Kontrowersje wokół zmian na stanowiskach w PE
W momencie, kiedy niemiecki chadek Hans-Gert
Poettering przejmuje przewodnictwo Parlamentu Europejskiego i
decydują się zmiany na innych stanowiskach w izbie, Platforma
Obywatelska ryzykuje konfliktem z Niemcami wewnątrz chadeckiej
frakcji - Europejskiej Partii Ludowej (EPL).
14.01.2007 | aktual.: 14.01.2007 19:03
Po tym jak szef delegacji PO Jacek Saryusz-Wolski utracił kilka dni temu szanse na utrzymanie stanowiska wiceprzewodniczącego PE, obecnie, rozważa odebranie Niemcom Komisji Spraw Zagranicznych, którą od prawie 10 lat kieruje bardzo wpływowy niemiecki polityk CDU, Elmar Brok. To on był sprawozdawcą PE w sprawie ostatnich rozszerzeń Unii, a w Niemczech od 1999 roku przewodniczy komisji CDU ds. polityki europejskiej.
Komisja Spraw Zagranicznych to dziecko Broka, taki zamach jest nie do pomyślenia. Nikt przez moment nie sądził, że na tym stanowisku może zajść zmiana - mówią ludzie z bliskiego otoczenia szefa komisji spraw zagranicznych.
Tymczasem jest to perspektywa realna. O podziale stanowisk decyduje bowiem zasada proporcjonalności (tzw. metoda d'Hondta). Zgodnie z nią najważniejsze stanowiska w PE otrzymują największe frakcje polityczne (czyli najpierw chadecja, potem socjaliści, liberałowie, itd), a we frakcjach - największe delegacje narodowe (w chadecji - najpierw Niemcy, potem Brytyjczycy, Hiszpanie, Włosi, Francuzi i Polacy).
Ponieważ większe delegacje dostały już stanowiska w biurze PE, a także w prezydium frakcji chadeckiej, z formuły d'Hondta wynika, że to polska delegacja w EPL, licząca 15 eurodeputowanych (14 z PO i jeden z PSL), jako pierwsza będzie wybierać dla siebie przewodnictwo jednej z 20 komisji parlamentarnych.
Według źródeł w PO, Saryusz-Wolskiemu, niełatwo pogodzić się z utratą stanowiska wiceprzewodniczącego i chciałby wziąć dla siebie Komisję Spraw Zagranicznych.
Konsekwencją takiego wyboru będzie nie tylko narażenie się Niemcom, ale też utrata ważnej, jeśli nie najważniejszej z punktu widzenia traktatowych kompetencji Parlamentu Europejskiego, Komisji ds. Budżetu, której przewodniczy obecnie Janusz Lewandowski (PO).
O polityce zagranicznej Unii Europejskiej decydują bowiem rządy państw członkowskich, PE ma rolę jedynie doradczą, choć bez wątpienia stanowisko szefa Komisji Spraw Zagranicznych jest bardzo prestiżowe. Wydaje się jednak, że rola tej komisji będzie w najbliższych latach dość ograniczona, biorąc pod uwagę, że nie szykuje się żadne nowe rozszerzenie Unii (nie licząc Chorwacji, której wejście do UE też może zostać opóźnione w związku z brakiem nowego unijnego traktatu).
W sprawach budżetu PE wywalczył sobie tymczasem kompetencje na równi z Radą UE reprezentującą rządy państw członkowskich. Współdecyduje m.in. o wielkości unijnych funduszy strukturalnych i funduszy spójności. Dotychczas europarlament określany bywał jako zwolennik dużego budżetu i "przyjaciel" mniej zamożnych krajów. To tym ważniejsze, że już za rok ma rozpocząć się tzw. rewizja budżetu Unii, przewidziana przez unijnych przywódców w kompromisie budżetu na lata 2007-13. Ta rewizja ma przesądzić o reformie wpłat do unijnej kasy, a także o zmianach w polityce rolnej po 2013 roku.
Nie ma mowy, by Platforma mogła przewodniczyć dwóm komisjom, najwyżej może dostać jeszcze wiceprzewodniczącego którejś z innych komisji. Jeśli PO wybierze Komisję Spraw Zagranicznych, budżet wybierze następna w kolejce delegacja - mówi jeden z europosłów PO.
W ciągu najbliższych dni Platforma będzie musiała podjąć decyzję, której z komisji chce przewodniczyć.
W styczniu mija 2,5 roku od rozpoczęcia pracy przez obecny Parlament Europejski, który po wejściu Rumunii i Bułgarii do UE liczy 785 posłów. Zgodnie z umową między dwiema największymi frakcjami - chadecją (EPL - 277) i socjalistami (PSE - 218) - po socjaliście Josepie Borrellu stanowisko przewodniczącego PE obejmie we wtorek niemiecki chadek Hans-Gert Poettering.
Socjaliści zapewnili, że uszanują układ sprzed 2,5 roku i zagłosują za Poetteringiem. Jego wybór wydaje się więc przesądzony, zwłaszcza że poparcie obiecały mu dwie kolejne pod względem wielkości frakcje - ALDE (liberałowie i demokraci) oraz UEN (Unia na rzecz Europy Narodów).
Pozostali zgłoszeni kandydaci to Monica Frassoni (Zieloni), Francis Wurtz (komuniści) i Jens-Peter Bonde (eurosceptycy).
We wtorek zostanie wybranych też 14 wiceprzewodniczących i sześciu kwestorów. Stanowiska wiceprzewodniczących straci, oprócz Saryusz-Wolskiego, Janusz Onyszkiewicz (PD). Pewnym nowym wiceszefem PE jest natomiast Marek Siwiec (SLD), zgłoszony już oficjalnie z ramienia socjalistów.
Prawo do jednego wiceprzewodniczącego ma też liczący 44 eurodeputowanych UEN (Unia na rzecz Europy Narodów), gdzie największą delegacją są Polacy z partii koalicji rządzącej w Warszawie. Ale dopiero poniedziałkowe wewnętrzne głosowanie w UEN ma potwierdzić kandydaturę Polaka (mówi się o Adamie Bielanie lub Michale Kamińskim z PiS).
Większość z 54 polskich eurodeputowanych zasiada w mniejszych frakcjach, co w naturalny sposób osłabia ich szanse przy obsadzaniu ważnych stanowisk. W największej chadeckiej frakcji zasiada 15 Polaków (większość z PO), w socjalistycznej 9 (SLD, SdPl i UP), w liberalnej 5 (PD), w UEN 20 (PiS, Samoobrona, PSL- Piast, LPR), w eurosceptycznej 2, niezrzeszonych jest 3.
Inga Czerny