Komisja Europejska obetnie Polsce fundusze? Zagraniczne media komentują
Mimo kolejnych wezwań ze strony unijnych władz, polski rząd konsekwentnie odmawia płacenia kar finansowych nałożonych przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Nad Warszawą pojawia się jednak widmo obcięcia unijnych funduszy. Zagraniczne media piszą we wtorek o "smutnym precedensie".
"Polska i UE zmierzają ku smutnej premierze" – pisze we wtorek 18 stycznia "Sueddeutsche Zeitung". Wyjaśnia, że jeszcze w styczniu Komisja Europejska może zmniejszyć fundusze dla Polski, by w ten sposób ściągnąć niezapłacone kary finansowe.
"Takie potrącenie nigdy dotąd nie było potrzebne, bo rządy zawsze dzielnie przelewały pieniądze, gdy Trybunał Sprawiedliwości UE nakładał kary finansowe. Ale Warszawa odmawia płacenia 500 tysięcy euro dziennie, które we wrześniu wlepił rządowi TSUE w postępowaniu związanym z kopalnią węgla brunatnego Turów" – informuje gazeta. We wtorek upływa ostateczny termin uregulowania tych płatności przez Polskę.
Gazeta przypomina też, że pod koniec października TSUE nałożył karę w wysokości miliona euro dziennie, ponieważ polski rząd "nie rozwiązał Izby Dyscyplinarnej SN, która, zdaniem Komisji i TSUE, podważa zasady praworządności i jest sprzeczna z prawem UE".
Wątpliwości prawne
Komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders zagroził w wywiadzie prasowym, że wkrótce również i te kary mogą zostać potrącone z przysługujących Polsce funduszy, dodaje "SZ". Ale – jak pisze – mogą minąć jeszcze dwa miesiące, zanim te miliony zostaną ściągnięte. Według dziennika KE niebawem po raz pierwszy może także uruchomić tzw. mechanizm pieniądze za praworządność wobec Polski i Węgier, co znów może prowadzić do wstrzymania funduszy.
Gazeta zauważa, że "wśród prawników zamiary Brukseli potrącenia kar finansowych ze środków UE nie są całkiem bezsporne". "Większość uważa wprawdzie, że postępowanie Komisji jest w porządku, bo potrącenie środków jest uznane za powszechną zasadę prawną" – pisze "SZ". Powołuje się na berlińskiego eksperta ds. prawa europejskiego Ulricha Karpensteina, który twierdzi, że takie działania KE nie budzą wątpliwości.
"Inni jednak uważają takie potrącenie za formę egzekucji kar, która nie jest wprost przewidziana w traktatach UE" – zauważa "SZ". Przytacza opinię austriackiego prawnika Marcusa Klamerta, który w 2018 roku na łamach czasopisma poświęconego prawu europejskiemu napisał, że jeżeli kraj członkowski nie płaci kar, Komisja musi wszcząć nowe postępowanie o naruszenie prawa UE, zgodnie z art. 258 Traktatu o Funkcjonowaniu UE.
"W przypadku Polski potrącenie kar nie będzie robić wielkiej różnicy. Kraj ten jest zdecydowanie największym odbiorcą środków unijnych. W 2020 roku do Polski popłynęło o 12,4 miliarda euro więcej niż Polska wpłaciła do budżetu UE" – zauważa "Sueddeutsche Zeitung".
Mobilizacja elektoratu PiS
Także berliński "Tagesspiegel" pisze w internetowym wydaniu, że planowane potrącenie kar dla Polski to "premiera" dla Komisji Europejskiej.
"Podczas gdy Komisja ściąga należne pieniądze niczym firma inkasująca, spór między Brukselą a Warszawą osiąga nową jakość. Sprawą otwartą jednak pozostaje to, czy bardziej skorzysta na tym Komisja Europejska czy też szef PiS Jarosław Kaczyński" – dodaje "Tagesspiegel". Wskazuje, że biorąc pod uwagę miliardy, jakie każdego roku Polska otrzymuje netto z budżetu UE, może wydawać się, że kary finansowe nie są dotkliwe.
"Ale Polska musi liczyć się z kolejnymi milionowymi stratami za każdy dzień, w którym rząd nie ustępuje w sporze o kopalnię węgla brunatnego Turów i Izbę Dyscyplinarną. To może jeszcze wzmocnić istniejące już w społeczeństwie wątpliwości, czy nacjonalistyczny kurs Morawieckiego jest rozsądny" – ocenia gazeta.
Zaznacza, że "inną kwestią pozostaje to, czy brakujące miliony z Brukseli skłonią twardy rdzeń zwolenników PiS do refleksji". "Szef PiS Jarosław Kaczyński uważa, że mobilizuje część elektoratu, trajkocząc o roli swego kraju jako ofiary w obliczu żądań Komisji" – pisze berliński dziennik. I ocenia, że Kaczyński zapewne będzie "dalej rozpowszechniał mity", że UE chciała uległego polskiego rządu, a jednocześnie, z uwagi na korzyści finansowe z UE, będzie starał się uniknąć "polexitu".
Autor: Anna Widzyk/Deutsche Welle