Koniec anonimowych źródeł!
Krótki artykuł tygodnika "Newsweek" z
początku maja o profanacji Koranu przez oficerów USA w bazie
Guantanamo, który - zanim został przez redakcję wycofany -
wywołał krwawe protesty w świecie muzułmańskim, każe zastanowić
się nad podstawowymi zasadami dziennikarstwa - napisał na
łamach dziennika "USA Today" Al Neurath.
20.05.2005 | aktual.: 20.05.2005 10:56
Jak przypomina publicysta, artykuł w "Newsweeku" bazował na anonimowych źródłach, według których, aby złamać i skłonić do zeznań muzułmańskich więźniów, oficerowie śledczy z Guanatanamo spuszczali Koran w toalecie. Autor komentarza wylicza błędy dziennikarzy powołujących się na anonimowych informatorów.
Po pierwsze - pisze - anonimowe źródła to na ogół "tchórze, którzy z reguły mówią więcej niż wiedzą", po drugie - reporterzy, którzy powołują się na nie bez sprawdzania, czasem także piszą lub nadają więcej niż słyszą, a wreszcie - edytorzy i szefowie mediów pozwalający na wykorzystywanie informacji z tych źródeł, narażają na szwank swoją wiarygodność.
Dopóki rzeczowa i głęboka analiza nie potwierdzi, że źródła te podają sprawdzone informacje, wtedy wszystko, co anonimowe, powinno spłynąć w toalecie - zauważa Neurath. "Odbiorca wiadomości przede wszystkim zasługuje na ścisłość i rzetelność" - kwituje.