadzenia w stan śpiączki farmakologicznej i konieczności podłączenia do respiratora.

Przechodzimy do rzeczy: wymaz, intubacja, wkłucie centralne, pompy, leki, cewnik, sonda. Ogrom pracy. Pracy, w której niezwykle ważny jest zgrany zespół. Mamy szczęście pracować pod nadzorem doświadczonego anestezjologa z kilkudziesięcioletnim stażem w ZRM oraz wykształconej, zawsze gotowej do działania oddziałowej. W obecnej sytuacji solidny zespół i kierownictwo dające poczucie bezpieczeństwa jest niezwykle istotne.

To już kolejny taki przypadek. W ostatnich dniach było ich u nas kilka. Nie każdy z nich miał szczęśliwe zakończenie.

11:30

Siedzę w dyżurce. Kontroluję parametry pacjentów pozostających w czerwonej strefie. Monitor, wskazania, papiery. Zerkam w lewo, nie wierzę własnym oczom. Jeden z pracowników oddziału, bez środków ochrony osobistej, kombinezonu, maski, wchodzi do skażonej strefy. Tylko na kilkanaście sekund, ale jakie to ma znaczenie?

d1iv4rt

- Co ty robisz?! – moja reakcja jest natychmiastowa.

Takie zachowanie to przecież skrajna nieodpowiedzialność. Na nic wysiłki całego zespołu, zakładanie i zdejmowanie kombinezonów, fartuchów. Z takim podejściem zarazimy się, bo do dyżurki wirusa przywlecze brak odpowiedzialności. Przecież, gdy wychodzisz ze strefy czerwonej, twoje ubranie to materiał zakaźny. Trzeba trzymać się każdego elementu procedury, w przeciwnym razie wszystko jest bez sensu.

- Jak to? Krótko tam byłem – słyszę.

d1iv4rt

Sprawa trafia do kierownika, ma się już nigdy więcej nie powtórzyć. Jeśli jednak mówimy o niedociągnięciach, patrzmy na wszystkich. Również na personel. My też nie jesteśmy bez winy.

17 procent zakażonych w Polsce to personel medyczny. Nikogo nie powinno to dziwić. Powodów jest wiele. Główny: ograniczona dostępność środków ochrony osobistej, szczególnie w szpitalach niezakaźnych. Poza tym, ze względu na ogromne braki kadrowe, pracujemy w kilku miejscach. Tak było wcześniej i tak jest teraz. Z pracy do pracy, kilkadziesiąt godzin na dyżurach. Brak możliwości przypisania człowieka do jednego szpitala wynika również z odsyłania personelu na kwarantanny, L4, opieki nad dziećmi. Tu kreuje się obraz nędzy i rozpaczy, który jest wynikiem długich lat zaniedbań i niedofinansowania systemu.

Personel medyczny nigdy nie był i nie jest całkowicie bez winy. W trakcie studiów, stażu, pracy w różnych szpitalach spotykałam osoby, które wiele czynności wykonywały bez rękawiczek. Przystosowanie się do obecnej sytuacji to dla niektórych karkołomne wyzwanie. "A tam, nic mi nie będzie. Po co mam się non stop przebierać, ubierać, rozbierać? To męczące!".

d1iv4rt

Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, bo większość personelu restrykcyjnie przestrzega procedur, ale są osoby, których zachowanie to skrajna nieodpowiedzialność, a uwagi kierowane w ich stronę są przez nie odbierane jako przejaw złośliwości. Procedury, przestrzeganie zachowań w strefach to powinien być nawyk, a nie powód do kłótni i wytykania sobie lat pracy.

Kierownicy, oddziałowe stają na głowie, żeby zasady były przestrzegane, ale nie mogą tej kontroli sprawować całą dobę. Nonszalanckie zachowania nie są i nie będą tolerowane w środowisku. Takie osoby są krytykowane, a w przypadku dalszego niedostosowania odmawiamy z nimi współpracy.

Jeszcze jedna sprawa: jeśli ktoś dziś myśli, że gdy zabraknie w szpitalu środków ochrony osobistej, ktokolwiek z personelu podejdzie do zakażonych pacjentów, jest w błędzie. Przychodzimy do pracy, wykonujemy ją najlepiej jak potrafimy, ale wymagamy zapewnienia nam bezpieczeństwa. Nikt nie będzie się narażał. Praca w ochronie zdrowia nie jest służbą ani misją. Każdy chce wrócić do domu i cieszyć się zdrowiem. Swoim, a przede wszystkim bliskich.

d1iv4rt

14:10

Koniec walki. Mężczyzna zmarł.

Procedura po śmierci pacjenta z podejrzeniem albo stwierdzeniem koronawirusa jest dziś bardziej skomplikowana. Wcześniej usuwaliśmy sprzęt z ciała, wypełnialiśmy dokumentację, informowaliśmy prosektorium i po dwóch godzinach zwłoki były zabierane. Teraz wygląda to nieco inaczej.

Odłączamy aparaturę. Wszystko – rurkę intubacyjną, cewniki – pozostawiamy w ciele zmarłego. Zakładamy opaski z danymi. Zwłoki jeszcze na szpitalnym łóżku obmywamy płynem dezynfekcyjnym. Takim, który nie wymaga spłukiwania. Następnie ciało zawijamy w nasączone płynem płótno. Na widoku zostaje tylko głowa, dla ułatwienia procesu identyfikacji. Ciało wkładamy do specjalnego worka. Worek odkażamy. Później do kolejnego i znów dezynfekcja. Na worek kładzie się jeszcze wypełnioną dokumentację i informuje prosektorium.

d1iv4rt

Każdy inaczej radzi sobie z widokiem zmarłych. Ja unikam patrzenia na twarze. Twarze śnią mi się po nocach.

Tu ważne zastrzeżenie: nie jest tak, że osoba, która trafia do szpitala z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, już z niego nie wychodzi. Śmiercią kończy się przecież tylko kilka procent przypadków. Zdecydowana większość osób opuszcza szpital w pełnym zdrowiu. Każda taka sytuacja cieszy, dodaje otuchy i nadziei. Wyrównuje nastroje po przegranych walkach.

15:30

Śmierć pacjenta sprawia, że trzeba doprowadzić stanowisko do ponownej gotowości. SOR zakaźny przyjmuje przecież osoby, które są znakami zapytania: nie muszą, ale mogą być zakażone. Bezwzględnie konieczna jest dezynfekcja, czyszczenie aparatury, wymiana elementów jednorazowych, zamgławienie pomieszczenia, uzupełnienie braków.

Po niecałej godzinie sala jest gotowa. Możemy działać dalej.

Rozmawiam z kolegą, wypełniamy dokumentację. Nagle nachodzi mnie myśl.

- Ej, jak oni sobie to wyobrażają, z tymi wyborami? Wyślą pocztą kartę do głosowania osobie zakażonej? Później ta osoba odda kartkę listonoszowi, a listonosz przekaże ją dalej, do liczenia? Przecież to materiał potencjalnie zakaźny – mówię i dodaję: - My w czerwonej strefie nie mamy prawa nawet jednego zdania w dokumentację wpisać. Później sprawdza ją przecież triażowy, a następnie sekretarka.

Kolega wzrusza ramionami.

20:00

Wracam do domu. Śmierć, kilka trudnych przypadków, awantury. Czas na odpoczynek. Włączam telewizor.

"Bohaterowie bez peleryny", mówi o pracownikach systemu ochrony zdrowia prezenter. Za każdym razem, gdy widzę i słyszę to określenie, mam wrażenie, że to niepotrzebne. Robimy dokładnie to, co robiliśmy przed epidemią. Zmieniły się jednak warunki, w jakich pracujemy, wymusza to na nas stosowanie dodatkowych zabezpieczeń. Po prostu wcześniej mało kto zauważał naszą pracę. Mało kto słyszał nasze wołanie o pomoc. O reformę systemu ochrony zdrowia, której brak odbija się teraz czkawką. Nikt nie zauważał, że przecież wtedy również ryzykowaliśmy własne życie. Gdy jechaliśmy na złamanie karku karetką z przebiegiem 500 tysięcy kilometrów. Gdy szarpaliśmy się z pijanymi, narkomanami.

Dla mnie bohaterami są dziś osoby, które tracą pracę, a i tak podjeżdżają pod szpital i podrzucają pod niego karton z maskami. Albo swoją 13 emeryturę wydają na środki ochrony osobistej dla personelu medycznego. Albo seniorki szyjące maski. Albo panie, które przynoszą nam płyny dezynfekcyjne i rękawice z salonów kosmetycznych, a same w tym czasie bankrutują. Firmy, które szyją nam obuwie ochronne, kombinezony, maski, chroniąc w ten sposób miejsca pracy. By ludzie mieli za co kupić jedzenie. To są prawdziwi bohaterowie.

d1iv4rt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1iv4rt
Więcej tematów