PolskaTerapia za 6 tys. zł i "wskaźnik 130". Sprawdziliśmy, jak leczą samozwańczy specjaliści

Terapia za 6 tys. zł i "wskaźnik 130". Sprawdziliśmy, jak leczą samozwańczy specjaliści

- Przyjął mnie młody, bardzo energiczny pan, który używał dużo skomplikowanych słów i zwrotów. W końcu postawił mnie na jakiejś maszynie i wyszedł prawie dobry wynik, ale z niedoborem minerałów - opowiada nasza czytelniczka. W gdańskiej poradni "Plusmed" zaproponowano jej kompleksową terapię za ponad 6 tys. zł, z możliwością rozłożenia na raty. Sprawdziliśmy, jakie metody leczenia zalecają samozwańczy specjaliści.

Terapia za 6 tys. zł i "wskaźnik 130". Sprawdziliśmy, jak leczą samozwańczy specjaliści
Terapia za 6 tys. zł i "wskaźnik 130". Sprawdziliśmy, jak leczą samozwańczy specjaliści
Źródło zdjęć: © FORUM

26.07.2021 18:05

Jeden z dwóch oddziałów poradni "Plusmed" mieści się na drugim piętrze kamienicy w gdańskiej Oliwie. Aby się do niej dostać, należy zadzwonić na numer rejestracji podany na ulotce. I już na tym etapie mogą pojawić się problemy, jeśli nie mamy przynajmniej 40 lat.

- Zajmujemy się tylko rejestracją, na zlecenie firmy "Plusmed". Nie wiem, skąd takie ograniczenia wiekowe - mówi mi kobieta po drugiej stronie słuchawki.

Zapisać udaje się z innego numeru telefonu. Pomaga przyjaciel, rejestruje mnie jako swoją 45-letnią matkę.

W roli Magdaleny czekam w małej przychodni. Na półkach buteleczki ze srebrem, złotem, platyną i miedzią koloidalną, na stole broszura "O czym lekarze ci nie powiedzą". Obok siedzi pani Basia czekająca na córkę, która ciężko przeszła COVID-19.

- Wie pani, myślałam, że umrze. Ma pani dobrego syna, że panią tu zapisał - mówi, wyciągając z torby kiszone ogórki, które zrobiła panu Damianowi.

Obraz
Ewa Walas

"Tu maseczek nie trzeba"

Damian Rusek jest współwłaścicielem poradni "Plusmed". Wysportowany, uśmiechnięty, informuje mnie, że "tu nie trzeba nosić maseczek, niezależnie od tego, czy się szczepiłam, czy nie, bo dla niego to bez znaczenia" i prosi o wypełnienie standardowej ankiety dotyczącej ewentualnego kontaktu z osobami z COVID-19 w ostatnich 14 dniach.

Przyjmuje mnie druga współwłaścicielka spółki, Martyna Polus, która przedstawia się krótkim "dzień dobry, ja nazywam się Martyna".

- Jestem diagnostą w centrum rehabilitacji i dziś wykonamy badanie odporności, które będzie składało się z dwóch etapów. Najpierw kilka pytań odnośnie środowiska, w jakim pani żyje, po czym przejdziemy do badania elektrodermalnego, w którym, na podstawie przepływu prądu w organizmie, będziemy u pani badać nadczynności i niedoczynności narządów, pracę układu krążenia i kostno-stawowego, produkcję kolagenu i wieku metabolicznego - informuje.

Na podstawie zebranych informacji pani Martyna ma zdiagnozować, "co się dzieje w środku i w jakiej grupie ryzyka się znajduję".

Kompleksowa terapia, możliwe raty

Pytania dotyczą: diety, aktywności fizycznej, przyjmowania leków ("całe szczęście, że nie bierze pani antybiotyków!"), krzepnięcia krwi, wzdęć, biegunek i nowotworów w najbliższej rodzinie. Narzędziem do "badania elektrodermalnego" jest natomiast zwykła waga diagnostyczna, która mierzy masę mięśni, BMI czy poziom tłuszczu.

Pani Martyna, która zgodnie z informacjami udostępnionymi w mediach społecznościowych studiowała w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa (na pytanie o jej wykształcenie skierowane drogą mailową nie udzieliła odpowiedzi), widzi jednak w wydruku coś więcej.

- Minerały powinny się wchłaniać w 70 proc., a w pani przypadku wchłaniają się w 50. Mamy takie 20 proc. dysproporcji - pani organizm gromadzi je gdzieś pod skórą (…), tworzy się świetne środowisko do fermentacji tych minerałów, a gdy one fermentują, zaczynają się zmieniać w toksyny - oznajmia.

Diagnozuje drugą grupę ryzyka na patogeny i "wskaźnik 130". Zalecenia? Inhalacje srebrem nanokoloidalnym i tlenoterapia innowacyjną metodą E.W.O.T. Jest także opcja zakupu sprzętu do tlenoterapii domowej. Koszt 2800 zł, możliwe raty, nawet 100 zł miesięcznie.

Podobną ofertę otrzymała nasza czytelniczka.

- Jakaś młoda dziewczyna zaczęła mówić mi prawie to samo, co pan Damian. (…) Powiedziałam jej, że ostatecznie nie chcę się zdecydować na ich terapię za ponad 6 tys. zł, na odczepnego wcisnęła mi ratującą moje życie oliwkę magnezową 200 ml za okrągłe 100 zł (…). Miałam nacierać sobie nią głowę i nadgarstki, dopóki nie zdecyduję się na poważną terapię. (…) Krótko po tej wizycie była u mnie znajoma farmaceutka, która po przeczytaniu składu tego specyfiku stwierdziła, że mogłabym kupić go w aptece za 10 zł - opowiada.

"Tylko dwie takie maszyny w Polsce"

Tlenoterapia E.W.O.T., którą proponują pracownicy poradni "Plusmed", ma być szybsza i skuteczniejsza od standardowych metod tego typu.

- Jesteśmy drugim gabinetem w Polsce, który ma tlenoterapię za pomocą metody E.W.O.T., czyli tlen nie jest podawany bezpośrednio z koncentratora, tylko najpierw jest napompowany taki wielki balon i dopiero z tego balona dostarczamy tlen do organizmu. 2-, 3-krotnie większa dawka w porównaniu do komory hiperbarycznej, mniej przeciwwskazań, nie ma skutków ubocznych - tłumaczy mi pani Martyna.

Szkopuł w tym, że metody tej nie stosują specjaliści, nie ma też dostępnych badań klinicznych opisujących bezpieczeństwo jej stosowania.

Skrajnie niebezpieczna praktyka

O skomentowanie postawionej mi diagnozy i metod leczenia stosowanych w poradniach "Plusmed" poprosiłam doktora Mateusza Szymańskiego, który od początku pandemii niemal codziennie pracował na oddziale intensywnej terapii dla chorych na COVID-19 w Lublinie.

- Tlen jest dobrodziejstwem medycyny, jest lekiem. Trzeba jednak pamiętać, że każdy lek ma działania niepożądane, tlen również. Kwalifikacja do leczenia tlenem to nie supermarket, gdzie możemy sobie wybrać dowolny produkt i bezkarnie go stosować. Niestety, obecne czasy chyba sprzyjają rozwojowi różnych kontrowersyjnych praktyk, nierzadko wręcz szkodliwych - przyznaje.

Lekarz wskazuje, że wiele osób stawia się w roli ekspertów w pewnych dziedzinach, choć zazwyczaj brakuje im zarówno wiedzy, jak i doświadczenia oraz uprawnień.

- Nie jest to nowe zjawisko, bo efekt Dunninga-Krugera został opisany już wiele lat temu. Oczywiście zjawisko to ma ścisły związek z zarabianiem pieniędzy i tu pojawia się kolejny problem. Idziemy do osoby, która wprowadza nas w błąd, ale przy tym jest niesamowicie przekonująca, daje rozliczne przykłady swoich terapii, jest nad wyraz miła i wykorzystuje to, że wie, co chcielibyśmy usłyszeć, a są to osoby zazwyczaj charyzmatyczne. Skoro przychodzimy ze złym samopoczuciem, to chcemy je poprawić, jeśli bolą nas stawy, to chcemy, żeby przestały, itp. Taka osoba oferuje nam pomoc i szybko staje się naszym "przyjacielem" i powiernikiem naszych bolączek, błyskawicznie znajduje sposób na nasze dolegliwości - dodaje.

Szymański wskazuje, że osoby oferujące tego typu usługi często krytykują postawy specjalistów, a problem jest o tyle poważny, że odwiedzający ich pacjenci są zazwyczaj podatni na takie sugestie.

- Myślę, że gdyby wszyscy pacjenci byli równie podatni na zalecenia lekarza w gabinecie, to znacznie łatwiej i szybciej osiągalibyśmy sukcesy terapeutyczne - wskazuje.

"Nie widzimy powodu, dla którego nasza działalność miałaby być moralnie niewłaściwa"

Z Martyną Polus udało mi się skontaktować mailowo. Współwłaścicielka poradni "Plusmed" zapewnia, że "w placówkach zatrudniona jest wykwalifikowana kadra, która czuwa nad planowaniem zabiegów", a "podawany tlen jest tlenem inhalacyjnym, w związku z czym do jego stosowania nie jest konieczne wykształcenie medyczne".

Polus przekonuje, że stosowana w jej gabinetach metoda E.W.O.T. nie ma dotychczas stwierdzonych skutków ubocznych, powołuje się także na Marka Sircusa, pisarza opisującego alternatywne metody leczenia.

Jak jednak przypomina dr Mateusz Szymański, jeśli nie ma wskazań do tlenoterapii, nie powinna być ona stosowana.

- Może to być czynnikiem, który zaburzy homeostazę, czyli dobrostan organizmu, a to z kolei może zainicjować szereg kolejnych następstw zdrowotnych - tłumaczy.

Na pytanie, czy na podstawie wydruku z wagi diagnostycznej można ocenić przyswajalność minerałów, Polus odpowiada, że "badanie umożliwia otrzymanie informacji o parametrach ciała, a w konsekwencji pozwala na ocenę przyswajalności minerałów. Urządzenie pozwala badać tkankę tłuszczową, tłuszcz wisceralny, masę mięśniową, całkowitą zawartość wody, przemianę materii oraz zmineralizowaną masę kości, dzięki temu możemy pozwolić sobie na określenie, czego brakuje w organizmie".

Ze zdaniem właścicieli poradni "Polmed" nie zgadza się dr Szymański.

- Jeśli ktoś na podstawie wagi potrafi powiedzieć, jak zachowuje się w danej chwili sód w naszym organizmie, to chyba równie dobrze mógłby wróżyć z fusów. Gospodarka jonami to bardzo skomplikowany proces, który zależy od bardzo wielu czynników, i proszę mi uwierzyć, że żadna waga nam nie jest w stanie przewidzieć pracy pomp jonowych czy przemieszczania się poszczególnych jonów - mówi.

Polus dodaje, że nie widzi powodów, dla których jej działalność mogłaby być moralnie niewłaściwa.

"Oferujemy określonego rodzaju usługi, nie negując w żadnym wypadku osiągnięć medycyny konwencjonalnej i współpracując z personelem medycznym. Część naszych działań jest ukierunkowana na zwiększenie świadomości ludzi i promocji zdrowia i mamy nadzieję, że sprzyja to poprawie kondycji społeczeństwa" - pisze. 

Zapewnia, że nie podważa skuteczności antybiotykoterapii, a także, że wszyscy pracownicy i współpracownicy mają obowiązek noszenia maseczek i rękawiczek (żaden z pracowników, których spotkałam podczas swojej wizyty, nie miał maseczki ani rękawiczek).

O komentarz do działalności poradni "Plusmed" poprosiliśmy Ministerstwo Zdrowia. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Zobacz też: Dwie dawki Pfizera i AstraZeneca skuteczne na Deltę. Najnowsze ustalenia brytyjskich naukowców

Zobacz także
Komentarze (9)