Kornel miał doświadczyć tego, co Igor Stachowiak. Kolejna wstrząsająca sprawa z paralizatorem w tle
Jeden z policjantów ma pseudonim "Volt". Podobno dlatego, że lubi nadużywać paralizatora. Mowa o funkcjonariuszu z komisariatu z Kołobrzegu. Ofiarą nadużyć miał być z kolei 18-letni Kornel. - Policjanci rzucili mnie na ziemię i się zapytali czy sr..em, bo jak nie to zaraz się zes..m. I razili mnie paralizatorem próbując wymusić zeznania - mówił. Tak jak w przypadku sprawy śmierci Igora Stachowiaka, i w tej nie wszystko jest jasne.
Niestety, okazuje się, że Igor Stachowiak nie był jedyny. Echa głośnej w mediach sprawy jego śmierci na komisariacie nie milkną. Teraz pojawiają się informacje o kolejnych poszkodowanych. Jednym z nich ma być 18-letni Kornel.
O sprawie donosi TVN. Wszystko zaczęło się od tego, że w nocy z 17 na 18 lipca 2016 roku Kornel brał udział w bójce. Został przewieziony na komisariat. Tam chłopak został rażony paralizatorem aż osiem razy. - Na początku zostałem porażony przez koszulkę kilka razy i w pewnym momencie uznali, że chyba za słabo to na mnie działa. Podciągnęli mi koszulkę i wtedy ten drugi policjant temu rażącemu pokazywał, w których miejscach najlepiej razić, żebym najbardziej to poczuł - relacjonuje 18-latek.
Przeprowadzono policyjną kontrolę, ale nie dała efektów. Po dwóch dniach 18-latek zgłosił się na obdukcję lekarską. Wyniki były przerażające.
- Miałem szesnaście śladów, a paralizator zostawia dwa ślady po rażeniu - stwierdził Kornel. - Nie chcę nawet myśleć, ile było tych uderzeń. Bo z obdukcji, której dokonaliśmy po tym zdarzeniu wynika, że miał szesnaście punktów poparzeń drugiego stopnia - dodała matka chłopaka.
Śledztwo
- Przecież mógł go zabić. Także my i tak dziękujemy Bogu, że to się zakończyło w ten sposób. Ale do prawdy trzeba dotrzeć - powiedział ojciec Kornela. Rodzina 18-latka złożyła wniosek o wszczęcie postępowania karnego i postępowania dyscyplinarnego w policji.
Nic to nie dało. Po miesiącu funkcjonariusze skończyli bowiem postępowanie skargowe, bo "nie potwierdzono stosowania paralizatora i siły fizycznej w budynku komendy".
Sprawa wróciła po roku, po tym, jak zaczęły o nią pytać media. Okazało się, że zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające, ale nie dyscyplinarne. Co więcej, to pierwsze umorzono.
Rzecznik zachodniopomorskiej policji przyznał, że postępowanie "było prowadzone ze zbyt małą dociekliwością". funkcjonariusz, który je prowadził, stracił stanowisko. Gniewu nie kryje ojciec Kornela. - Osoba, która przeprowadzała postępowanie wyjaśniające, nie zrobiła nic. Nie sprawdziła tasera ani monitoringu. Przesłuchała tylko swoich kolegów - powiedział.
Na nowo wszczęto też postępowanie przeciwko trzech innym policjantom.
Problem był nie tylko z ustaleniem winnych, ale też z danymi z paralizatora. Pod koniec sierpnia rodzina Kornela zawnioskowała o nie. Przez osiem miesięcy nie otrzymała jednak odpowiedzi. Dane zgrano dopiero w kwietniu, ale... okazało się, że nic się nie nagrało.
- Kamera znajduje się w samej baterii, więc być może na komendzie było kilka baterii. Raz podano taser z jedną, raz z drugą - tak sytuację tłumaczy ojciec Kornela.
Zobacz też: Burzliwa debata w Sejmie wokół sprawy śmierci Igora Stachowiaka
- Sprawca, który to zrobił, jeden jedyny miał uprawnienia na ten paralizator w Kołobrzegu i słynął z tego, że lubił sobie go poużywać - dodał ojciec 18-latka. - Słyszałem, że ma pseudonim "Volt" - dodał Kornel.
Jak dowiedział się TVN, Marcin W. używał służbowego paralizatora 18 razy w ciągu czterech miesięcy, ale tego nie udokumentował. On i trzech pozostałych funkcjonariuszy usłyszeli zarzuty.
Co na to wszystko minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak? Unikał odpowiedzi na pytanie o roczną zwłokę w działaniach służb. - O takie informacje proszę się zgłaszać do Komendanta Głównego Policji - powiedział.
Rzecznik KGP mł. insp. Mariusz Ciarka skwitował z kolei: - Udzieliłbym informacji, ale nie znam po prostu tej sprawy.
Źródło: TVN