Koronawirus a utrata pracy. Sebastian mieszka w Hiszpanii. Tak wygląda tam pomoc państwa
- W Hiszpanii zwolniono z pracy setki tysięcy ludzi, w tym mnie. Płaci nam państwo - 70 procent wypłaty brutto, przez cztery pierwsze miesiące pandemii - mówi Sebastian Radoszewski, który w Hiszpanii mieszka od 20 lat. I pyta: - A Polska co na to?
Aż 780 tys. osób jest zagrożonych utratą pracy lub spadkiem dochodów w wyniku epidemii – uważają ekonomiści Centrum Analiz Ekonomicznych, o czym w ostatnich dniach pisał "Dziennik Gazeta Prawna".
Polacy obawiają się o to, że ich portfele mogą szybko zrobić się puste. Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, ci, którzy pracę już przez koronawirusa stracili, lub też mają jej znacznie mniej, organizują się w sieci. W grupach takich jak Koronaworkersi czy Widzialna Ręka ogłaszają propozycje zarobkowe, inni piszą, co mogliby robić.
Rząd cały czas pracuje nad pakietem projektów ustaw, które mają się złożyć na tak zwaną Tarczę Antykryzysową. Ministerstwo rozwoju zapowiada, że firmy w kłopotach otrzymają wsparcie - państwo m.in. dołoży się do płac ich pracowników. Nie wszystkie konkrety są już znane. W pakiecie ma się również znaleźć zapis o tym, że zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych będą mogli skorzystać ze świadczenia w kwocie około 2 tys. zł brutto.
Koronawirus w Hiszpanii
O tym, jak to zostało rozwiązane w Hiszpanii, mówi nam Sebastian Radoszewski, rezydent mieszkający w tym kraju od 20 lat. - Nigdy nie musiałem korzystać z pomocy państwa. Od 20 lat pracuję też w tej samej firmie, znanej z przyzwoitości i niezłych zarobków na lokalnym rynku pracy - mówi WP.
Opowiada, że kiedy epidemia pustoszyła Chiny, Hiszpanie - podobnie jak i Włosi - nadal pili rano kawę w kawiarni, chodzili do pracy, a później jadali razem obiad, kompletnie lekceważąc sytuację. - Tak też było i w fabrykach, warsztatach, na budowach. Kiedy wirus dotarł do Włoch i zaczął siać spustoszenie, to niektórzy mówili, że jeśli jest już tam, to za chwilę będzie i tu, w Hiszpanii. Nadal jednak nikt, przynajmniej z pracodawców i pracowników, nie wyciągał żadnych wniosków. Kiedy wirus dotarł do Hiszpanii, wszyscy udawali zaskoczonych, przerażonych, ale nadal nie robili niczego, co mogłoby powstrzymać epidemię - opowiada Sebastian.
- Kiedy wirus już dobrze się "zagościł" w Hiszpanii, musiałem nadal wykonywać bieżące prace remontowo-konserwatorskie w miejscowej oczyszczalni wód kanalizacyjnych. Po pierwszych protestach związków zawodowych, firmy, dość nieudolnie, wyposażyły pracowników w środki ochronne typu maseczki, rękawiczki żele. Były krótkie pogadanki o tym, jak się uchronić przed wirusem. Wszystko to robiono, żeby uspokoić pracowników, a przede wszystkim zapewnić ciągłość wykonywanych prac. Osoby przeprowadzające rozmowy, to z reguły firmowi BHP-wcy, którzy kompletnie nie wiedzieli, z jakim wrogiem mają do czynienia. To również pomogło rozprzestrzenić się wirusowi, w takiej skali - ocenia Sebastian.
CZYTAJ TEŻ: Koronawirus w Polsce. Pracowników szpitala dotknęło wykluczenie. Powód: "mogą mieć kontakt z chorymi"
Królewski dekret i 70-procentowa pomoc
Zgodnie z hiszpańskim prawem, w sytuacji “siły wyższej", jaką jest trwająca pandemia, pracodawcy mogą rozpocząć z tzw. postępowanie czasowej regulacji zatrudnienia (ERTE) i bez ponoszenia kosztów zwolnić całą lub część załogi, a ta otrzyma wsparcie od państwa. Pracodawcy zaczęli z tego korzystać.
Pojawił się też dekret królewski z 17 marca w sprawie nadzwyczajnych pilnych środków w celu zmierzenia się z ekonomicznym i społecznym wpływem COVID-19. - Dekret zobowiązał pracodawców do zmian. Muszą ograniczyć swoją działalność, przeorganizować ją, lub, tak jak w moim przypadku, zawiesić. Zaproponowano nam czasowe przejście pod opiekę państwa. Innymi słowy staliśmy się bezrobotnymi, ale na czas określony, w którym to czasie nie przedstawia się nam ofert pracy, nie żąda okresowego podpisywania obecności i jednocześnie nie tracimy wypracowanego przedtem prawa do zasiłku - mówi Sebastian.
- Później, po upłynięciu wskazanym w ERTE terminu, możemy wrócić do pracy na identycznych jak poprzednio zasadach (w zależności od wewnętrznych ustaleń, możemy nie tracić na trzynastce i na ilości urlopu wypoczynkowego), albo podaje się nowy termin powrotu do pracy. System płacenia takim osobom to 70 proc., od podstawy brutto przez cztery pierwsze miesiące, a potem jest to stopniowo zmniejszane, identycznie jak w przypadku każdego innego, bezrobotnego - wyjaśnia Sebastian.
Tłumaczy też: - Mój zakład pracy, pomimo że cieszył się niezłą renomą, był zależny od innych, większych przedsiębiorstw, które zależne były od dostawców chociażby z Chin i Włoch. Ta sytuacja doprowadzi do pogromu małych i średnich pracodawców, a tym samym do gigantycznego kryzysu. W podobnej do mojej sytuacji, są setki tysięcy Hiszpanów i innych rezydentów. Na razie śpię spokojnie, wychodząc z domu jedynie na krótki spacer z psem, lub po zakup żywności, ale mam obawy, że za kilka miesięcy będzie dużo gorzej - podsumowuje.
W Hiszpanii naliczono już 3,434 ofiar koronawirusa. Jednocześnie należy zaznaczyć, że 5,367 Hiszpanów wyzdrowiało, a zarażonych jest ponad 47 tysięcy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl