Komisja Europejska wyśle obserwatorów na Ukrainę?
Komisja Europejska (KE) jest gotowa wysłać
obserwatorów na granicę ukraińsko-rosyjską, by sprawdzić, ile
rosyjskiego gazu rzeczywiście trafia z Rosji na Ukrainę -
powiedział rzecznik KE ds. energii Ferran Tarradellas.
Najpierw na wysłanie obserwatorów muszą się jednak zgodzić obie strony konfliktu, który spowodował przerwanie dostaw rosyjskiego gazu przez Ukrainę do Unii Europejskiej.
- KE jest gotowa zrobić wszystko co możliwe, by doprowadzić do wznowienia całkowitych dostaw do Unii Europejskiej. Dlatego jesteśmy gotowi rozważyć wysłanie obserwatorów - powiedział Tarradellas.
Zaznaczył jednak, że na razie żadna ze stron o to nie wystąpiła. Ukraiński Naftohaz i rosyjski Gazprom wzajemnie obciążają się odpowiedzialnością za wstrzymanie dostaw gazu do krajów członkowskich UE.
Tarradellas podtrzymał stanowisko KE, że spór gazowy między Rosją a Ukrainą ma charakter "dwustronny i handlowy", wykluczając możliwość unijnej mediacji. KE uważa, że obie stron powinny natychmiast wrócić do negocjacji, by rozwiązać konflikt i wznowić pełne dostawy rosyjskiego gazu do UE.
Naftohaz poinformował w środę rano o całkowitym wstrzymaniu dostaw rosyjskiego gazu przesyłanego tranzytem przez Ukrainę. Jego zdaniem winę za zatrzymanie dostaw ponosi Gazprom. - Wszystkie punkty wtłaczania gazu do ukraińskiego systemu rurociągów znajdują się w Rosji. My fizycznie nie możemy ograniczyć dostaw z tego kraju - oświadczył rzecznik Wałentyn Zemlanski.
Rosyjski Gazprom oskarżył tymczasem Ukrainę o zamknięcie ostatniego, czwartego rurociągu, którym przez ten kraj płynie tranzytem rosyjski gaz do innych państw Europy. Powiedział o tym wiceprezes Gazpromu Aleksandr Miedwiediew, cytowany przez agencję ITAR-TASS.
Stwierdzenie przez unijnych obserwatorów, ile rzeczywiście gazu płynie z Rosji do Ukrainy, pomogłoby ustalić, która ze stron konfliktu mówi prawdę.
Michał Kot