Kontenery z bronią w Laszkach. "ABW miała miejsce pod obserwacją"
- Na trop składowanej broni w hangarach w Laszkach trafili funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Od początku były to operacyjne ustalenia. ABW miała od jakiegoś czasu miejsce pod obserwacją, żeby ewentualnie kogoś dodatkowo namierzyć i zatrzymać. Sprawdzano, czy ktoś tam podejrzany się kręci - mówi nam anonimowo informator ze służb, znający kulisy sprawy.
Przypomnijmy, na terenie lądowiska w Laszkach, którym zarządza Aeroklub Ziemi Jarosławskiej, składowana była broń i amunicja. Uzbrojenie przeciwlotnicze przy granicy z Ukrainą było magazynowane bez żadnego nadzoru. Uzbrojenie nie należy do polskiej armii ani państwowych służb. Miało być komercyjnie dostarczone przez prywatny podmiot ukraińskiej armii. Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte 27 maja przez Prokuraturę Okręgowej w Przemyślu, a jak poinformował RMF FM - przejęte przez Podkarpacki Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej w Rzeszowie.
- To nie okoliczni mieszkańcy natrafili na trop i powiadomili służby. Od początku były to operacyjne ustalenia ABW. Funkcjonariusze pracowali na materiałach własnych. Miejsce było od jakiegoś czasu pod obserwacją, żeby ewentualnie kogoś dodatkowo namierzyć i zatrzymać. Sprawdzano, czy ktoś tam się kręci, czy ktoś przyjeżdża, wchodzi do tego hangaru itd. - mówi nasz informator.
Jak ujawnia, realizację na terenie posesji Aeroklubu Ziemi Jarosławskiej i zabezpieczenie broni rozpoczęto w piątek.
- Było to możliwe wskutek śledztwa wszczętego 27 maja z zawiadomienia rzeszowskiej delegatury ABW. Po tym jak broń zabezpieczyli funkcjonariusze CBŚ, służby zaczęły ochraniać i pilnować miejsca. W środę pojawiła się tam Żandarmeria Wojskowa z dźwigami i zaczęła broń wywozić. Na miejscu pracowali też biegli z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia - dodaje informator ze służb.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gorąco na granicy z Białorusią. Wszystko się nagrało
Nieoficjalnie, przesłuchano już część świadków. Chodzi m.in. o przedstawicieli firmy, która miała transportować sprzęt wojskowy, a także ochroniarzy, którzy mieli zabezpieczać magazyn. Zabezpieczono także dokumentację spółki.
- Firma ma koncesję na obrót bronią, ale nie ma zezwoleń na jej przechowywanie. Nie mogła tej broni magazynować. A do tego była składowana w skandalicznych warunkach. Bez jakiegokolwiek dozoru, w zwykłym hangarze zamykanym na kłódkę – mówi nasz informator.
I jak dodaje, spółka zajmowała się już wcześniej wysyłaniem broni do Ukrainy.
- Tym bardziej więc powinna chronić i nadzorować jej miejsce magazynowania. To koncesjonowana, prywatna firma. Przy wcześniejszych transportach broni na Ukrainę nie było do niej żadnych zastrzeżeń. Broń była w dobrym stanie, nie z demobilu - ujawnia informator ze służb.
Śledztwo prowadzone przez prokuraturę dotyczy nielegalnego posiadania broni i amunicji oraz jej magazynowania przez prywatną spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością na terenie miejscowości Laszki.
Grozi za to kara grzywny, ograniczenia albo pozbawienia wolności do lat 2.
W środę o rodzaj znalezionej broni pytany był na konferencji Jacek Dobrzyński, rzecznik MSWiA. - Broń przeciwlotnicza, swego rodzaju wyrzutnie - powiedział Dobrzyński. Porównał tę broń "do tego - co były komendant policji (Jarosław) Szymczyk przywiózł z Ukrainy i odpalił w Komendzie Głównej Policji".
Jak zaznaczył, z informacji, które posiada, broń ta powinna wyjechać do Ukrainy.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski