Ukraina, zamknięcie granic. "Działania władz są chaotyczne"
Od miesiąca na Ukrainie codziennie przybywa ponad tysiąc zakażeń. Teraz rząd podjął radykalny krok i zamknął granice dla obcokrajowców. - Dla wszystkich było to zaskoczeniem - mówi nam Polka, która mieszka we Lwowie.
Pogarszająca się sytuacja epidemiczna sprawiła, że ukraińskie władze podjęły radykalny krok. Rząd zdecydował o czasowym zamknięciu granic dla obcokrajowców. Wjechać będą mogli tylko ci, którzy mają zezwolenie na pobyt stały. Zakaz nie dotyczy też kierowców ciężarówek, obywateli Białorusi i paru innych grup. Nowe prawo zacznie obowiązywać w sobotę.
To, jak zwiększała się liczba zakażeń na Ukrainie, wyraźnie widać w statystykach. Od końca lipca nie było dnia, kiedy potwierdzono mniej niż tysiąc nowych przypadków dziennie. Przez trzy dni w sierpniu wykrywano ponad dwa tysiące zakażeń. Rekord padł 22 sierpnia. 2328 nowych przypadków.
Zamknięcie granic na Ukrainie. Lwów nie ucierpi? "Jest masa turystów"
Zdawałoby się, że zakaz przekraczania granicy przez obcokrajowców może uderzyć w duże miasta turystyczne, takie jak Lwów czy Odessa. Jednak Katarzyna Łoza, przewodniczka i Polka mieszkająca we Lwowie, tego się nie obawia. - Lwów jest miejscem turystycznym nie tylko dla Polaków, ale też dla Ukraińców - zauważa w rozmowie z WP.
- Jest masa turystów, to nie są turyści zagraniczni, ale wewnętrzna turystyka kwitnie. Tak samo Odessa jest pełna - mówi. - Powiedziałabym, że Lwów jest takim bardzo południowym miastem. Ludzie lubią spędzać czas na ulicach i w kawiarniach. Kiedy tylko poluzowano obostrzenia, od razu zapełniły się lokale - dodaje.
Nasza rozmówczyni zauważa, że pomimo rosnącej liczby nowych przypadków, wprowadzony przez rząd zakaz był dla wszystkich zaskoczeniem. Szybko pojawiły się też plotki, dlaczego tak nagle wprowadzono zakaz. - Mówi się, że to ze względu na Chasydów. Izrael jest w strefie czerwonej, nie było innego sposobu, żeby zatrzymać ich pielgrzymki - opowiada. I wyjaśnia, że co roku na Ukrainę przyjeżdża nawet kilkadziesiąt tysięcy Chasydów, a zachorowań w Izraelu jest coraz więcej.
Ukraina walczy z koronawirusem. "Działania władz są chaotyczne"
Ukraina jest dzisiaj podzielona, podobnie jak Polska, na strefy. W zależności od liczby nowych zakażeń rejony uznawane są za zielone, żółte, pomarańczowe albo czerwone. - Liczby zakażeń są coraz większe, ale nie są aż tak duże, jak były w Hiszpanii czy we Włoszech - zauważa Katarzyna Łoza.
- Liczba zachorowań bardzo się różni, duże są różnice między rejonami. W jednych jest kilkaset zachorowań, a obok kilka tysięcy. Na przykład Lwów jest w pomarańczowej strefie, ale Sambor niedaleko Lwowa już w czerwonej - mówi Polka. - W miastach w czerwonych strefach były protesty, ludzie nie chcieli ograniczeń. Nawet któryś z merów powiedział, że nie będzie im się podporządkowywał - dodaje.
Jednak działania ukraińskich władz są przez społeczeństwo ocenianie jako chaotyczne. - W ciągu miesiąca kilka razy zmieniały się zasady, na jakich ludzie mogą wjeżdżać. Raz była kwarantanna, raz nie było kwarantanny, potem była kwarantanna tylko dla przylatujących - mówi Łoza. - Nie wiemy też, jak ten zakaz wjazdu będzie wyglądał. To rozporządzenie nie zostało nawet opublikowane - stwierdza.
- Poza tym na Ukrainie jest masa osób, które nie wierzą w istnienie wirusa. Uważają, że to zmowa i mistyfikacja. Spiskowe teorie są na Ukrainie bardzo popularne - stwierdza nasza rozmówczyni. - Zwłaszcza, jeśli chodzi o udział w czymś władzy, bo nie ma do władzy zaufania. Ludzie uważają, że władza robi przekręty, na czym tylko się da, więc myślą, że na pandemii też ktoś chce zarobić - wyjaśnia.
Polka mówi, że codzienne życie we Lwowie wygląda podobnie, jak to przed pandemią. Władze pozwoliły na otwarcie szkół, działają wszystkie restauracje, choć muszą zamykać się przed północą. Nie ma jednak imprez masowych i koncertów. - Trzeba nosić maseczki w komunikacji miejskiej, sklepach i innych pomieszczeniach. Ale większość osób ma maseczki na ręku, w kieszeni albo na brodzie. Niewiele osób nosi je poprawnie - zauważa.
Łącznie liczba przypadków na Ukrainie przekroczyła 112 tysięcy, z czego ponad 50 tysięcy osób wciąż choruje na COVID-19. Najwyższe przyrosty zakażeń odnotowano w sierpniu. Z powodu koronawirusa zmarło ponad 2400 osób. Jedną z zakażonych jest Julia Tymoszenko. Jej współpracownicy potwierdzili, że była premier Ukrainy znajduje się w szpitalu i jest w stanie krytycznym.