Kolejny dzień procesu ws. afery w łódzkim pogotowiu
Oskarżony o zabicie czterech pacjentów były sanitariusz łódzkiego pogotowia Andrzej N. potwierdził przed łódzkim sądem, że pamięta przypadek, gdy pogotowie zawiozło do zakładu pogrzebowego pacjentkę, która jeszcze żyła.
Środa była już szóstym dniem składania przez b. sanitariusza wyjaśnień w procesie, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Podczas rozprawy odczytywane i weryfikowane były jego zeznania, które składał w śledztwie. Prawdopodobnie na kolejnej rozprawie - w piątek - wyjaśnienia składać będzie drugi b. sanitariusz Karol B., oskarżony m.in. o jedno zabójstwo.
Pamiętam przypadek, gdy jedną z pacjentek w ciężkim stanie mieliśmy zawieźć do szpitala w Głownie. Wcześniej pojechaliśmy jednak do siedziby pogotowia, bo kończył się dyżur kierowcy karetki. Tam przez około pół godziny pacjentka sama czekała w karetce, a później, gdy jeszcze żyła, podjęliśmy decyzję, że zawieziemy ją do chłodni w zakładzie pogrzebowym. Nie pamiętam szczegółów przekazania pacjentki, czy też zwłok pacjentki pracownikom zakładu - powiedział N. przed sądem.
Dodał, że - jego zdaniem - chęć zdobycia pieniędzy za "skórę" (tak w pogotowiu nazywano zmarłych pacjentów, których dane osobowe można było sprzedać zakładom pogrzebowym) powodowała, że nie podejmowano reanimacji ciężko chorych pacjentów.
Chęć zdobycia pieniędzy odbierała rozum. Taki pacjent w naszych oczach nie był człowiekiem, a traktowaliśmy go jak przedmiot. Lekarz Paweł W. (oskarżony w tym samym procesie) reanimował tylko młodszych pacjentów, a starszych zostawiał. Pewnie chciał dostać pieniądze za "skórę" - powiedział N.
Były sanitariusz konsekwentnie utrzymuje, że nie zabijał pacjentów i odwołuje swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w których przyznawał się do podawania pavulonu - leku zwiotczającego mięśnie, którym - zdaniem prokuratury - zabijano pacjentów.
36-letni Andrzej N. i o dwa lata starszy Karol B. są oskarżeni o zabójstwo w sumie pięciu pacjentów, poprzez podanie im pavulonu. Do zabójstw miało dojść w 2000 i 2001 r. Obok byłych sanitariuszy na ławie oskarżonych zasiadają również dwaj lekarze - 49-letni Janusz K. i 33-letni Paweł W., którzy odpowiadają za narażenie łącznie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci.
Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. B. sanitariuszom grozi kara od 12 lat więzienia do dożywocia, a lekarzom do 10 lat więzienia.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co powodowało śmierć pacjentów.
Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w tej sprawie. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków. W wątku korupcyjnym podejrzanych jest 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.