Komorowski pokazał, że tej granicy nie przekroczy
12 miesięcy po objęciu urzędu prezydenta Bronisław Komorowski niezmiennie cieszy się dużym poparciem Polaków. W czym tkwi jego sekret? Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, zwracają uwagę, że Komorowski świetnie odnalazł się w roli głowy państwa - skutecznie unika bezpośredniej ingerencji w spory międzypartyjne i nie angażuje się w działania rządu. - Wszystko, co złe, idzie na konto Donalda Tuska. Prezydent może spokojnie spijać śmietankę - tłumaczy politolog dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
06.07.2011 | aktual.: 26.07.2011 13:09
Rok po wygranych wyborach Bronisław Komorowski cieszy się największym - spośród polityków - zaufaniem społecznym. Według sondażu CBOS ufa mu aż 64% badanych. Prawie połowa Polaków uważa, że dobrze wypełnia swoje obowiązki. Dobre sondaże towarzyszą Komorowskiemu niezmiennie od chwili, kiedy jako marszałek sejmu przejął obowiązki zmarłego w Smoleńsku prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Miesiąc po katastrofie zaufaniem darzyło go aż 70% Polaków. Skąd biorą się tak dobre notowania prezydenta? Zdaniem ekspertów, Bronisław Komorowski świetnie odnalazł się w roli głowy państwa. Unika bezpośredniej ingerencji w spory międzypartyjne i nie angażuje się w działania rządu, dzięki czemu nie odbija się na nim niezadowolenie Polaków za problemy kraju.
Według dra Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego sympatia Polaków bierze się z odpowiedniego umiejscowienia Bronisława Komorowskiego w systemie i połączenia dwóch elementów. - Po pierwsze jest prezydentem popieranym i uważanym za „swojego” przez wyborców największej partii przodującej w sondażach. Z drugiej strony nie angażuje się w bieżące działania tej partii, dzięki czemu nie przyciąga tylu negatywnych emocji co np. premier, który rzeczywiście rządzi krajem. Dzięki temu prezydent znajduje się poza głównymi sporami i występuje w roli „wujka dobra rada”, nie biorąc odpowiedzialności za trudne decyzje – tłumaczy.
A trudnych spraw koalicja rządząca ma ostatnio sporo – wystarczy wspomnieć o wycofaniu się Chińczyków z budowy autostrady A2, fatalnym stanie dróg, czy problemach na kolei. Nic więc dziwnego, że premier i rząd powoli ale systematycznie tracą poparcie. Tendencja ta nie dotyczy jednak prezydenta. - Wszystko, co złe, idzie na konto Tuska. Prezydent może spokojnie spijać śmietankę - mówi dr Flis.
Także z punktu widzenia polityków opozycji to Donald Tusk jest głównym szwarccharakterem. Bronisław Komorowski jest dla nich postacią drugoplanową. Na szczęście dla niego nikt nie oczekuje, by podejmował jakieś konkretne działania. Co prawda Mariusz Błaszczak zarzuca prezydentowi brak aktywności, ale trudno, żeby opozycyjny polityk go nie krytykował. – Sądzę, że szefowi klubu PiS chodziło raczej o aktywność przejawiającą się szkodzeniem rządowi, blokowaniem jego inicjatyw. Trudno się tego spodziewać, bo ani Lech Kaczyński nie robił tego rządowi Jarosława Kaczyńskiego, ani Aleksander Kwaśniewski rządowi Włodzimierza Cimoszewicza, Leszka Millera czy Marka Belki – przypomina politolog. Dodaje, że prezydent zawsze sprawdza się najlepiej, gdy rządzi jego własny obóz. Notowania głowy państwa są przeważnie zbliżone do sondaży jego partii.
Wszystko wskazuje na to, że jeśli Platforma Obywatelska będzie odnosić sukcesy, to Bronisław Komorowski będzie bardzo popularnym prezydentem z dużymi szansami na reelekcję. Natomiast jeśli PO powinie się noga, odbije się to z pewnością na sondażach głowy państwa. - Drobne wpadki Bronisława Komorowskiego, które teraz na swój sposób dodają mu uroku, mogą wówczas nagle stać się przyczynkami do dyskusji nt. jego niezdolności do pełnienia tak ważnego urzędu. Dokładnie tak było z Lechem Kaczyńskim. Dopóki Prawo i Sprawiedliwość wiodło prym w sondażach, wszystko było dobrze. Jednak kiedy z różnych powodów na politykę rządów Kazimierza Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego spadła krytyka, posypały się również notowania prezydenta – przypomina dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
W systemie partyjnym żadnemu prezydentowi nie uda się odciąć od swojego politycznego zaplecza, a już na pewno nie w pierwszej kadencji. - Jeśli ktoś myśli o reelekcji, to musi bardzo, ale to bardzo liczyć się ze swoją partią – podkreśla politolog.
Dobry i zły glina
Bronisław Komorowski stara się dystansować wobec Platformy Obywatelskiej. Czy skutecznie? Na tle Lecha Kaczyńskiego, który dość mocno angażował się w sprawy swojego środowiska politycznego, obecny prezydent rzeczywiście wypada lepiej. Mówienie jednak, że ktoś jest „prezydentem wszystkich Polaków” jest jedynie zagrywką marketingu politycznego. – Trudno traktować takie hasła poważnie. Nikt w ten sposób nie traktuje prezydenta, poza tym, że on sam chciałby, żeby tak o nim mówiono. To jest takie zmiękczenie w stosunku do opozycji. Aleksander Kwaśniewski też był „prezydentem wszystkich Polaków”, ale wywalczył reelekcję dzięki poparciu SLD - tłumaczy dr Flis.
By pokazać swoje zdystansowanie względem dotychczasowego środowiska politycznego, głowa państwa często podejmuje z szefem rządu grę w dobrego i złego policjanta. Prezydentowi przypada rola tego pierwszego, podczas gdy premier bierze na siebie niewdzięczną rolę chłopca do bicia. Wyjątkiem były rządy Lecha i Jarosława Kaczyńskich - oni za mało się różnili, więc możliwości podjęcia takiej zabawy były zerowe. Jednak we wszystkich pozostałych przypadkach relacja na linii prezydent-premier tak właśnie się kształtowała. - Taki był podział za czasów rządu Jerzego Buzka, czy Leszka Millera i prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Teraz podobnie jest z Komorowskim i Tuskiem. Realizują tę dobrze znaną starą grę – przekonuje politolog.
Po roku urzędowania można spróbować już określić styl prezydentury Bronisława Komorowskiego. Dr Flis nazywa go stylem rubaszno-swojskim, ale po części też protekcjonalnym. - Nie można powiedzieć, żeby Bronisław Komorowski był bratem łata. To raczej taka rubaszność z sygnetem – zastanawia się. Dodaje też, że po obecnym prezydencie raczej nie oczekiwałby jakichś wielkich inicjatyw czy ambitnych przedsięwzięć.
Trzy scenariusze
Rozmówca Wirtualnej Polski przyznaje, że to, jaka będzie prawdziwa rola w polskiej polityce Bronisława Komorowskiego, okaże się jesienią, gdy poznamy wynik wyborów parlamentarnych. Możliwe są wówczas trzy różne scenariusze, z których każdy wyznacza prezydentowi inną rolę. Scenariusz pierwszy zakłada, że PO z PSL w wyborach potwierdzą swoją pozycję i będą mogły kontynuować wspólne rządy. Pytanie, czy w takiej sytuacji w 2015 roku Donald Tusk poprze w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego, czy może sam będzie chciał w nich kandydować? Jeśli obecny premier zdecyduje się startować w wyborach, na linii Komorowski - Tusk dojdzie do dużego napięcia. Będziemy obserwować między nimi polityczne przeciąganie liny, ale bez wątpienia to utwierdzony w swoim przywództwie Tusk będzie decydował, co stanie się z Komorowskim. Pozycja obecnego premiera będzie wtedy potwornie silna. - Komorowski, który się szykuje do walki o reelekcję z poparciem Tuska, a Komorowski, który się szykuje do walki o reelekcję przeciwko
Tuskowi to są dwa odrębne tematy - mówi dr Flis.
W drugim scenariuszu po jesiennych wyborach PO musi rządzić z SLD. Wtedy zacznie się gra w trójkącie Tusk – Komorowski - Napieralski. Prezydent będzie wtedy występował w roli arbitra koalicji i będzie miał dużo większe pole do popisu. Dużo zależy od tego, czy zdecyduje się być odwodem Platformy, czy raczej na napięciach w koalicji będzie chciał sam skorzystać. – Pojawia się pytanie, czy Komorowski będzie grał na siebie czy na PO – zwraca uwagę politolog. Dodaje, że w takiej sytuacji pozycja Tuska będzie dużo słabsza, więc nie zagrozi też ewentualnej przyszłej reelekcji Komorowskiego.
Według ostatniego scenariusza Platforma po wyborach traci władzę, a Tusk przestaje być premierem. Wtedy pojawi się pytanie, czy Komorowski nie pokusi się o przejęcie przywództwa w PO i przyjmie, że to on jest liderem opozycji wobec nowego rządu. Takie rozwiązanie jest dość mało prawdopodobne, ale jak przypomina dr Flis, podobna sytuacja miała miejsce w pewnym momencie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, kiedy wokół jego kancelarii skupili się ludzie przeciwni rządowi Tuska.
Jaką drogę obierze Bronisław Komorowski? Okaże się po wyborach. Jedno jest jednak pewne – tak komfortowej sytuacji jak w tej chwili prezydent mieć już nie będzie. Z jego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem byłoby osiągnięte „z trudem” zwycięstwo Platformy. – Sukces Tuska nie będzie wtedy osłabieniem Komorowskiego – wyjaśnia politolog.
Doradcy na cenzurowanym
Media wielokrotnie rozpisywały się nt. wpadek prezydenta – nikomu nie trzeba przypominać niefortunnych żartów o myśliwych czy historii z parasolem. Nie są to jednak sprawy, które w jakiś znaczący sposób wpływają na ocenę Polaków. Jednocześnie, zwracają uwagę eksperci, gafy popełniane przez prezydenta nie najlepiej świadczą o jego zapleczu. Co prawda Bronisław Komorowski nie należy do osób podatnych na wpływy otoczenia i sprawia wrażenie człowieka raczej głuchego na podszepty doradców, jednak oni także powinni się pilnować. - Dowodem na to, że może więcej do nadrobienia ma nie sam prezydent, co jego zaplecze jest chociażby niefortunna wypowiedź jednego z jego czołowych doradców nt. pedofilii politycznej. To absolutnie nie powinno było się zdarzyć, a już na pewno komuś z ośrodka prezydenckiego – podkreśla dr Chwedoruk.
Zauważa, że wpadki sprawiają, że Bronisław Komorowski wydaje się nam bliższy - większość wyborców lubi polityków, którzy mają też swoje małe słabostki, bo to czyni z nich „zwykłych” ludzi. Trzeba jednak pamiętać, że to, co my uznajemy za mało znaczącą gafę, na forum międzynarodowym może być odebrane zupełnie inaczej. Opowiadanie o tradycyjnym wzorcu polskiego szlachcica w towarzystwie amerykańskich demokratów i czarnoskórego prezydenta nie było najtrafniejszym posunięciem. Na szczęście nikt nie wziął słów polskiego prezydenta na serio. Dr Chwedoruk przypuszcza, że gdyby podobną filipikę wygłosił któryś z amerykańskich polityków, prawdopodobnie byłaby to jedna z jego ostatnich wypowiedzi. – Tak ważne spotkania na najwyższym szczeblu muszą być perfekcyjnie przygotowane. Każde słowo, gest powinny być wcześniej dokładnie przestudiowane – tłumaczy politolog.
Żółta kartka dla dawnych kolegów?
Obserwując osobę Bronisława Komorowskiego, z jego życiorysem politycznym, temperamentem i sposobem komunikowania się z opinią publiczną, można powiedzieć, że jego prezydentura od początku nie była obliczona na dalece samodzielną. W odróżnieniu od Lecha Wałęsy, który próbował utworzyć samodzielny ośrodek polityczny skierowany przeciwko ówczesnym partiom, czy Aleksandra Kwaśniewskiego starającego się być istotnym rozgrywającym w polskiej polityce partyjnej, Komorowski od razu był fragmentem szerszego planu politycznego PO. Dlatego, zdaniem dra Chwedoruka, za sukces powinniśmy uznać ostatnią decyzję prezydenta dotyczącą jesiennych wyborów.
– Fakt, że nie zgodził się na dwudniowe wybory, co w sposób ewidentny jest niekorzystne dla ugrupowania, które doprowadziło go do prezydentury, to chyba pierwszy tak wyraźny sygnał, że Komorowski nie będzie notariuszem Platformy. Nie nazwałbym tego jeszcze pokazaniem żółtej kartki dawnym kolegom, ale na pewno prezydent dał im znać, że istnieje granica przyzwoitości, której nie przekroczy – przekonuje rozmówca Wirtualnej Polski.
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska