Kołtun przeklęty kosztował 900 złotych
Gdyby powiedzieli, że pana sparaliżuje, współmałżonka będzie miał wylew, a syn zginie w wypadku, to nie chciałby pan tego odwrócić? - pani Zofia wzrusza ramionami i podsypuje kurom ziarna.
12.02.2010 | aktual.: 12.02.2010 12:04
Jednej kury brakuje, bo skończyła marnie, biorąc na siebie całą klątwę rzuconą na gospodarstwo...
Zaczęło się od poszukiwania staroci. Tak przynajmniej mówiła elegancko ubrana kobieta, która w środku dnia zawitała do gospodarstwa pani Zofii, w jednej ze wsi w gminie Nowy Kawęczyn. Jakoby szukała niebanalnego wystroju nowo otwieranej restauracji, czyli starych lemieszy czy drewnianych kół ze szprychami. Staroci nie było, więc szybko przeszła do rzeczy.
- Na podwórku jest kołtun przeklęty, zło spotka wszystkich w tym domu. Panią sparaliżuje, mąż dostanie wylewu, a syn zginie w wypadku. Tylko owczarz może zdjąć przekleństwo kołtuna. Na szczęście mój dziadek był owczarzem, a ja przejęłam jego zdolności - wyjawiła nieznajoma, przedstawiając się jako obywatelka Chorwacji, od 10 lat mieszkająca w Polsce. Pani Zofia przyznaje, że około 35-letnia kobieta rzeczywiście wyglądała na mieszkankę Południa, a gdyby nie ubiór elegancki, to nawet na Cygankę.
Do likwidacji złego kołtuna potrzebne było jajko i ściereczka. Pani Zofia zawołała męża i popędziła do kurnika po nabiał, a nieznajoma wprosiła się do mieszkania.
- Jak już kołtuna zdejmę, to przez 9 dni nikomu nie wolno o tym mówić! - przestrzegła.
Potem zażądała jeszcze kury, na którą miało przejść cało zło. Zainfekowany złem drób należało zarżnąć i zakopać, co zaniepokoiło panią Zofię. - Nie chciałam kury dać na zmarnowanie, zaproponowałam, że przyniosę gołębia. Ale ona nie, ma być kura i już.
Kura w rękach nieznajomej długo nie pożyła. Jak po całym zdarzeniu wykazały oględziny, prawdopodobnie stało się tak nie przez zło, które na nią przelazło, a długą igłę dyskretnie wbitą w opierzoną pierś. - Spytała, ile u nas kosztuje msza za zdrowie. Mówię, że 30 złotych. Tyle kazała mi przynieść - relacjonuje pani Zofia, jednak najlepsze zostawia na koniec. - A potem kazała przynieść wszystkie pieniądze, jakie mamy w domu i włożyć w chustkę. Bo jak nie, to rzuci taką klątwę, że się nie podniosę. Przestraszyłam się i przyniosłam.
Zawiniętych w chustkę banknotów pani Zofia - a jest tego pewna - nie wypuściła z rąk... lecz jakimś cudem zniknęły. - Przy niej odwinęłam i zobaczyłam, że brak 900 złotych, ale się wyparła. Kazała iść zakopać kurę - wzdycha kobieta.
Z martwą kurą za stodołę skierował się pan Zenon, mąż pani Zofii. Nieznajoma miała iść z nim, ale jakoś się zawinęła i wsiadła do samochodu, który akuratnie podjechał pod gospodarstwo. - To był prawie na pewno golf, i to znaczny, bo miał wiśniową klapę z przodu. Kierował taki niski blondynek, ledwo go było widać, tylko sama głowa wystawała zza szyby - mówi pan Zenon. Jednak, choć ma zwyczaj zapisywać numery rejestracyjne obcych samochodów we wsi, tym razem się nie udało, bo tablicę pokrywał śnieg.
- Nie pierwszy raz na terenie podległym komendzie miejskiej pojawili się oszuści, którzy pod pretekstem zdjęcia klątwy z domu lub mieszkania okradają mieszkańców z pieniędzy i kosztowności. Wszystko odbywa się po wpuszczeniu takich osób do mieszkania. W trakcie przeprowadzania rytuału, dokonują kradzieży. Przestrzegamy mieszkańców przed korzystaniem z takich "usług" - apeluje Artur Bisingier ze skierniewickiej komendy policji.
Kilka lat temu nieomal identycznego oszustwa dokonano w Skierniewicach.
(imiona bohaterów na ich prośbę zostały zmienione)