PolskaKolejna ekspertyza. Nie zamknęli śledztwa ws. "Anioła śmierci"

Kolejna ekspertyza. Nie zamknęli śledztwa ws. "Anioła śmierci"

Toruńscy śledczy starają się ustalić, czy 47-letni sprzedawca nieruchomości Maciej B., okrzyknięty przez media "Aniołem śmierci", jest seryjnym zabójcą. Choć w ostatnim czasie pozyskali ważną opinię biegłych, nadal nie postawili kolejnych zarzutów.

Maciej B. oraz drzwi mieszkania, w którym zginęła pani Maria
Maciej B. oraz drzwi mieszkania, w którym zginęła pani Maria
Źródło zdjęć: © WP | Mikołaj Podolski

Maciej B. przebywa cały czas w areszcie. Trwa proces, w którym jest oskarżony o zabójstwo 68-letniej torunianki. Wcześniej walczył z kobietą w sądach o nieruchomość. Ciało emerytki znaleziono w spalonym mieszkaniu. Oskarżony twierdzi, że nie zabił ani jej, ani nikogo innego.

Śledczy nadal ustalają, czy zanim zginęła pani Maria, "Anioł" dołożył rękę do śmierci któregoś z piątki swoich pracowników. Zajmują się tym dwie prokuratury.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rejonowa w Chełmnie bada sprawę wypadku samochodowego, w którym zginęli Rafał i Sławomir. To postępowanie co prawda zostało zawieszone, ale kilka tygodni temu prokuratorzy otrzymali opinię biegłych z Instytutu im. Sehna w Krakowie. To prestiżowa instytucja specjalizująca się m.in. w opiniowaniu na potrzeby procesów sądowych.

Jak dotąd nic nie wskazywało na to, by Maciej B. w jakikolwiek sposób przyczynił się do tego wypadku. Ale jeśli opinia wykaże coś innego, Maciej B. może na jej podstawie usłyszeć zarzuty. Śledczy na razie ustaleń biegłych nie zdradzają.

- Trwa analiza ustaleń biegłych – poinformował Wirtualną Polskę Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. - Po przeanalizowaniu opinii podjęte zostaną dalsze czynności w sprawie.

Natomiast w Toruniu prokuratorzy ustalają, czy Maciej B. miał jakikolwiek wpływ na śmierć któregoś z trzech innych swoich pracowników. Tu nadal niczego nie potwierdzono ani nie wykluczono i po raz kolejny zapadła decyzja o kontynuacji śledztwa.

- Ta sprawa jest w toku, aktualnie okres śledztwa został przedłużony do 27 czerwca. Nie przedstawiono w niej nikomu zarzutów - mówi prokurator Kukawski.

"Anioł śmierci" z Torunia znany na całą Polskę

O "Aniele śmierci" zrobiło się głośno w połowie 2021 roku za sprawą emerytowanego wojskowego Andrzeja Koczana. To jego syn Rafał (pracownik Macieja B.) kilka miesięcy wcześniej zginął w wypadku. Mężczyzna zwrócił uwagę, że co kilka tygodni do skrzynki wpadają listy od ubezpieczycieli adresowane na jego syna. Okazało się, że był ubezpieczony w kilku towarzystwach na niemałe sumy.

Były żołnierz rozpoczął swoje śledztwo, z którego wynikało, że osobą wskazaną do wypłaty odszkodowań był Maciej B., szef firmy, w której dorabiał Rafał. Co więcej, dotarł do informacji, że w ostatnim czasie życie straciło więcej pracowników przedsiębiorstwa należącego do B.

Firma, jak przedstawiał potem "Anioł śmierci", miała pozyskiwać nieruchomości od osób z problemami (np. z komornikiem na karku), remontować je i sprzedawać dużo drożej. Zatrudnił na ćwierć etatu swojego znajomego Leszka, by takie osoby wynajdywał. Oprócz Leszka wziął do pracy jego kolegów, Dariusza i Sławomira.

Wszyscy trzej już nie żyją. Wszyscy zostali ubezpieczeni na życie przez Macieja B.

Zbiorowe polisy na życie Maciej B. zaczął kupować pracownikom, za ich zgodą, 17 marca 2020 roku, niecałe dwa tygodnie po nadejściu pandemii do Polski. Dotyczyły nie tylko utraty życia, ale również chorób.

Dwa tygodnie później w szpitalu zmarł pierwszy z pokrzywdzonych, 54-letni Dariusz. Lekarz uznał, że przyczyną zgonu była sepsa.

64-letni Leszek zmarł osiem miesięcy później, 22 listopada 2020 roku, również w szpitalu, po trzech tygodniach walki z koronawirusem.

Maciej B. 28 listopada 2020 roku udał się na jego pogrzeb firmowym matizem, a po uroczystości przekazał kluczyk 25-letniemu Rafałowi (który jako jedyny z tego grona prowadził ustatkowane życie, nie był alkoholikiem, to miało być jego pierwsze zlecenie w firmie) oraz 45-letniemu Sławomirowi, by udali się pod Chełmno, obejrzeć nieruchomość na sprzedaż. Nie wrócili już z tej podróży.

Według późniejszych ustaleń policjantów drogówki ich auto zsunęło się ze skarpy i stanęło w płomieniach, a oni nie zdołali się z niego wydostać. Kierowcą najprawdopodobniej był Rafał, ponieważ Sławomir nie miał prawa jazdy i był kompletnie pijany, miał 3,6 promila alkoholu.

Po czterech zgonach sprawa dotarła do mediów, które okrzyknęły Macieja B. "Aniołem śmierci", z sugestią, że morduje swoich pracowników dla ubezpieczeń, bo okazało się, że na każdego z tej czwórki było kupionych po kilka polis.

Powstawały o nim programy telewizyjne i artykuły. Sprawa śmierci Dariusza i Leszka trafiła do czołowych śledczych z Torunia, a sprawę wypadku raz jeszcze zaczęli prześwietlać prokuratorzy z Chełmna. Rozpoczęły się ekshumacje zwłok i bardzo szczegółowe ekspertyzy.

Sprawy są wciąż w toku

Maciej B. tłumaczył, że nie miał nic wspólnego z żadnym z tych zgonów i wszystko było zbiegiem okoliczności. Zaszył się w swoim mieszkaniu, jego stan ocierał się o paranoję, zaczął podejrzewać, że zawiązał się przeciwko niemu spisek. Twierdził także, że przez medialne zamieszanie, nie jest w stanie prowadzić interesów.

Co więcej, w połowie 2021 roku zmarł piąty z sześciu zatrudnionych przez niego mężczyzn. Ten zgon nie budził większych podejrzeń - śmierć miała charakter naturalny, a osobą upoważnioną do odbioru ubezpieczenia była żona zmarłego.

Do kulminacyjnego - jak się wtedy wydawało - punktu tej sprawy śledczy doszli przed Bożym Narodzeniem, gdy 23 grudnia 2021 roku zatrzymali Macieja B. Zarzucili mu oszustwa i podrabianie dokumentów. Sąd nie zgodził się na jego areszt. Zapowiadało się na to, że na tym cała sprawa się zakończy.

Jednak 8 marca 2022 roku "Anioł śmierci" został tymczasowo aresztowany pod zarzutem zabójstwa Marii, starszej pani z wieżowca. To jedyna śmierć, z jaką dowodowo powiązali go śledczy.

Co ważne dla tej sprawy, miał dokonać zabójstwa trzy dni przed swoim poprzednim zatrzymaniem (tym przed Bożym Narodzeniem), gdy był już podejrzewany przez sporą część opinii publicznej o przyczynienie się do śmierci pięciu osób. Po kilku latach sporów z panią Marią o mieszkanie, miał podłożyć w jej lokalu ogień. 68-latka zginęła w wyniku zaczadzenia.

Akt oskarżenia w sprawie morderstwa Marii uzupełniono też o oszustwa ubezpieczeniowe. Jak wyliczyli śledczy, z polis zmarłych pracowników mógłby wypłacić 5 mln zł. Ponieważ jednak nie wszystko wypłacał, a część towarzystw nie chciała mu nawet na to pozwolić, na jego konto z tego tytułu wpłynęło tylko 326 tys. zł.

Proces dotyczący mieszkanki wieżowca nadal trwa. Wirtualna Polska jest jedyną redakcją, której B. udzielił komentarza na ten temat.

- Sprawa, za którą przebywam teraz w areszcie, jest przede wszystkim wynikiem nagonki medialnej na mnie. Ścigano mnie za piątkę ludzi i okazało się, że nic nie ma. Wszystkie ekspertyzy mnie rozgrzeszyły z tych spraw. A tu nagle się pojawiła sprawa pani Marii - mówił.

I dodał: - Mnie tam nie było tamtej nocy. Byłem w domu. Nie miałem nawet kluczy do tego mieszkania. Nigdy mi ich nie przekazano, bo ta pani nigdy się z tego mieszkania nie wyprowadziła. Wojowałem z nią w sądach, miała nakaz eksmisji, ale nigdy go nie zrealizowano, bo była pandemia. Natomiast ona mnie oskarżyła, że miałem to mieszkanie od niej wyłudzić. Zostałem uniewinniony w obu instancjach.

Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)