Koło Kirkuku zginęło dwu amerykańskich żołnierzy
W irackim ataku koło Kirkuku na
północy kraju zginęło w sobotę wieczorem dwu amerykańskich
żołnierzy, a jeden został ranny - podał w niedzielę rzecznik sił
USA.
Podkreślił, że do incydentu doszło w okolicach Kirkuku, a nie Tikritu - jak podano we wcześniejszym komunikacie koalicji, przekazanym przez agencję AFP.
Żołnierze 4. dywizji piechoty zostali zaatakowani ogniem z granatników i broni lekkiej. Napastnikom udało się uciec. Zaatakowani prowadzili rutynowy patrol na obrzeżach Kirkuku.
Na zachód od Bagdadu, w rejonie Faludży, w niedzielę rano doszło do innego incydentu. Ciężarówka, jadąca w konwoju wojskowym USA i przewożąca amunicję, została trafiona pociskiem z granatnika. Pojazd wybuchnął i spłonął.
Nie wiadomo, czy atak spowodował ofiary w ludziach. Miejscowi świadkowie twierdzą, że nie widzieli, by ktokolwiek wyskakiwał z wozu przed wybuchem. Obecny na miejscu korespondent agencji Reutera twierdzi, że widział rannych Amerykanów. Rzecznik armii w Bagdadzie nie był w stanie potwierdzić tych informacji.
Agencja Reutera pisze, że według nieoficjalnych źródeł, wojska amerykańskie w tej części Iraku - osławionym "sunnickim trójkącie", gdzie nadal żywe jest poparcie dla Saddama Husajna - są celem ataków irackiej opozycji średnio 22 razy dziennie.