Kociszewski: Wizyta Dudy w USA jest ważna i oby odbyło się bez kompromitacji (Opinie)
Prezydent Andrzej Duda rozpoczyna wizytę w USA. Rozmowy z prezydentem Trumpem o bezpieczeństwie są rzeczywiście ważne. Jednak im dalej w las, tym gorzej, choć wszystko można "sprzedać" jako wiekopomny sukces. Wiele można też koncertowo popsuć.
11.06.2019 | aktual.: 11.06.2019 11:41
Rozmowy o zwiększeniu zaangażowania USA w bezpieczeństwo Polski zbliżają się do końca i nikt nie kwestionuje ich wagi. Mniej więcej wiadomo też, że będzie to obecność rotacyjna, lecz trwała (persistent), a nie stała (permanent). Polska zainwestuje setki milionów, może nawet 2 mld dolarów w infrastrukturę. Taka współpraca dwustronna w połączeniu z udziałem NATO ma wybić z głowy potencjalnym agresorom, czyt. Rosjanom, pomysły militarnego zagrożenia Polsce.
W tym kontekście dziwi nieco, że przedstawiając wizytę szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski wrócił do chwytliwego, ale niefortunnego pojęcia "Fort Trump". Zakulisowo mówi się, że miał to być dyskretny pomysł na połechtanie ego Donalda Trumpa podczas rozmów w Waszyngtonie w na początku 2019 r., który Andrzej Duda jednak wykorzystał, żeby zabłysnąć przed kamerami. W rzeczywistości stała baza przypominająca forty w USA, czy nawet Rammstein w Niemczech w Polsce nie powstanie, bo pomysł zaangażowania militarnego Pentagonu za granicą nie opiera się już na tym klasycznym rozwiązaniu, tylko na utrzymywaniu sprzętu i rotacyjnej obsługi.
Niemniej po spotkaniu Trumpa i Dudy w Białym Domu zapewne poznamy więcej szczegółów. Podpisana ma również zostać deklaracja polityczna odnośnie dalszej współpracy i dokument bardziej techniczny. To będzie znaczący krok w stronę zwiększenia liczby żołnierzy USA w Polsce, lecz jeszcze nie formalna umowa międzypaństwowa, która wymaga także ratyfikacji w Kongresie.
Ten dokument zapewne zostanie podpisany podczas wrześniowej wizyty Trumpa w Warszawie, którą odbędzie na zaproszenie prezydenta RP. Odkładając na bok polsko – polską wojenkę polityczną należałoby trzymać kciuki za Andrzeja Dudę, aby wszystko poszło gładko i bez wpadek, bo w grę wchodzi bezpieczeństwo kraju. Ciekawe, jak kancelaria prezydenta będzie medialnie "sprzedawać" to wydarzenie i czy będzie mówić o "umowie", bo przecież prezydenci się "umówili na współpracę", czy jednak zachowa rozsądek pozostając przy gatunkowo lżejszym słowie "porozumienie".
Na szczęście jest to już druga wizyta prezydenta w Białym Domu, więc może łatwiej będzie mu zapanować nad emocjami i nie będzie tak bardzo "tryskał radością" jak za pierwszym razem. Zapewne podpisywanie dokumentów odbywać się będzie z zachowaniem powagi i godności obu państw – czyli z flagami i na siedząco - w odróżnieniu od dyplomatycznej kompromitacji, którą było zdjęcie Andrzeja Dudy na stojąco podpisującego dokument obok Donalda Trumpa siedzącego za biurkiem.
Po Waszyngtonie zacznie się "polityczna turystyka"
Po polityce prezydent zajmie się energetyką i biznesem. Będzie podróżował od Teksasu aż po Kalifornię i tutaj czyha na niego najwięcej pułapek. Polska oczywiście stara się dywersyfikować źródła dostaw surowców energetycznych i USA są jednym z partnerów do rozmów, ale nie między prezydentem Dudą a ministrem energetyki Rickiem Perrym. Jeszcze bardziej niepokoją słowa ministra Szczerskiego o "pilnowaniu szipingu (wysyłki) gazu do Polski" z USA. Zadba o dokręcenie zaworów i sprawdzi regulaminy BHP? To jak żywo przypomina gospodarcze wizyty ważnych sekretarzy w zakładach pracy w czasach PRL-u.
Andrzej Duda ma także w swoich planach część czysto biznesową, w ramach której będzie rozmawiał o onkologii i odwiedzi Krzemową Dolinę w Kalifornii. Delegacje głów państw w otoczeniu biznesmenów przede wszystkim mają znaczenie w przypadku wchodzenia do nowych, egzotycznych krajów. Wtedy można stworzyć pozytywną atmosferę i otworzyć drzwi dla rozwoju współpracy.
Wspieranie biznesu przez polityków jest dobrym zwyczajem, ale w relacjach polsko – amerykańskich istnieją mechanizmy dwustronne i wielostronne, z wykorzystaniem UE. Hamulcem nadal są wizy, ale na to Andrzej Duda nic już nie poradzi.
W tej części podróży wszystko zależy od poziomu organizacji pobytu przez stronę polską. Skończy się dobrze, jeżeli prezydent zostanie podjęty przez szefów korporacji, którzy z godnością wysłuchają jego słów o znaczeniu innowacyjności i współpracy technologicznej – jak w przypadku wizyty Angeli Merkel w 2015 r., która na dodatek przemawiała na Uniwersytecie Stanford.
Istnieje też ryzyko, że Andrzej Duda zostanie potraktowany jak petent, a zajęta własnymi sprawami świta biznesmenów gdzieś się zawieruszy, jak nieraz to bywało. Wtedy polska delegacja zostanie potraktowana przez gospodarzy jako kolejny egzotyczny element dnia pozbawiony znaczenia, a jedynym efektem będą relacje dziennikarzy tryskające oficjalnym optymizmem. Z drugiej strony, może w gorącym roku przedwyborczym o to właśnie chodzi?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl