Koniec z amatorami w polskim wojsku
Koniec z amatorami. Prezydent Lech Kaczyński zaakceptował pomysł MON-u, by wojsko stało się w pełni profesjonalne. To się opłaca, bo zwykli poborowi nie kryją, że częściej widzą grabie i szczotki niż karabiny.
Wojciech Łuczak, ekspert do spraw wojskowych, uważa, że najwyższy czas na zmianę. Najlepszą armię na świecie mają Brytyjczycy. Dlaczego? Bo zaciągnęły się do niej stadionowe rozrabiaki. Obok wielu tatuaży, mają mnóstwo energii. A kapral, który nimi dowodzi, wie, jak ją właściwie ukierunkować! – mówi. Według Łuczaka, u nas też powinno tak być. Ale jak na razie nasze wojsko przedstawia się bardzo marnie.
Wrocławski poborowy Mariusz, który nie chciał ujawniać swego nazwiska, opowiedział jak funkcjonują jego koszary. Po prostu czekamy na koniec służby. Alkohol też w tym pomaga – mówi. Wszystko dlatego, że 99% z nas jest tu, bo musi - dodaje.
Może to był jeden z powodów, dla którego Lech Kaczyński, jako zwierzchnik sił zbrojnych, zmienił zdanie. W Kielcach, zwracając się do żołnierzy wyjeżdżających do Libanu, zapowiedział pełną profesjonalizację naszej armii.
2010-2012 rok – taki jest termin realizacji zadania. Ministerstwo obrony twierdzi zaś, że już w sylwestra 2009 r. wyjdzie z koszar ostatni poborowy.
Nasza armia pozostanie przy 150 tysiącach żołnierzy – mówi rzecznik ministra Radosława Sikorskiego, Piotr Paszkowski. Zmieni się jednak to, że 90 tysięcy z nich będzie na etacie, 30 tysięcy pracować będzie dla wojska na kilkuletnich kontraktach, a kolejne 30 tysięcy przejdzie do rezerwy – wyjaśnia.
MON podkreśla, że zdaje sobie sprawę, że reorganizacja niesie za sobą duże koszta, ale w przyszłości przyniesie same korzyści. Według rzecznika, pieniądze na zmianę będą musiały się znaleźć w kolejnych budżetach kraju. Łuczak zaznacza jednak, że bardzo ważne jest też, by MON pamiętał o kłopotach Czechów i Słowaków. Mieli oni problemy z zatrudnieniem w wojsku wysoko wykwalifikowanych specjalistów: np. programistów i elektroników. Tutaj wojsko będzie musiało konkurować z prywatnymi firmami, które kuszą ich wysokimi zarobkami – zaznacza. Rzecznik ministra odpowiada, że MON zdaje sobie z tego sprawę.
Dobry i zły żołnierz
Z punktu widzenia obronności kraju zmiana jest konieczna. Mariusz w wojsku jest od sześciu miesięcy. I strzelał tylko dwa razy. Twierdzi, że rola żołnierza poborowego ogranicza się do sprzątania, pełnienia wart i gotowania.
Jak stoimy na warcie z karabinem, to się boimy – przyznaje. Jesteśmy słabo wyszkoleni i nikt z nas nie będzie narażał swojego życia i zdrowia. Nie ma sensu – dodaje. Ocenia, że 99% jego kolegów w wojsku jest tylko dlatego, że musi. Poproszony o porównanie jego umiejętności z wyszkoleniem żołnierza zawodowego np. z Iraku, mówi wprost: wyobrażam sobie, że w porównaniu z nimi nie umiemy nic.
Zupełnie inna sytuacja jest w Szkole Podoficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, gdzie kurs trwa 10 miesięcy. Lucjan Fortuna mówi, że na co dzień elewowie nie mają ani chwili czasu do zmarnowania. Przez dwa miesiące pobytu w szkole strzelał już około 10 razy. A do tego mamy zajęcia z taktyki, prawa wojennego, pedagogiki, psychologii i obrony przed bronią masowego rażenia – wylicza. Nawet jedyną wolną godzinę dnia poświęcamy na naukę, a wstajemy o 5.45 i kładziemy się przed dziesiątą – dodaje jego kolega Marek Stańko. To się opłaca
Wojciech Łuczak zastanawia się, dlaczego tak późno zapadła decyzja o profesjonalizacji armii. Dziwię się, że Lech Kaczyński zdecydował się dopiero teraz. Współuczestniczyłem w tworzeniu specjalnego raportu dla MON-u, z którego jasno wynika, że taka zmiana opłaca się również finansowo. O korzyściach militarnych nie ma co mówić. Prezydent miał go do wglądu – wyjaśnia.
Według niego straty są podwójne, bo poborowy często nie szanuje sprzętu, na którym pracuje. Kiedy do miejscowości Łabędy przyjeżdżały czołgi do naprawy, znajdowano w nich poupychane niedopałki papierosów. Z jednego czołgu pracownicy wybrali kiedyś 350 kg piasku! – mówi. Maszyna przyjechała z Dolnego Śląska – dodaje.
Ale od pieniędzy ważniejsze jest życie żołnierzy. Wie to wrocławski oficer, który był w Iraku na trzeciej zmianie na przełomie lat 2004/2005. Twierdzi, że żołnierz zawodowy jest trzy razy lepiej wyszkolony od poborowego.
Bardzo ważne jest też to, że żołnierze zawodowi są ze sobą zgrani, bo zwyczajnie pracują razem dłużej niż poborowi. To często ratuje ich z opresji – wyjaśnia. W Iraku nieraz spotykały go sytuacje, które były kompletnym zaskoczeniem mimo dużego przygotowania i doświadczenia. Nie wiem, jak zachowałby się zwykły poborowy, który na co dzień ćwiczy znacznie mniej niż zawodowiec. A z wojskiem jak z każdą firmą. Najważniejszy jest profesjonalizm. Tego uczy się latami, nie dziewięć miesięcy – podsumowuje.
Maciej Czujko