Kończy się zawierucha, zaczną się schody
Lech Kaczyński i Donald Tusk długo będą
pamiętali Aleksandrowi Kwaśniewskiemu jesień 2005 roku - uważa
komentator "Rzeczpospolitej" Krzysztof Gottesman.
21.10.2005 | aktual.: 21.10.2005 13:19
Według niego, to dzięki odchodzącemu prezydentowi kampania wyborcza może wydawać się tak gorąca i nieprzyjazna. Dopiero co wybrany parlament nie może powołać rządu przede wszystkim dlatego, że końcówka kampanii prezydenckiej nakłada się na rozmowy koalicyjne.
Całe szczęście, że to już ostatnie dni politycznej zawieruchy. Można oczekiwać, niemal być pewnym, że w powyborczy poniedziałek Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość przyspieszą negocjacje. Czternastodniowy termin na sformowanie rządu nie wydaje się zagrożony. Ani Kaczyński nie chce koalicji z Lepperem, ani Tusk z Olejniczakiem czy Giertychem. Przebieg głosowania na pierwszym posiedzeniu nowego Sejmu jest przykładem i przejawem bardziej sejmowej taktyki i konsekwencją prezydenckiej kampanii niż długofalowej politycznej strategii - ocenia komentator "Rzeczpospolitej".
Ale to nie będzie na pewno łatwa i bezkonfliktowa koalicja. Zwłaszcza jeśli wybory prezydenckie wygra Lech Kaczyński. Stan równowagi sił między Platformą Obywatelską a PiS będzie dobrze służył skuteczności rządzenia. Identycznie byłoby, gdy to PO wygrała wybory parlamentarne.
Wczoraj zarówno Kazimierz Marcinkiewicz, jak i Jan Rokita byli pełni optymizmu co do perspektyw przyszłego rządu. Wkrótce zaczną pracować zespoły ekspertów.
Dobrze by było, gdyby zaraz po wyborach, już w poniedziałek, przywódcy obu partii potwierdzili trwałość koalicji. A później podpisali porozumienie wymieniające główne cele czteroletniego rządzenia oraz wzajemny podział praw i obowiązków. Byłby to czytelny sygnał dla opinii publicznej, także dla innych partii w parlamencie, jak będzie wyglądać w najbliższym czasie polska scena polityczna. Również zobowiązanie - konkluduje Krzysztof Gottesman. (PAP)