Klub PiS bez Gosiewskiego - jak da sobie radę?
Rząd po wakacjach zasypie Sejm ustawami. Czy
bez Gosiewskiego PiS-owska maszynka do głosowanie się zatnie? -
zastanawia się "Gazeta Wyborcza".
Bój o Polskę wszedł w decydującą fazę: albo wygramy, albo przegramy, tutaj raczej remisu nie będzie - powiedział niedawno "Przekrojowi" poseł PiS Jacek Kurski. Dlatego - dodał - potrzebne było przyśpieszenie. Marcinkiewicza zastąpił Kaczyński, żeby z jednej strony była kontynuacja rzeczy słusznych, a z drugiej strony był przełom, jeśli chodzi o tempo i głębokość.
Na najważniejsze odcinki "frontu" Jarosław Kaczyński, posyła od dawna najbardziej pracowitych, zdeterminowanych i odpornych na medialną krytykę ludzi. Dorna do MSWiA, Wassermanna do służb specjalnych, Ziobro do resortu sprawiedliwości, Kamińskiego do CBA, Macierewicza do likwidacji WSI. Ostatnio na listę priorytetów dopisał "przyśpieszenie prac legislacyjnych". I ściągnął do rządu szefa klubu PiS Przemysława Gosiewskiego. Jak surowy karbowy egzekwować ma od resortów legislacyjną wydajność - zaznacza "GW".
Problem w tym, że bez Gosiewskiego został klub. Czeka go najcięższy od początku istnienia egzamin z dyscypliny. Dotąd wymuszał ją bezwzględnie Gosiewski. Teraz ma to robić nowy przewodniczący Marek Kuchciński, człowiek o innej mentalności. Gosiewski, mimo swego brutalnego charakteru, miał autorytet. Wszyscy wiedzieli, że jest blisko Kaczyńskiego. Kuchciński był dla nas jedynie "prawą ręką Gosiewskiego", a to już nie to - mówi jeden z posłów PiS.
Na czele klubu stanął więc polityk, który autorytet musi dopiero zbudować. Widać to było wyraźnie podczas głosowania w jego sprawie. Na szefa klubu poparło go 140 parlamentarzystów, ale 17 było przeciw, jak na PiS to dużo - dodaje rozmówca "GW".
Da więc sobie radę czy nie? Na to pytanie nikt nie potrafi jeszcze odpowiedzieć.
W PiS dość powszechne jest oczekiwanie, że pod nowym przewodniczącym klub się nieco zdemokratyzuje. (PAP)