Kolejny dzień procesu ws. afery w łódzkim pogotowiu
Oskarżony o zabicie czterech pacjentów były sanitariusz łódzkiego pogotowia Andrzej N. potwierdził przed łódzkim sądem, że pamięta przypadek, gdy pogotowie zawiozło do zakładu pogrzebowego pacjentkę, która jeszcze żyła.
20.04.2005 15:55
Środa była już szóstym dniem składania przez b. sanitariusza wyjaśnień w procesie, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Łodzi. Podczas rozprawy odczytywane i weryfikowane były jego zeznania, które składał w śledztwie. Prawdopodobnie na kolejnej rozprawie - w piątek - wyjaśnienia składać będzie drugi b. sanitariusz Karol B., oskarżony m.in. o jedno zabójstwo.
Pamiętam przypadek, gdy jedną z pacjentek w ciężkim stanie mieliśmy zawieźć do szpitala w Głownie. Wcześniej pojechaliśmy jednak do siedziby pogotowia, bo kończył się dyżur kierowcy karetki. Tam przez około pół godziny pacjentka sama czekała w karetce, a później, gdy jeszcze żyła, podjęliśmy decyzję, że zawieziemy ją do chłodni w zakładzie pogrzebowym. Nie pamiętam szczegółów przekazania pacjentki, czy też zwłok pacjentki pracownikom zakładu - powiedział N. przed sądem.
Dodał, że - jego zdaniem - chęć zdobycia pieniędzy za "skórę" (tak w pogotowiu nazywano zmarłych pacjentów, których dane osobowe można było sprzedać zakładom pogrzebowym) powodowała, że nie podejmowano reanimacji ciężko chorych pacjentów.
Chęć zdobycia pieniędzy odbierała rozum. Taki pacjent w naszych oczach nie był człowiekiem, a traktowaliśmy go jak przedmiot. Lekarz Paweł W. (oskarżony w tym samym procesie) reanimował tylko młodszych pacjentów, a starszych zostawiał. Pewnie chciał dostać pieniądze za "skórę" - powiedział N.
Były sanitariusz konsekwentnie utrzymuje, że nie zabijał pacjentów i odwołuje swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w których przyznawał się do podawania pavulonu - leku zwiotczającego mięśnie, którym - zdaniem prokuratury - zabijano pacjentów.
36-letni Andrzej N. i o dwa lata starszy Karol B. są oskarżeni o zabójstwo w sumie pięciu pacjentów, poprzez podanie im pavulonu. Do zabójstw miało dojść w 2000 i 2001 r. Obok byłych sanitariuszy na ławie oskarżonych zasiadają również dwaj lekarze - 49-letni Janusz K. i 33-letni Paweł W., którzy odpowiadają za narażenie łącznie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci.
Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. B. sanitariuszom grozi kara od 12 lat więzienia do dożywocia, a lekarzom do 10 lat więzienia.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co powodowało śmierć pacjentów.
Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w tej sprawie. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków. W wątku korupcyjnym podejrzanych jest 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.