Kolejny szpital dołączył do protestu śląskich placówek służby zdrowia
Lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki (GCZDiM) w Katowicach, największego szpitala pediatrycznego w regionie, dołączyli do bezterminowego protestu, trwającego już w szesnastu innych śląskich placówkach służby zdrowia. GCZDiM jest drugim protestującym szpitalem pediatrycznym na Górnym Śląsku.
Jak poinformował szef organizacji związku zawodowego lekarzy w tej placówce, dr Grzegorz Bajor, pacjenci na oddziały szpitalne są przyjmowani tylko w trybie ostrego dyżuru; lekarze diagnozują ich w izbie przyjęć i podejmują decyzję - czy konieczne jest leczenie szpitalne. Pacjenci planowi nie są przyjmowani.
Bajor podkreślił, że na szpitalnych oddziałach lekarze pracują normalnie, od poniedziałku nie działa natomiast 25 spośród 27 - często unikatowych - dziecięcych poradni specjalistycznych, w których czas oczekiwania na konsultację sięga nieraz kilku miesięcy. Decyzją protestujących lekarzy czynne są tylko dwie poradnie - onkologiczna i hematologiczna.
Według informacji rzeczniczki Śląskiej Akademii Medycznej, Izabeli Koźmińskiej-Życzkowskiej, rektor tej uczelni, prof. Ewa Małecka-Tendera, która jednocześnie jest kierowniczką kliniki endokrynologii i diabetologii w GCZDiM, postanowiła że wszyscy pacjenci, którym odmówienie konsultacji w poradni jej kliniki mogłoby grozić ich zdrowiu, również będą tam przyjmowani.
Będziemy starać się tak rozwiązać kwestię przyjmowania w poradniach, by ci pacjenci, których termin przyjęcia przypadł na czas protestu, nie czekali po jego zakończeniu kolejnych paru miesięcy - zaznaczył dr Bajor. Dodał jednak, że niemożliwe jest określenie daty, kiedy znów poradnie zaczną przyjmować pacjentów oraz o ile wydłużyć może się czas oczekiwania na konsultację po zakończeniu protestu.
O rozpoczęciu od poniedziałku bezterminowego strajku absencyjnego - wobec fiaska rozmów z dyrekcją szpitala m.in. o podwyżkach wynagrodzeń o 30% - zdecydowały, na podstawie przeprowadzonego wśród wszystkich pracowników GCZDiM referendum, branżowe związki zawodowe tam działające - lekarzy, pielęgniarek, a także "Solidarność".
Dyrektorka GCZDiM Renata Póda odcięła się od lekarskiego protestu. Już dziś mamy tak mało personelu, że przerwanie pracy przez każdego lekarza i każdą pielęgniarkę będzie źle skutkować, a przecież o naszych pacjentów musimy się troszczyć specjalnie. Uważam, że w takim szpitalu, taka forma protestu jest nie do przyjęcia - powiedziała.
Jej zdaniem, nawet kilkudniowy protest prawdopodobnie będzie skutkował "załamaniem się stabilności działania szpitala". Placówka, od momentu oddania do użytku w 1999 roku, jest poważnie zadłużona - obecnie na ok. 40 mln zł. Jej bieżące funkcjonowanie zależy m.in. od regularnych spłat zadłużenia, które nie będą możliwe, gdy lekarze przestaną wypełniać kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia.
O godzinie jedenastej rozpoczął się dwugodzinny strajk ostrzegawczy lekarzy w szpitalu miejskim w katowickiej dzielnicy Murcki. Lekarze odstąpili na ten czas od planowych zabiegów, to taki dwugodzinny ostry dyżur. Kwestia przystąpienia do bezterminowego strajku absencyjnego jest u nas na razie dyskutowana - powiedział dr Krzysztof Smolarek z lekarskiej "Solidarności" działającej w tym szpitalu.
Według informacji szefa śląskiej organizacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Macieja Niwińskiego, od wtorku do bezterminowego protestu, obejmującego w poniedziałek 17 śląskich szpitali, mają dołączyć lekarze ze Specjalistycznego Zespołu Chorób Płuc i Gruźlicy w Bystrej.
Pierwsze protesty w śląskich szpitalach rozpoczęły się 8 maja, kiedy strajk rozpoczął się m.in. w szpitalach w Rudzie Śląskiej, Tychach, Jaworznie, Rybniku i Sosnowcu. 12 maja dołączyły placówki w Jastrzębiu Zdroju i Tarnowskich Górach, 15 maja - niektóre szpitale w Katowicach i kolejne w Sosnowcu, a 18 maja - trzy placówki w Świętochłowicach - w tym jedna pediatryczna.
Forma strajku nieco różni się w poszczególnych placówkach w zależności od ich specyfiki. Z reguły protest przypomina ostry dyżur - personel pracuje jak w weekendy i święta. Lekarze operują, ale tylko w takich przypadkach, w których zaniechanie zabiegu mogłoby wiązać się z bezpośrednim narażeniem życia pacjenta. Protestujący zapowiadają, że w ten sposób będzie wyglądała praca w objętych strajkiem szpitalach do czasu spełnienia postulatów.
Lekarze z protestujących w wielu regionach Polski szpitali domagają się natychmiastowego 30-proc. wzrostu wynagrodzeń, ale do kwoty nie mniejszej niż 2,4 tys. zł brutto miesięcznie, i 100- procentowej podwyżki w przyszłym roku. Uważają też, że dwa regiony - Śląsk i Mazowsze - są dyskryminowane przy podziale środków na ochronę zdrowia. Protestujący chcą też zwiększenia publicznych nakładów na ochronę zdrowia do wysokości co najmniej 6% PKB.