"Kler" Smarzowskiego opowiada jego historię. Marek Lisiński padł ofiarą księdza, gdy miał 13 lat
Marek Lisiński miał 13 lat, gdy padł ofiarą księdza-pedofila. Gdy Wojtek Smarzowski postanowił nakręcić "Kler", zwrócił się właśnie do niego. - Nic na temat pedofilii w tym filmie nie jest wymyślone. To historia moja i podopiecznych mojej fundacji - mówi Wirtualnej Polsce Lisiński.
26.09.2018 06:07
Bez niego "Kler" by nie powstał – tak mówi o panu Wojtek Smarzowski.
Jestem dumny z tych słów. Z Wojtkiem spotkałem się pierwszy raz w 2014 roku. Dotarła do mnie jego żona i skontaktowała nas ze sobą. Dowiedziałem się, że Smarzowski robi film o Kościele. Wracał właśnie z festiwalu filmowego w Berlinie i spotkaliśmy się w centrum handlowym. Opowiedział o swojej wizji filmu. Opowiedziałem mu historie podopiecznych mojej fundacji i wkrótce ruszyły prace.
Pracował pan przy scenariuszu?
Wojtek wszystko napisał. Ja nanosiłem poprawki i dodawałem własne spostrzeżenia. Byłem kilka razy na planie.
Krytykujący "Kler" twierdzą, że film jest mocno przerysowany. Historie dotyczące pedofilii są zmyślone?
Nic na temat pedofilii w tym filmie nie jest wymyślone. Nawet sprawa księdza, który się podpalił, jest zaczerpnięta z życia. Wszystkie wątki dotyczące duchownych-pedofilów to historie osób, którymi opiekuje się moja fundacja.
Jest tam też pana historia? Miał pan 13 lat, gdy padł ofiarą księdza.
Jeden z wątków dotyczy tego, co mnie spotkało. Chodzi o historię dotyczącą 13 grudnia. Tego dnia przed wieloma laty powiedziałem "dość" i nigdy już nie poszedłem do księdza, który mnie krzywdził.
Widział pan już film?
Tak, ale do tej pory nie mogę o tym mówić. Byłem obezwładniony emocjami. Siedziałem jak sparaliżowany, w wielkim napięciu. Muszę go zobaczyć raz jeszcze, bo z pierwszego pokazu mało pamiętam. Może podczas drugiego seansu uda mi się go na spokojnie zobaczyć. Zatykało mnie co chwilę mimo że przecież znam wszystkie opowiedziane tam historie. Słyszałem jej od ofiar księży, ale usłyszeć a zobaczyć to jednak coś innego. To było wstrząsające przeżycie i do tej pory nie umiem się pozbierać.
Czy "Kler" coś zmieni w sprawie pedofilii wśród osób duchownych w Polsce?
Na pewno zmienia w społeczeństwie. Ruszyła fala, której nikt już nie powstrzyma. Kościół będzie musiał się oczyścić. Wszystko zaczęło się od protestu, gdy miesiąc temu wieszano dziecięce buciki na ogrodzeniach polskich kościołów. Od tego czasu spotykam się z ogromnym hejtem. Ludzie nazywają mnie diabłem, komuchem, lewakiem. U nas często tym złym nie jest oprawca, a jego ofiara. Przestałem czytać komentarze i skupiam się na pomaganiu osobom, które doznały krzywdy podobnej do mojej.
Ilu osobom pan pomaga w swojej fundacji "Nie lękajcie się"?
Mam około 300 osób pokrzywdzonych przez osoby duchowne. Nie jestem jednak prokuratorem i nie potrafię wszystkiego dokładnie zweryfikować. Mam jednak świadectwa tych osób. Część z nich decyduje się na składane pozwów do sądu.
Czy to oznacza, że tylu samo sprawców stoi za tymi krzywdami?
W dwóch przypadkach sprawca ma więcej niż jedną ofiarę. Pozostałe przypadki to jeden sprawa- jedna ofiara, co oznacza, że co najmniej 300 pedofilów pracowało i pracuje w polskim Kościele.
W 2013 roku prokuratura krajowa poinformowała, że na 1500 osób skazanych na pedofilię tylko kilka to księża.
To bardzo dziwne dane. Tym bardziej, że ostatnio ministerstwo sprawiedliwości odpowiedziało jednej z posłanek, że nie prowadzi takich statystyk. Z kolei ojciec Żak, który zajmuje się pedofilią w polskim Kościele, mówił jakiś czas temu, że ma wiedzę o 12 skazanych duchownych. Jednak ostatnio podał już, że jest ich 60.
Działania papieża Franciszka czy premiera "Kleru" sprawiły, że teraz zgłasza się do pana więcej pokrzywdzonych?
Chyba nie ma takiego przełożenia. Ludzie zgłaszają się cały czas. Właśnie napisała do mnie 70-letnia kobieta, która była molestowana przez księdza, gdy miała zaledwie 7 lat. I tutaj dochodzimy do tego, co państwo powinno w tej sprawie zrobić.
Mówi pan o zaostrzeniu kar?
O wielu rzeczach. W czasie mojego procesu z księdzem sędzia prosił biskupa, by ten udostępnił dokumenty. A przecież w takich przypadkach prokurator powinien bez zapowiedzi jechać do parafii i je zabezpieczyć. Takie przestępstwo nie powinno też podlegać przedawnieniu. Teraz czas na wszczęcie postępowania kończy się, gdy ofiara ma 30 lat. 7 października organizujemy ogólnopolski protest "Ręce precz od dzieci!". Będziemy domagać się pociągnięcia do odpowiedzialności nie tylko samych sprawców, ale też ich przełożonych - biskupów, którzy latami kryją sprawców oraz Kościoła katolickiego jako instytucji, która od dekad toleruje przestępcze działania i odmawia ujawniania organom ścigania danych księży-przestępców.
Nieprawomocny wyrok, w którym sąd przyznał ofierze księdze milion złotych odszkodowania od jego zakonu to nadzieja dla ofiar duchownych?
To historyczny wyrok, ponieważ pierwszy raz sąd uznał winę Kościoła jako instytucji. Księdzem jest się zawsze, a nie tylko w czasie odprawiania mszy. Ludzie mogą nam zarzucać, że chodzi nam tylko o pieniądze. Tyle że Kasia – ofiara, której przyznano ten milion złotych, wymaga dożywotniej terapii. Jest w ciężkim stanie i ma za sobą już kilka prób samobójczych. Terapie są bardzo kosztowne i musimy sami je opłacać. Padłem ofiara księdza prawie 40 lat temu, a nadal chodzę do psychologa. Trauma zostaje w nas na całe życie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl