Komisarz UE: dostawałem agresywne listy od polskich władz
Unijny komisarz odpowiadający za administrację Siim Kallas skrytykował działania polskiego rządu domagającego się zwiększenia liczby Polaków zatrudnionych w unijnych instytucjach. - Przez pięć lat słyszałem oskarżenia, że Polacy są źle traktowani. To nieprawdziwe i niesprawiedliwe zarzuty - powiedział Kallas polskim dziennikarzom. - Otrzymywałem bardzo agresywne listy od przedstawicieli polskich władz, choć oczywiście Polska nie jest jedyna.
Przyznał jednocześnie, że listy z zarzutami, albo życzeniami objęcia konkretnych stanowisk, przychodzą do niego z różnych stolic, a "polskie listy nie są najbardziej agresywne".
Estoński komisarz skarżył się na zarzuty dyskryminacji obywateli z nowych krajów członkowskich przy obsadzie unijnych stanowisk. - Polacy nie są źle traktowani, to absurd! Zarzuty ze strony nowych krajów są bolesne i frustrujące - powiedział, podkreślając, że sam jest reprezentantem jednego z nich.
Powtarzał, że przy naborze podstawowym kryterium są zdolności kandydata, a dopiero potem z kilku równie dobrych dokonuje się wyboru tak, by zachować równowagę geograficzną i płciową.
Ze statystyk wynika jednak, że Polska wciąż jest słabo reprezentowana w instytucjach unijnych. Choć w Komisji Europejskiej pracuje ponad 1100 polskich urzędników, to w pięć lat po wejściu do Unii Europejskiej Polska wciąż nie obsadziła przyznanej jej puli stanowisk i jest najsłabiej reprezentowana w instytucjach unijnych ze wszystkich nowych państw UE.
Żaden Polak nie jest dyrektorem generalnym w KE; tylko dwóch pracuje na stanowiskach wicedyrektorów generalnych. Dla porównania niewiele większa od Polski Hiszpania ma pięciu dyrektorów generalnych i 28 wicedyrektorów, a znacznie mniejsza Holandia - jednego dyrektora generalnego i aż 12 wicedyrektorów generalnych. Tyle, że Holandia jest w UE od początku, czyli od powstania Wspólnoty Węgla i Stali w 1952 r.
Kallas przekonywał, że Polska i tak przekroczyła "indykatywny" limit, który zakładał, że do 2010 roku każde z 10 nowych państw unijnych zatrudni tylko jedną osobę na stanowisko wicedyrektora generalnego. Tymczasem w KE pracuje na tym szczeblu dwóch Polaków: Jerzy Plewa, który jest wicedyrektorem generalnym w Dyrekcji ds. Rolnictwa i Rozwoju Obszarów Wiejskich, oraz Jan Truszczyński - wicedyrektor generalny w Dyrekcji Generalnej ds. Rozszerzenia.
- Nie ma na razie ani jednego dyrektora generalnego z żadnego nowego kraju członkowskiego - podkreślił komisarz, wyrażając przekonanie, że dwaj polscy wicedyrektorzy "kiedyś w przyszłości dostaną awans".
Powolnym tempem awansowania w hierarchii KE tłumaczył też to, że brakuje Polaków w grupie średniego personelu kierowniczego kategorii "kierownicy działów". Polsce przypadają do 2010 roku 74 miejsca, z czego obsadzonych jest na razie 39. Kallas powiedział, że w KE często brakuje wakatów dla nowych krajów, ale zapowiedział wewnętrzne konkursy dla Polaków, Czechów i Słowaków, by zapełnić limity.
Jeżeli chodzi o stanowiska zwykłych dyrektorów i głównych doradców - to z 16 przyznanych Polsce stanowisk udało się dotąd obsadzić 11. Kallas powiedział, że dwie - trzy kolejne procedury obsady stanowisk tego szczebla są w toku, więc kolejni Polacy mają szanse.
W sumie Polacy wypełnili ok. 85 proc. z 1341 miejsc w KE przyznanych Polsce indykatywnie, jako cel do osiągnięcia do końca 2010 roku. To najgorszy wynik spośród wszystkich państw, które wstąpiły do UE w 2004 roku; one wypełniły już swe narodowe pule albo nawet je przekroczyły.
Michał Kot