Koniec procesu Sławomira Nowaka w sprawie zegarka
Sąd Rejonowy w Warszawie zakończył proces karny posła Sławomira Nowaka, byłego ministra transportu w rządzie Donalda Tuska. Prokurator zażądał dla Nowaka uznania winy i łącznie 20 tysięcy zł grzywny. Z kolei obrona wnioskowała o uniewinnienie. Poseł jest oskarżony o złożenie w latach 2011-13 pięciu fałszywych oświadczeń majątkowych, w których nie ujawnił m.in., że ma zegarek wart więcej niż 10 tysięcy zł. Wyrok ma zostać ogłoszony w czwartek.
Według śledczych Nowak miał obowiązek ujawnić posiadanie drogiego zegarka. On sam do winy się nie przyznaje i utrzymuje, że nie wiedział, iż trzeba było tak osobisty przedmiot do oświadczenia wpisać.
Nowak: proszę o osądzenie jako człowieka, nie jako polityka
W poniedziałek Nowak zapewniał, że jest "przekonany o swojej uczciwości". - Proszę, by wysoki sąd osądził mnie jako człowieka, a nie jako polityka - pewnie jakoś odpowiedzialnego za stosowanie tego prawa. Dziś, bez immunitetu, stoję przed moim państwem jako człowiek, który ma prawo popełniać błędy i się po nich podnosi, ale przede wszystkim jako człowiek, który ma przekonanie, że nie jest przestępcą - mówił poseł.
- Od początku byłem do dyspozycji sądu, bo jestem przekonany o swojej uczciwości. Nie mam dwubiegunowości ani dwóch natur. Moja jedyna natura to przejrzystość. Przez całe 10 lat mojej aktywności publicznej nigdy nie miałem woli ukrywać cokolwiek przed opinią publiczną i wyborcami. Przez cały proces nie usłyszałem odpowiedzi na to pytanie: jeżeli wiedziałem, że powinienem wpisać ten prezent od najbliższych (zegarek) do oświadczenia majątkowego, to dlaczego tego nie zrobiłem? - pytał.
Jak podkreślił, żył wówczas w przekonaniu, umacnianym przez współpracowników i instytucje kontrolne, że wszystko jest w porządku i nie musi wpisywać tego zegarka do oświadczenia majątkowego. - Nigdy się go nie wstydziłem, nie trzymałem go w gablocie. Nigdy nie paktowałem z nikim na temat artykułów w gazetach - to się nie zgadza z moją konstrukcją i moim poglądem na świat - dodał.
Obrona: zegarek to przedmiot osobisty, Nowak nie wiedział, że musi go wpisać
Adwokaci byłego ministra podtrzymywali, że zegarek to przedmiot osobisty, niepodlegający wpisaniu do oświadczenia. - Dla tej sprawy to nieważne, w jakich okolicznościach oskarżony kupił zegarek - podkreśliła mec. Joanna Wojnicz. - Dlaczego osoba tak starannie i skrupulatnie dbająca o swój wizerunek nie wpisuje zegarka do oświadczenia? Może dlatego, że nie miała świadomości, że musi to zrobić? Albo dlatego, że przepisy prawa pozostawiają wiele wątpliwości interpretacyjnych? - pytała.
Według obrony, Sławomir Nowak traktował zainteresowanie tabloidu tą sprawą jako atak na siebie. - Robił błyskotliwą karierę polityczną, rzucony na najtrudniejszy odcinek - budowy autostrad, co Sławomir Nowak nadzorował osobiście. A tabloid nie zauważał tych pozytywów, tylko robił z mojego klienta celebrytę, lalusia. Dlatego pytań od tabloidu o zegarek nie potraktował poważnie, a jego najbliższa współpracownica zapewniła go, że oświadczenie majątkowe jest zgodne z prawem - mówiła mec. Wojnicz.
Zaprzeczała zarazem, by rzeczywiście S. Nowak umówił się z naczelnym tabloidu, że skoryguje swe oświadczenie majątkowe o zegarek, w zamian za co gazeta nie opisze tej sprawy. - Zbyt wiele by ryzykował. Nie zapomina się o sprawach tak ważnych dla przyszłości - mówiła.
Drugi obrońca polityka, mec. Małgorzata Dąbrowska-Kardas, wskazując na możliwości różnych interpretacji prawa, zauważyła, że np. prokurator lub sędzia - obowiązany do składania oświadczeń majątkowych - jeśli tego nie uczyni, lub poda nieprawdę - popełnia tylko wykroczenie dyscyplinarne, a nie przestępstwo. - Tak skomplikowany jest system - wskazała. Jak mówiła, w zdecydowanej większości oświadczeń majątkowych zegarków brak.
Dowodziła ona, że z ogólnie niejasnych przepisów wynika, iż karane jest tylko "wpisanie nieprawdy" w oświadczenie majątkowe - nie jest zaś przestępstwem niewpisanie do oświadczenia czegoś, co należy wpisać. - Sławomir Nowak jest człowiekiem wykształconym i inteligentnym, ale - z całym szacunkiem - nie jest prawnikiem i mam wątpliwości, czy rozpoznał bezprawność - mówiła.
Prokurator: Nowak z premedytacją złożył nieprawdziwe oświadczenia
Wcześniej prok. Przemysław Nowak wnosząc uznanie winy i grzywnę 20 tysięcy zł podkreślił, że śledztwo i proces wykazały winę b. ministra transportu, który wiedział, że ma zegarek o wartości powyżej 10 tys. zł i powinien był wpisać go do oświadczenia. - To jest jedyne mienie ruchome, jakie powinien był wpisać. Nie wpisał zatem 100 proc. swych wartościowych ruchomości - mówił prokurator. Za motyw działania oskarżonego prokurator uznał zamiar S. Nowaka, by nie chwalić się drogim zegarkiem. - Ja tego nie wymyśliłem, to wynika z jego zachowania: sam zegarka nie kupił, prosił naczelnego tabloidu, by nie publikować tekstu o zegarku - wyliczał oskarżyciel.
- Nie wierzę, że oskarżony - osoba ponadprzeciętnie inteligentna - jest subiektywnie przekonany o tym, że zegarka nie należy wpisywać do oświadczenia majątkowego - mówił prokurator, przypominając, że w czasie procesu S. Nowak twierdził nawet, iż gdyby miał zegarek za 400 tys. zł, to też by go nie wpisał do oświadczenia - jako przedmiotu osobistego.
Szkodliwość społeczną czynu prokurator uznał za niewysoką. - Wyobrażam sobie, że tego rodzaju czyn w ogóle mógłby nie być przestępstwem, tylko deliktem dyscyplinarnym. Ale to rzecz ustawodawcy - a przedstawiciel ustawodawcy siedzi właśnie na ławie oskarżonych - dodał.
Jak mówił, rozważał też wniosek o uznanie winy i warunkowe umorzenie postępowania wobec posła, jednak ostatecznie postanowił zażądać grzywny - z uwagi na postawę oskarżonego. Orzeczenie o warunkowym umorzeniu postępowania oznaczałoby, że sąd uznaje winę oskarżonego, ale z uwagi na to, że nie był on karany, a przestępstwo nie jest wielkiego kalibru, sprawę się umarza na kilkuletni okres próbny. Gdyby w tym czasie oskarżony popełnił kolejne podobne przestępstwo, umorzenie się uchyla. Skutek tego wyroku byłby też taki, że oskarżony pozostaje osobą niekaraną.
Według prokuratora, Sławomir Nowak był przekonany, że jego zegarek jest wart więcej niż 10 tys. zł. - Wiedział, że ma ten zegarek, codziennie miał go na ręku. Godził się z tym, że zegarek jest wart powyżej 10 tys. zł. I mając tę świadomość, pięciokrotnie złożył nieprawdziwe oświadczenie majątkowe - podkreślił w mowie końcowej prokurator Przemysław Nowak.
W jego przekonaniu, jeśli założyć, że S. Nowak chciał mieć drogi zegarek, to jako polityk w 2011 r. - wobec fali kryzysu - mógł nie chcieć tego ujawniać w oświadczeniu majątkowym, by w ten sposób nie zostać opisanym w prasie. - Jest to dla mnie całkowicie naturalne, że nie chciał się nim chwalić. Wiemy, jak tabloidy mogłyby to opisać - dodał prokurator. Podkreślił, że S. Nowak "w rzeczywistości ukrył fakt kupienia zegarka, bo dał pieniądze swemu koledze, by samemu nie pojawić się w sklepie".
Odnosząc się do słów oskarżonego, że przedmiotów osobistych nie wpisuje się do oświadczenia. - To dla mnie zupełnie niezrozumiałe. To tak, jakby powiedzieć, że wpisuje się przedmioty różowe, a czerwonych nie - skomentował.
Jak mówił, ten proces jest ważny dla wszystkich zobowiązanych do wypełniania oświadczeń majątkowych, bo wyznaczy pewne granice. - Przedmiotem tego procesu nie jest korupcja, ani błędy przy budowie autostrad czy Pendolino - jak często mówili moi przeciwnicy procesowi. -a się z tym nie zgadzam. To nie jest nawet - wbrew temu, co mówi oskarżony - proces o jego uczciwość. To jest przestępstwo urzędnicze, niezgodnego z prawdą złożenia oświadczenia majątkowego - podkreślał.
Za udowodnione oskarżyciel uznał to, że co najmniej od marca 2011 r. Sławomir Nowak miał ten zegarek. - Żadna zeznająca osoba nie wskazuje dokładnie daty zakupu zegarka. Wiadomo, że kupił go dla Nowaka Piotr W. Być może dokonał on pozafiskalnego zakupu? Ja tylko spekuluję, ale to wiele by wyjaśniało. Nie spodziewałem się, że w sądzie powie on całą prawdę, ale muszę tu podkreślić, że jego zeznania ocierają się o fałsz - powiedział.
Odnosząc się do ekspertyz biegłych, którzy oceniali, że kupiony za ponad 20 tys. zł zegarek po pół roku od zakupu był wart 15 tys. zł, a po roku - nie mniej niż 13 tys. zł, prokurator podał w wątpliwość, że w tak krótkim czasie zegarek może stracić na wartości prawie 50 proc. Jak podkreślał, do wyliczania wartości zegarka nie powinno się brać pod uwagę, że np. kupujący otrzymał w sklepie rabat jako stały klient. - To nie ma znaczenia, bo zegarek na rynku ma określoną wartość - powiedział.
O sprawie zrobiło się głośno gdy w 2013 roku opisał ją jeden z tygodników. W czasie procesu okazało się, że już wcześniej, latem 2012 r., sprawą interesował się jeden z tabloidów. Nowak przez cały proces utrzymywał, że zegarek, był zaległym prezentem od rodziców i żony na 35. urodziny. Tłumaczył, że gdyby chciał go ukryć nie nosiłby go na ręce.