PolskaKontrolerzy biletów łamią prawo, by lepiej zarabiać

Kontrolerzy biletów łamią prawo, by lepiej zarabiać

Aż półtora tysiąca skarg rocznie składają łodzianie na pracę kontrolerów biletów MPK. Zdaniem pasażerów, tak duża liczba zażaleń wynika stąd, że pracę kanara bardzo prosto zdobyć, a zarobki kontrolerów są uzależnione od liczby wypisywanych mandatów...

Kontrolerzy biletów łamią prawo, by lepiej zarabiać
Źródło zdjęć: © WP.PL

22.09.2009 | aktual.: 22.09.2009 12:24

Jeśli kontroler chce godziwie zarobić, musi niemal hurtowo wlepiać mandaty. Inaczej pozostanie z gołą pensją, która wynosi tyle, ile minimalne wynagrodzenie, czyli 1.276 zł brutto. Prowizje od każdego przyłapanego gapowicza pozwalają kontrolerom zarabiać nawet 2,5 tys. złotych miesięcznie. Chęć zysku sprawia, że kontrolerzy łamią przepisy i nadużywają uprawnień. Dlatego mnożą się skargi od pokrzywdzonych przez kanarów.

Bywa, że nieuzasadnione interwencje kontrolerów kończą się pozwami do sądu. W tym roku firma kontrolerska Systemm wyrzuciła z pracy dwóch kanarów po tym, jak usłyszeli wyrok skazujący za potraktowanie pasażera niezgodnie z prawem. W MPK również wyrzucono kontrolera za nieprawidłowe zachowanie. Jednak najczęstszą karą jest zawieszenie - niezbyt dotkliwe dla kontrolerów. Wystarczy, że ukarany w ten sposób kanar zda egzamin w Zarządzie Dróg i Transportu. Potem może wrócić do pracy i nad-robić stracony czas.

W Łodzi są trzy firmy, które zatrudniają kontrolerów. To MPK, Systemm i PKK Polska. Na etatach pracuje 96 kontrolerów. Oprócz tego MPK zatrudnia 53 osoby na umowę-zlecenie. Liczba kanarów ciągle się zmienia. Na początku roku MPK podpisała umowy z 49 kontrolerami. Do wczoraj zostało ich tylko 31. Rezygnowali z różnych przyczyn, nie tylko z powodu skarg pasażerów. - Prowadzimy egzaminy na kontrolerów, ale nie mamy wpływu na rosnącą liczbę skarg i odwołań w sprawie mandatów. Firmy zatrudniające kontrolerów wewnętrznie karzą i nagradzają pracowników - mówi Arnold Lorenc, rzecznik ZDiT. -Nie prowadzimy też rejestru skarg uznanych za zasadne. Najczęstsze dotyczą niezgodnego z prawem zachowania kontrolera oraz zbyt szybkiego przystąpienia do kontroli, czyli uniemożliwienie skasowania biletu wsiadającemu pasażerowi.

Przepisy mówią, że bilet należy skasować niezwłocznie po wejściu do autobusu. Jest jednak niepisane prawo głosi, że musi to nastąpić w trakcie jednego przystanku. I właśnie ten umowny punkt wykorzystują kontrolerzy, by zapracować na godziwą pensję. Jak? Zaczynają kontrolę, zanim ktokolwiek zdąży wyciągnąć bilet z portfela lub przecisnąć się do kasownika. Według kontrolerów, z którymi rozmawiał "Polska Dziennik Łódzki", właśnie ta metoda jest najskuteczniejszym sposobem na wlepienie mandatu i zdobycie łatwej prowizji. Powód? Na dziesięć przypadków, dziewięciu pasażerów przyjmuje mandat, a tylko jeden pisze skargę.

Jedną z przyczyn naginania zasad z pewnością jest to, że kandydatom na kontrolerów nie stawia się zbyt wygórowanych wymagań. - Aby zostać kontrolerem trzeba mieć wykształcenie ponadgimnazjalne, nie można być karanym, trzeba znać topografię miasta, przejść test psychologiczny i zdać egzamin ZDiT z uchwał, ustaw, regulaminów i rozporządzeń dotyczących transportu publicznego - mówi Bogumił Makowski, rzecznik MPK.

Jeszcze łatwiej zdobyć pracę w PKK Polska. Tam wystarczy rozmowa kwalifikacyjna i krótkie szkolenie na temat pracy kontrolera. Później zostaje tylko egzamin w ZDiT i już można wsiadać i kontrolować pasażerów. PKK Polska kusi kandydatów do zawodu kontrolera atrakcyjną płacą, prowizjami, premiami i możliwością rozwoju.

- Staramy się, żeby pracownicy dużo zarabiali. Ale stała pensja to tylko połowa wynagrodzenia. Druga część to prowizje z mandatów - tak Grzegorz Minda z PKK Polska zachęcał do przyjścia na szkolenie dla przyszłych kanarów.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)