Kolejne kobiety zarzucają Donaldowi Trumpowi napastowanie seksualne
• Już co najmniej pięć kobiet oskarża Donalda Trumpa o napastowanie seksualne
• Republikański kandydat na prezydenta zaprzecza wszystkiemu i grozi, że pozwie oskarżycielki o zniesławienie
• Poparcie dla niego jednak systematycznie spada
• Trump, stawiane mu przez kobiety zarzuty napastowania seksualnego, nazwał "podłym kłamstwem"
13.10.2016 | aktual.: 13.10.2016 22:02
Donald Trump, przemawiając w czwartek po południu w West Palm Beach na Florydzie, skomentował najnowsze doniesienia, według których pięć kobiet oskarża go, iż bez ich zgody obmacywał je i całował. - Te podłe oskarżenia są całkowicie i absolutnie fałszywe. Te stwierdzenia są sfabrykowane. To są kompletne kłamstwa i oszczerstwa! - powiedział. Kandydat na prezydenta dodał, że "Clintonowie o tym dobrze wiedzą".
"Te podłe oskarżenia są całkowicie i absolutnie fałszywe"
- Mamy już obszerne dowody, by zakwestionować te kłamstwa, i będzie to ujawnione we właściwy sposób i we właściwym czasie - oświadczył Trump. Nie zdradził jednak, jakie konkretnie dowody ma na myśli. Dodał tylko po chwili, że przygotowuje pozew sądowy przeciw "New York Timesowi", który opublikował artykuł o pierwszych dwóch oskarżających go kobietach. Potem w kolejnych czasopismach ukazały się inne teksty przytaczające zarzuty następnych kobiet.
- To nie przypadek, że te ataki na mnie następują w czasie, gdy Wikileaks ujawniło rewelacje o Hillary Clinton - powiedział Trump. Przekonywał, że media, które zamieszczają kierowane pod jego adresem zarzuty, działają w zmowie ze sztabem kampanii Clinton.
W dokumentach ujawnionych ostatnio przez demaskatorski portal Wikileaks znalazły się m.in. dowody na to, że ministerstwo sprawiedliwości, na którego polecenie FBI prowadziło śledztwo w sprawie maili Clinton - która jako sekretarz stanu niezgodnie z wewnętrznymi przepisami używała prywatnego serwera do służbowej korespondencji - kontaktowało się z przedstawicielami jej kampanii, informując o dochodzeniu.
Swoje przemówienie Trump zaczął od tyrady przeciwko politycznym elitom w USA, których uosobieniem i rzecznikiem - jego zdaniem - jest jego demokratyczna rywalka w wyścigu do Białego Domu. - Waszyngtoński establishment istnieje tylko dla jednego celu, żeby się wzbogacać i wzmacniać swoją władzę. (...) Nasza kampania stanowi zagrożenie dla ich istnienia! - powiedział.
- W tych wyborach chodzi o to, żeby naród odzyskał kontrolę nad naszym rządem - kontynuował Trump, atakując "globalną strukturę władzy", która myśli tylko o sobie i wykorzystuje zwykłych ludzi. Przypomniał, że realne dochody pracowników w USA w ostatnich 20 latach spadły.
- Machina Clintonów znajduje się w centrum tej struktury władzy! - podkreślił. Dodał, że oboje - kandydatka Demokratów i jej mąż Bill, były prezydent "są przestępcami".
"Bo do niego nie doszło"
Tygodnik "People" poinformował w czwartek, że ofiarą napaści seksualnej ze strony Trumpa była dziennikarka tego pisma Natasha Stoynoff. W 2005 roku przybyła ona do rezydencji miliardera Mar-a-Lago w West Palm Beach na Florydzie, żeby zebrać materiał do reportażu o jego małżeństwie z Melanią Knauss, którą poślubił w styczniu tego samego roku. Jak relacjonowała Stoynoff, w czasie rozmowy Trump rzucił się na nią, przyparł do ściany i pocałował namiętnie w usta.
Rzeczniczka kampanii Trumpa powiedziała, że oskarżenia dziennikarki są "sfabrykowane". Sam kandydat oświadczył za pośrednictwem Twittera: "dlaczego autorka artykułu w 'People Magazine' nie wspomniała w nim o tym incydencie? Bo do niego nie doszło".
W czwartek autorka reportażu powiedziała, że pominęła ten epizod w swym tekście, ponieważ była w szoku. - Bałam się też, że ten sławny, potężny i bogaty mężczyzna zdyskredytuje mnie i zniszczy - dodała.
Z kolei była Miss Arizony Tasha Dixon opowiedziała, jak nowojorski miliarder wchodził do pokoju, gdzie kandydatki w konkursie piękności się przebierały. Trump w wywiadzie w programie radiowym Howarda Sterna tłumaczył, że wolno mu było wchodzić do przebieralni i oglądać tam nagie kobiety, ponieważ to on był właścicielem firmy organizującej konkursy piękności.
Adwokat kandydata do Białego Domu Marc Kasowitz zażądał od mediów sprostowań, twierdząc, że zamieszczane tam artykuły o domniemanych wyczynach Trumpa go oczerniają. Zagroził, że jeśli tego nie zrobią, czeka ich pozew o zniesławienie.
"New York Times" opublikował oświadczenie, że obstaje przy swoim tekście ze środy o dwóch kobietach, które zarzuciły Trumpowi napastowanie seksualne.
"Jego ręce były jak ośmiornica"
Pierwsza z nich, Jessica Leeds, powiedziała, że w 1980 roku, gdy leciała samolotem do Nowego Jorku, Trump siedział obok niej i w pewnym momencie poczuła, jak jej sąsiad ją obmacuje i sięga ręką pod sukienkę. - Jego ręce były jak ośmiornica - opowiadała w wywiadzie telewizyjnym. Trump miał wtedy 24 lata.
Drugi podobny epizod miał miejsce w 2005 roku, kiedy Trump był już żonaty z Melanią Knauss. 22-letnia wtedy Rachel Crooks miała przypadkiem spotkać nowojorskiego miliardera w jego drapaczu chmur Trump Tower na Manhattanie. Kiedy się przedstawiła i zaczęli rozmawiać, Trump - jak powiedziała "NYT" - objął ją i pocałował w usta.
O innym incydencie seksualnego napastowania przez Trumpa napisał "Palm Beach Post". Ten lokalny dziennik przytacza relację Mindy McGillivray, która powiedziała, że w 2003 roku Trump złapał ją za tylną część ciała w rezydencji Mar-a-Lago.
Kandydat do Białego Domu pytany przez "NYT" o dwa opisane przez ten dziennik incydenty odpowiedział, że "to fikcja". Jego rzeczniczka Hope Hicks, zapytana o relację w "Palm Beach Post", odpowiedziała, że jest "nieprawdziwa".
W ujawnionych prawie tydzień temu nagraniach jego rozmowy z 2005 roku Trump chwali się, że kobiety "pozwolą mu na wszystko, bo jest gwiazdą".
Najnowszy skandal ożywił w USA debatę na temat molestowania i napastowania seksualnego. Czyny te są przestępstwem, ale wciąż często nie wychodzą na jaw. Jak powiedzieli komentujący problemy Trumpa uczestnicy panelu w radiu NPR, w wielu regionach w USA panuje subkultura patriarchatu, w której kobiety obawiają się oskarżać mężczyzn o podobne przewinienia. Subkultura ta jest szczególnie silna w środowiskach konserwatywnych, popierających Republikanów.
Były republikański przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich powiedział telewizji Fox Business, że wypowiedzi i postępki Trumpa, chociaż "grubiańskie", są jednak niczym w zestawieniu z tym, jaką groźbę dla Ameryki stwarza prezydentura Hillary Clinton.
- Donald Trump w przeszłości mógł się zachowywać ordynarnie, ale Hillary jest skorumpowana i niebezpieczna - powiedział Gingrich.
Spadek poparcia
Po najnowszych kontrowersjach notowania Trumpa spadły. W sondażach Clinton prowadzi obecnie różnicą od 7 do 11 pkt proc. Ma też lepsze notowania w niemal wszystkich kluczowych dla zwycięstwa w wyborach stanach "wahających się", jak Ohio, gdzie do niedawna jeszcze prowadził kandydat republikanów.
Po ostatnich skandalach z Trumpem ok. 25 procent republikańskich gubernatorów i członków Kongresu ogłosiło, że nie popiera go w wyborach. Swoje poparcie cofnęli też niektórzy dotychczasowi sponsorzy kampanii republikańskiego kandydata.