Koniec świata 13 kwietnia w piątek?
Pierwszy raz w historii NASA ogłosiła
"żółty alarm" na swej skali kosmicznych zagrożeń: astronomowie
odkryli że na kursie Ziemi znajduje się planetoida o średnicy 400
m. Prawdopodobieństwo kolizji szacowane jest na razie na 1 do 20,
ale stale rośnie - pisze "Gazeta Wyborcza".
Katastrofa ma nadejść za 25 lat, w piątek 13 kwietnia 2029 roku. Sprawcę zagrożenia, asteroidę 2004 MN4, wykryto w lipcu w obserwatorium na szczycie Kitt Peak w Arizonie, ale po dwóch nocach astronomowie stracili ją z oczu. Nikt wtedy jeszcze nie przeczuwał niebezpieczeństwa.
18 grudnia rozpędzony kawałek kosmicznego gruzu ponownie dostrzegli astronomowie z Australii. Asteroida była w odległości 14,5 mln km. Ma średnicę ok. 400 metrów, jest więc dziesięć razy mniejsza niż obiekt, który 65 mln lat temu był sprawcą wymarcia dinozaurów, ale też dziesięć razy większy niż meteoryt tunguski, który w 1908 r. pokotem położył dwa tysiące hektarów syberyjskiej tajgi.
Kiedy po kilku dniach obliczono wstępne parametry orbity planetoidy, została z miejsca zaliczona do potencjalnie niebezpiecznych: w 2029 roku może minąć Ziemię o włos. Ale może też w nią uderzyć. Jeśli wpadnie do morza, wywoła potężne tsunami lub trzęsienie ziemi. Jeśli trafi w dużą metropolię, nie zostanie tam kamień na kamieniu.
W Wigilię NASA wystosowała ostrzeżenie, w którym ryzyko zderzenia oceniła na 1 do 300. W mediach przeszło to bez większego echa, być może dlatego, że w ostatnich latach naukowcy nieraz ostrzegali przed asteroidami, a po dokładniejszych obserwacjach wykluczali możliwość kolizji.
Tym razem ryzyko katastrofy nie tylko nie zostało wykluczone, ale rosło wraz z napływem świeżych informacji z obserwatoriów całego świata. Kiedy Amerykanie kończyli wigilijną wieczerzę, prawdopodobieństwo zderzenia oceniano już na 1 do 60. W pierwszy dzień świąt stawka wzrosła na 1 do 43, a wczoraj rano NASA alarmowała, że wynosi 1 do 37. - To tyle, co szansa na wylosowanie liczby w ruletce - bagatelizował ktoś zagrożenie w internetowym serwisie miłośników nieba. - Ale tutaj stawką jest nasze życie - odpowiadał ktoś inny. - Według moich obliczeń jest jeszcze gorzej: 1 do 20 - powiedział "Gazecie Wyborczej" dr Ireneusz Włodarczyk z Planetarium Śląskiego w Chorzowie. (PAP)