Klimatyczne weto Morawiecki ogłosił sukcesem Polski. A to był strzał w stopę
Praktycznie nie osiągnął niczego poza stratą dobrej woli wśród unijnych partnerów. Po raz kolejny polityka zagraniczna została poświęcona dla wewnętrznych celów propagandowych.
Polska wraz z trzema krajami regionu zawetowała polityczną deklarację wyznaczającą ambitniejsze cele klimatyczne, a premier Morawiecki uznał to za swój wielki sukces. Zastosował tu znajomą narrację: walczymy o polski interes, "nasze racje przedkładamy nad poklepywanie się po plecach".
- Naciski były bardzo silne, ale premier nie ustąpił do samego końca - dodawał ambasador RP przy UE Andrzej Sadoś.
Sęk w tym, że ustąpienie nic by nas nie kosztowało, zaś demonstracyje weto - koniec końców - może tylko uderzyć w nasze interesy.
Dlaczego? Polska zawetowała fragment konkluzji ze szczytu, w którym mowa jest o zobowiązaniu do osiągnięcia tzw. neutralności węglowej (tj. emitowania takiej samej ilości CO2 co pochłaniania) do 2050 roku. To ambitniejszy cel niż dotychczas, co zapewne wiązałby się z dodatkowymi kosztami energetycznej transformacji. I dlatego też rząd zdecydował się na weto. Premier tłumaczył, że nie mógł zgodzić się na podpisanie takiego celu w ciemno, bez zapewnienia, że koszty zostaną nam złagodzone. Liczył przy tym, że w ten sposób zdobędzie od partnerów ustępstwa.
Krótkowzroczność
W wymuszaniu ustępstw i lepszych warunków transformacji nie ma nic złego. Problem w tym, że rząd robi to bez większego sensu. Dokument, który zawetowaliśmy, to miękka, polityczna deklaracja; nasze weto wcale nie sprawi, że Unia nie będzie zaostrzać polityki klimatycznej.
Szczegóły tego zaostrzania będą bowiem ustalane dopiero na późniejszym etapie. I tam będzie się liczyć polityczna dobra wola, którą właśnie tracimy dla pustego gestu. Przy okazji umacnia się reputacja Polski jako "brudnego", anachronicznego i egoistycznego kraju.
Taka postawa budzi niesmak tym bardziej, że reputacja ta nie jest całkowicie niezasłużona. Jesteśmy europejskim liderem smogu i zanieczyszczeń, a klimat zmienia się na naszych oczach. Tymczasem dbałość o środowisko wciąż w polskiej polityce jest czymś, co przede wszystkim kosztuje i z czym trzeba walczyć. Zamiast uświadamiać wyborców o konieczności transformacji i przedstawiać je jako coś pozytywnego, politycy bronią się przed tym nogami i rękami, broniąc węgla jak niepodległości. Węgla, który coraz częściej musimy importować z Rosji.
Zamiast wygłaszać puste deklaracje o dbaniu o polskie interesy, lepiej rzeczywiście to robić - ale robić to mądrze i patrzeć na sprawy z perspektywy szerszej niż doraźne propagandowe korzyści. Płyniemy na Titanicu i zamiast próbować zmienić jego kurs, my skupiamy się na walce o najwygodniejsze miejsce do podziwiania katastrofy.
Przeczytaj również: Zmiana klimatu. Milion gatunków zagrożonych
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl