Koniec traktatu rozbrojeniowego. Co Europa zrobi bez INF?
NATO zaczyna się szykować do końca amerykańsko-rosyjskiego traktatu rozbrojeniowego INF, czyli "Układ o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu”. Niemcy bardzo boją się eskalacji. Z kolei Londyn i Warszawa popierają twardą linię Ameryki wobec Kremla.
06.12.2018 | aktual.: 06.12.2018 08:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prezydent Donald Trump już w październiku zapowiedział wycofanie się Stanów Zjednoczonych z układu INF o likwidacji pocisków balistycznych i rakietowych pośredniego zasięgu (500-5,5 tys. km), który Ronald Reagan i Michaił Gorbaczow zawarli w 1987 r. Rosja od lat nie przestrzega bowiem INF, co kraje NATO potwierdziły w deklaracji przyjętej we wtorek przez szefów dyplomacji obradujących w Brukseli. Procedura wychodzenia z INF trwa sześć miesięcy. – Ten czas zacznie płynąć po 60 dniach, jeśli Rosja nie powróci do przestrzegania INF – zadeklarował sekretarz stanu USA Mike Pompeo.
60 dni dla Europy
Pompeo, wedle niedawnych przecieków, zamierzał ogłosić wyjście z INF już w Brukseli, ale Europejczycy – głównie kanclerz Angela Merkel – podczas niedawnego szczytu G20 mieli uzyskać u Trumpa dwa miesiące zwłoki. Gdy prezydent USA po raz pierwszy zapowiedział zamiar wyjścia z INF, to zwłaszcza w zachodniej Europie pojawiły się oskarżenia o ryzykowne, jednostronne działania Ameryki co do bezpieczeństwa Europy i stosunków euroatlantyckich. – Nasi partnerzy z Europy bardzo doceniają ten dodatkowy czas 60 dni. Prosili nas o to, a my czynimy wysiłki na rzecz jedności naszego całego Sojuszu – przyznał Pompeo.
Amerykanin podkreślał, że znakiem ważnej dla USA jedności Sojuszu jest deklaracja o INF. – Bardzo dobrze oceniam wspólną deklarację NATO w sprawie INF. Pokazuje, że USA i europejscy sojusznicy dostrzegają konieczność wspólnego stanowiska w tej kwestii, a Amerykanie chcą współdziałać z Europejczykami w decyzjach dotyczących bezpieczeństwa europejskiego i Rosji – mówi Justyna Gotkowska, ekspertka zajmująca się m.in. niemiecką polityką obronną i bezpieczeństwa w warszawskim Ośrodku Studiów Wschodnich (OSW).
Twardą linię Trumpa w kwestii INF od początku otwarcie popierali Brytyjczycy. – Zapowiedzi sekretarza Mike’a Pompeo zostały przyjęte ze zrozumieniem. Polska popiera stanowisko USA – potwierdził w Brukseli minister Jacek Czaputowicz. Natomiast szef NATO Jens Stoltenberg powiedział na zakończenie dwudniowego posiedzenia szefów dyplomacji Sojuszu, że „kilka krajów” NATO już zapowiada dwustronne rozmowy z Moskwą w celu skłonienia jej do zaprzestania łamania INF. – Rosja ma ostatnią szansę – zapowiedział Stoltenberg.
Niemcy boją się wyścigu zbrojeń
Jednak nadzieje na uratowanie INF są bardzo niewielkie. – Chyba wszyscy pogodzili się z końcem układu. Pozostaje pytanie o formę odpowiedzi ze strony NATO. Działania Niemiec będą zapewne dwutorowe. Po pierwsze, będą próbować ograniczać wymiar wojskowy tej odpowiedzi. Po drugie, będą intensywnie promować rozmowy, nowe inicjatywy na rzecz kontroli zbrojeń – tłumaczy Gotkowska.
Sprawa końca INF szczególnie dotyka Niemcy, bo – jak tłumaczy ekspertka OSW – obawiają się wyścigu zbrojeń i dalszego antagonizowania Rosji. Poza tym są one kluczowe dla obecności militarnej USA w Europie. – Berlin obawia się nacisków USA na rozmieszczenie systemów rakietowych pośredniego zasięgu i zwiększenia lub modernizacji taktycznej broni jądrowej rozlokowanej w Niemczech – mówi Gotkowska. Spodziewa się, że decyzje, co będzie po INF, będą wywoływać wielkie debaty w Niemczech oraz "napięcia między chadekami i z drugiej strony SPD, która na pewno będzie się pozycjonować jako przeciwna wzmacnianiu obecności USA”.
Nowa broń USA na wschodniej flance NATO?
– Niemcy boją się, że jeśli odmówią rozmieszczenia dodatkowej broni, to może to doprowadzić do wzmocnienia obecności wojskowej USA na wschodniej flance NATO. A Niemcy nie chcą takiego antagonizowania Rosji – mówi Gotkowska.
Ale kwestia, gdzie i jaką konkretnie broń Amerykanie mogliby rozmieścić w Europie w odpowiedzi na działania Rosji i po wyjściu z INF, na razie jest pieczołowicie omijana w publicznych wypowiedziach rządów europejskich członków Sojuszu. Głośnych deklaracji w tej kwestii unika też Warszawa, choć zasadniczo dąży do wzmacniania obecności USA w Polsce i na wschodniej flance NATO. Niewykluczone, że "przyszłość po INF” zawiśnie nad naradą ministrów obrony NATO planowaną na luty 2019 r., czyli już po upłynięciu 60 dni danych Rosji przez USA.
– Dalsze kroki ze strony Sojuszu powinny być omawiane raczej w ciszy gabinetów, a ewentualne decyzje ogłaszane po ich podjęciu i w porozumieniu ze wszystkimi członkami NATO – przestrzega Gotkowska.
Dla Ukrainy na razie słowa
Szefowie dyplomacji NATO wezwali Rosję do zwrotu ukraińskich statków przejętych podczas niedawnego incydenty w Cieśninie Kerczeńskiej, uwolnienia zatrzymanych tam żołnierzy ukraińskich oraz przywrócenia swobodnej żeglugi po Morzu Azowskim. – Myślę, że to nie jest nasz ostatni głos – powiedział minister Czaputowicz.
Niektóre kraje NATO chcą dodatkowych sankcji wobec Rosji (te musiano by przyjąć na forum UE), a szef ukraińskiego MSW Pawło Klimkin za zamkniętymi drzwiami wzywał Sojusz do wzmocnienia obecności na Morzu Czarnym. Ale bez skutku. Stoltenberg publicznie przypominał, że trzy kraje Sojuszu mają wybrzeże czarnomorskie, a NATO jest już obecne w tym rejonie. – Nadal będziemy pracować z Europejczykami nad dalszymi wspólnymi działaniami, które wychodziłyby poza potrzebne teraz wspólne deklaracje – przekonywał dziennikarzy zastrzegający anonimowość dyplomata USA.
Unia powalczy z rosyjską dezinformacją
Rosyjskim zagrożeniem na swój sposób zajęła się także Unia. Komisja Europejska ogłosiła bowiem plan działań wymierzonych w dezinformację – ma zwiększyć budżet (na personel i narzędzia analizujące) w celu sprawniejszego wykrywania zagrożeń. A do marca 2019 r. stworzyć wspólny "system alertów” instytucji UE oraz krajów Unii, który służyłby błyskawicznemu dzieleniu się informacjami i analizą co do wrogich operacji dezinformacyjnych traktowanych przez UE jako jedno z narzędzi ataków hybrydowych. – Widzieliśmy już próby wpływania na referenda i wybory z dowodami wskazującymi na Rosję jako główne źródła takich kampanii dezinformacyjnych – powiedział Andrus Ansip, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. rynku cyfrowego.