Koronawirus. Poruszająca akcja w całej Polsce. "Mamy stan wojny"
- Mamy pacjentów, którzy dosłownie doczołgują się na SOR ledwo dysząc. Padają na podłogę i mdleją. Oni przychodzą sini. Za chwilę ci chorzy ludzie będą się dusić, a my nie będziemy im mogli pomóc - mówi WP Grzegorz Siwek, lekarz z Krakowa. - Mamy stan wojny - dodaje. Pod szpitalami w całej Polsce palą się w poniedziałek znicze. Dla pacjentów, medyków i systemu ochrony zdrowia.
02.11.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:34
Umierają pacjenci, umierają pracownicy ochrony zdrowia. To za nich stawiane są dziś znicze przed szpitalami w całej Polsce. A także dla systemu, który według organizatorów dzisiejszej akcji - Porozumienia Rezydentów - właśnie ostatecznie się zawalił.
"Nie możemy pogodzić się ze stratą i poczuciem, że można było jej uniknąć, dzięki odpowiednim przygotowaniom. Czujemy się oszukani przez rząd. Brakuje leków, brakuje środków ochrony osobistej, brakuje procedur, brakuje ludzi. Brakuje wszystkiego. Z pompą ogłaszane są podwyżki wynagrodzeń za walkę z COVID-19, których nikt dotąd nie widział" - piszą członkowie Porozumienia Rezydentów.
- Chcemy tą akcją uczcić pamięć osób zmarłych w czasie pandemii. Pamięć pacjentów, a także osób z personelu medycznego, którzy walcząc o życie chorych zmarli na służbie. Chcemy, by to był dzień zadumy, czas refleksji - mówi WP Grzegorz Siwek, lekarz z Krakowa i członek Porozumienia Rezydentów.
Dodaje: - Pogrzeb służby zdrowia odbywa się codziennie. System właśnie ostatecznie się zawalił i codziennie umierają przez to ludzie.
Koronawirus. "Pacjenci przychodzą sini"
- Mamy stan wojny - stwierdza lekarz. - Na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych brakuje łóżek i respiratorów. I mówiąc "brakuje" mam na myśli to, że w niektórych regionach nie ma już możliwości przyjęcia ani jednego nowego pacjenta. Trzeba podejmować decyzje, komu udzielić pomocy - przyznaje Grzegorz Siwek.
Podkreśla, że personel medyczny stara się robić, co w jego mocy. - Leczymy, jak możemy, ale takie są realia. Mamy pacjentów, którzy dosłownie doczołgują się na SOR ledwo dysząc. Padają na podłogę i mdleją. Oni przychodzą sini. Za chwilę ci chorzy ludzie będą się dusić, a my nie będziemy im mogli pomóc. Pamiętajmy też, że oprócz tego mamy tłumy pacjentów wymagających pomocy przy innych schorzeniach. Trzeba się rozdwoić. To jest dramat na ten moment - ocenia.
Pytany, jak się czuje, przyznaje, że sam jest wyczerpany. - Wielu moich kolegów i koleżanek przebywa obecnie na kwarantannie. W grafiku z sześciu dyżurów nagle robi się dwanaście, czternaście. I to nie jest tak, że ja lubię siedzieć poza domem. Ale pracować ktoś musi. Tak mają wszyscy, nie tylko lekarze, ale i pielęgniarki czy ratownicy medyczni - wyjaśnia.
Koronawirus w Polsce. "Pacjenci w dramatycznym stanie"
- Brakuje łóżek i respiratorów, brakuje rąk do pracy, brakuje środków ochrony osobistej, brakuje też leków. Jest naprawdę dramat. Jesteśmy wyczerpani - dodaje Marta Pietrzykowska z Porozumienia Rezydentów.
Przyznaje, że osobom porzebującym do skutku szuka się miejsc w szpitalach. - Ale to bardzo trudne zadanie i trwa wiele godzin. Pacjenci oczekujący w karetkach są zazwyczaj w dramatycznym stanie. Oni nie są często w stanie samodzielnie przejść kilku metrów. A szpitale nie są z gumy. Dodatkowe łóżka już się w nich nie mieszczą - ocenia.
I dodaje: - Liczba pacjentów znacząco przewyższa nasze możliwości lokalowe i osobowe, szczególnie w warunkach epidemii, kiedy wykonywanie wszelkich czynności medycznych jest dużo trudniejsze i wymaga więcej czasu. Dla pacjentów w bardzo ciężkim stanie często nie jesteśmy w stanie zaoferować odpowiedniego leczenia, ponieważ brakuje respiratorów.
- To wszystko można było przemyśleć, można było to zorganizować. A żadne kroki nie zostały podjęte i teraz wszystko jest prowizorycznie organizowane - podsumowuje Marta Pietrzykowska.
Koronawirus i niewydolny system. Możliwy protest
Organizatorzy dzisiejszej akcji domagają się natychmiastowych zmian w ochronie zdrowia dla dobra pacjentów. Mówią, że czują się pozostawieni sami sobie.
- Potrzebne są zmiany. Jeżeli dalej będzie to wyglądało tak, jak teraz, jeżeli dalej ludzie będą umierać, a organizacja tego systemu nie będzie spójna, będziemy przygotowywać się do protestów - zapowiada Grzegorz Siwek.
- Mamy już na to pomysły, by zrobić to tak, aby zwrócić uwagę na problem jednocześnie nie odchodząc od łóżek i pacjentów. Nie wyobrażamy sobie tego, chyba że sytuacja będzie tak tragiczna, że nie będziemy mieli innego wyjścia - podsumowuje lekarz.