Kolejna klęska Theresy May. Nikt nie wie, co będzie dalej
Theresa May i jej umowa ws. brexitu po raz drugi poniosła sromotną porażkę w Izbie Gmin. Na 17 dni przed datą opuszczenia UE nikt w Wielkiej Brytanii nie ma zielonego pojęcia, jak zakończy się brexitowa odyseja. Możliwe, że brexitu w ogóle nie będzie.
- To jest wybór między g..., które teraz zostało poddane polerowaniu, a ryzykiem, że brexitu w ogóle nie będzie. I obawiam się, że to najlepsze g..., na jakie możemy liczyć - w ten sposób na 15 minut przed wtorkowym głosowaniem dostępne opcje podsumował konserwatywny poseł Izby Gmin i zwolennik brexitu Steve Double.
Mimo symbolicznych ustępstw uzyskanych od Unii przez rząd May i narastającej presji czasu, jego koledzy z ław najwyraźniej nie zgodzili się z tą oceną. W być może najważniejszym głosowaniu tego stulecia ponownie odrzucili umowę określającą warunki wyjścia z Unii Europejskiej stosunkiem głosów 242-391. Po raz kolejny przeważyły głosy najbardziej zagorzałych zwolenników brexitu, którzy obawiają się, że w ramach umowy kraj może na zawsze pozostać w unii celnej z UE.
- Nie zaakceptujemy złej umowy, nie ugniemy się przed łobuzami z Brukseli - powiedział mi urodzony w Polsce członek frakcji twardogłowych, Daniel Kawczyński.
W rezultacie na 17 dni przed formalnym końcem procesu, po dwóch latach wyczerpujących negocjacji, przyszłość Zjednoczonego Królestwa pozostaje tak samo wielką niewiadomą jak była na początku. Tego, jak zakończy się ta historia, nie wiedzą ani premier May, ani jej rząd, ani opozycja.
Co teraz?
Komentując wynik głosowania łamiącym się, ochrypłym głosem premier naszkicowała możliwe opcje - podkreślając, że kraj musi teraz stanąć przed szeregiem "wyborów nie do pozazdroszczenia". Wielka Brytania może wyjść bez umowy - co, jak podkreśliła May - może nie tylko uderzyć w gospodarkę, ale i narazić państwo na ryzyko rozpadu; może poprosić Unię o zgodę na przedłużenie rozmów; może zorganizować ponowne referendum lub w ogóle wycofać się z brexitu.
Część odpowiedzi poznamy w ciągu najbliższych dwóch dni. W środę parlament zagłosuje nad opcją "no deal". I z racji potencjalnie katastrofalnych skutków niemal na pewno ją odrzuci. Wcale nie musi oznaczać to jednak, że do brexitu bez umowy nie dojdzie. W czwartek głosowana będzie kwestia przedłużenia negocjacji. Ale samo przedłużenie niczego nie rozwiązuje. Politycy muszą zdecydować, co chcą z dodatkowym czasem zrobić - i jak dużo go chcą.
Alternatywne rozwiązania będą przedmiotem dyskusji podczas najbliższych dni. Partia Pracy zaproponuje negocjacje brexitu w wersji "miękkiej", z pozostaniem unii celnej i zachowaniem dostępu do jednolitego rynku; szkoccy nacjonaliści zgłoszą propozycję drugiego referendum; zwolennicy pozostania w Unii odwołanie brexitu. Nie da się wykluczyć również innej alternatywy: przyspieszonych wyborów.
Opcji więc nie brakuje. Cały paradoks sytuacji polega jednak na tym, że żadna z tych opcji może nie uzyskać poparcia większości posłów. A wtedy zwycięży opcja domyślna - i najgorsza z możliwych - czyli brexit bez umowy.
Przeczytaj również: May przełoży brexit? To nie takie łatwe
Pożyteczna lekcja z brexitu
Niezależnie od tego, jak zakończy się ta historia, Wielka Brytania już poniosła na niej ogromne straty. Brytyjska klasa polityczna, która przedłożyła interes partyjny nad interes kraju i wykazała się skrajną niedopowiedzialnością, została skompromitowana. Państwo, które nie potrafiło poradzić sobie ze skomplikowanym procesem, zostało ośmieszone i straciło na wiarygodności. Gospodarka, targana przedłużającą się niepewnością, już straciła tysiące miejsc pracy. Społeczeństwo jest i pozostanie podzielone na długi czas.
Pozytyw jest jeden. Brexit jest dobrą lekcją dla reszty Europy. Nie bez przyczyny w ciągu trzech lat od brytyjskiego referendum skrajnie prawicowe partie w całej Europie porzuciły postulaty wyjścia z Unii i zorganizowania własnego głosowania nad "Frexitem", "Italexitem" i podobnymi pomysłami. Powinniśmy tę lekcję zapamiętać na długi czas.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl