"Kłóciliśmy się całe życie". Koledzy wspominają Sebastiana Karpiniuka
Młody, zdolny, radykalny. Respekt czuli przed nim nawet jego przełożeni. Kochał piłkę nożną - wspominają w rozmowie z WP koledzy posła Sebastiana Karpiniuka, jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Chociaż zrobił zawrotną karierę, historia jego rodziny usiana jest cierpieniem. - Ciążyło nad nimi fatum - dodają.
19.02.2018 | aktual.: 19.02.2018 14:47
W Kołobrzegu odbyła się w poniedziałek 68. ekshumacja ofiary katastrofy smoleńskiej, Sebastiana Karpiniuka. Wielu z jego przyjaciół i znajomych protestuje. Przeciwny ekshumacji był bowiem Marek Karpiniuk - ojciec byłego posła, który zmarł jako ostatni z rodziny w 2016 roku. Matka polityka zginęła tragicznie w pożarze, gdy ten miał zaledwie 18 lat. Ostatnio odeszli z kolei babcia, kuzyn i stryj.
(Jacek Kurski i Sebastian Karpiniuk (PO) podczas posiedzenia sejmowej komisji śledczej/PAP)
Bali się zapytać trenera, czy ich przyjmie
- Kłóciliśmy się całe życie. Najczęściej na boisku. Zaczęło się, gdy mieliśmy po 6 lat i szliśmy zapisać się do młodej drużyny Kotwicy Kołobrzeg - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Krysa. Kolega Sebastiana Karpiniuka dodaje z uśmiechem, że obaj przekonywali się, aby to ten drugi zapytał trenera, czy przyjmie ich do zespołu. - Żaden się nie odważył, więc obraziliśmy się i wróciliśmy do domu. Wiele lat później, gdy Sebastian był już posłem, też nie było lepiej. W drużynie FC Karpiniuk obydwaj graliśmy na ataku. Znów nie obyło się bez ciągłych kłótni, ale wiadomo, takich jak to wśród przyjaciół - zaznacza.
Dziś stadion Kotwicy Kołobrzeg nosi imię Sebastiana Karpiniuka. Jak to się stało? – Wniosek w tej sprawie napisaliśmy do prezydenta miasta razem z klubem kibica Kotwicy, ale generalnie wszyscy byli za. Mieszkańcy i działacze pamiętają go jako radnego, przewodniczącego rady i wiceprezydenta – stwierdza Krysa. Jego zdaniem, do takiego pomysłu nie trzeba było nikogo przekonywać.
(Grzegorz Schetyna (PO) oraz Sebastian Karpiniuk (PO) podczas konferencji prasowej w 2009 r./PAP)
Zdobył więcej głosów niż jego szef
- Sebastian był bardzo pomocny, ale radykalny. Chociaż niejednemu uprzykrzył życie, bardzo cenili go politycy różnych stron sceny politycznej - zapewnia nas Jacek Woźniak, wiceprezydent Kołobrzegu. Przytacza historię, gdy jako początkujący polityk, Karpiniuk wystartował do wyborów z trzeciego miejsca na liście. Zdobył więcej głosów nawet od pierwszego na liście prezydenta, którego nota bene był wtedy rzecznikiem.
- Znaliśmy się od 1998 roku, kiedy zostaliśmy radnymi jako najmłodsi kandydaci. Od tego momentu często się sprzeczaliśmy. Sebastian miał jednak tę zaletę, że potrafił oddzielić życie prywatne od polityki – wspomina podkreślając, że często dawało to miejsce do dialogu z politycznymi konkurentami. Woźniak wspomina również słynny kalendarz, w którym były poseł miał zapisywać wszystkie ważne informacje. – Był bardzo skrupulatny i radykalny wobec pryncypiów. Respekt czuli przed nim nawet przełożeni. Szybko piął się do góry – przyznaje.
(Beata Kempa (PiS) i Sebastian Karpiniuk (PO) w kuluarach sejmowych/PAP)
"Pomyślałem: pewnie ktoś umarł"
W 2009 roku w rozmowie z Wirtualną Polską Karpiniuk zdradzał, że po śmierci mamy nie było mu lekko, ale wspaniałą rolę odegrały wtedy obie babcie. - Babcia Marysia piekła świetne serniki, a babcia Eugenia - pierogi ruskie. Zajadałem się nimi - wspominał. Jego ojciec zaznaczał, że syn szybko zaczął realizować się w polityce. - Odkąd pamiętam angażował się w sprawny swojego miasta. Raz postanowił sobie, że trzeba wybudować plac zabaw w naszej okolicy. Chodził, wydzwaniał, pukał do wielu drzwi aż załatwił. Był urodzonym samorządowcem, ale też zwykłym chłopakiem - wspominał Marek Karpiniuk.
Ojciec polityka przyznaje, że gdy dowiedział się o śmierci syna, chciał się schować przed całym światem. - O dziesiątej wyszedłem z łazienki i usłyszałem telefon. Patrzę, a tu cała lista nieodebranych połączeń od znajomych i rodziny. Pomyślałem: pewnie ktoś umarł. Włączyłem telewizor i wszystko stało się jasne, na pasku ofiar był mój syn - mówił. Karpiniuk senior zamknął się w pokoju syna. Nie odbierał telefonów, nie oddzwaniał i nie otwierał drzwi od domu. Znajomi weszli do niego przez balkon. Do Moskwy, by zobaczyć syna również nie poleciał. Na początku chciał, ale znajomi przekonali go, żeby zapamiętał swoje dziecko tak, jak widział je ostatnim razem.