Kim Dzong Un odwiedził hodowlę żółwi. Skończyło się egzekucją zarządcy
Kim Dzong Un kazał rozstrzelać zarządcę farmy żółwi, którą odwiedził w maju. Tuż po gospodarskiej wizycie północnokoreańska agencja KCNA informowała, że przywódca nie był zadowolony i odnotował "poważne braki". Teraz trzy niezależne źródła serwisu Daily NK potwierdzają, że z powodu rozczarowania wodza życie stracił kierownik placówki.
- Zarządca został rozstrzelany po tym, jak Marszałek (Kim Dzong Un - przyp.) udzielił swoich wskazówek w hodowli terapen (gatunek żółwia - przyp.) w pobliżu rzeki Taedong na przedmieściach Pjongjangu. Przeprowadzono egzekucję, bo niektóre zbiorniki nie były odpowiednio napełnione wodą i karmą, co doprowadziło do śmierci wielu terapen - relacjonowało jedno ze źródeł na łamach serwisu Daily NK.
"Przykład dla innych"
Wiadomo jednak, że braki w zaopatrzeniu miały związek z czasowymi przerwami w dostawie energii elektrycznej. - Terapeny zdechły, bo nie było prądu, a człowiek zginął z powodu żółwi - opowiadał informator zaznajomiony ze sprawą.
Kolejne źródło potwierdziło egzekucję i dodało, że część osób na farmie sądziła, że udałoby się jej uniknąć, gdyby padły dorosłe osobniki. Tymczasem większość zdechłych żółwi była jeszcze niedojrzała, co miało szczególnie rozwścieczyć Kim Dzong Una.
Inne źródło twierdziło jednak, że egzekucja i tak zostałaby wykonana jako "przykład dla innych". Ostatnie partyjne czystki, które przeprowadził Kim Dzong Un, doprowadziły rzekomo do zwarcia szyków, a inspekcja na hodowli żółwi i śmierć jej kierownika miała być efektem donosu członka partii niższego szczebla.
Krwawy epilog
Do feralnej wizyty Kim Dzong Una doszło w połowie maja. O jej niepomyślnym przebiegu informowała także państwowa agencja KCNA oraz "Rodong Sinmun" - oficjalny organ prasowy Partii Pracy Korei. Wiadomość zdecydowanie odbiegała od standardowych relacji z wodzowskich wizyt pisanych w duchu propagandy sukcesu.
W czasie odwiedzin Kim Dzong Un łajał hodowców i nie przyjmował do wiadomości, że za nieodpowiedni stan hodowli odpowiadają przede wszystkim braki w dostawie prądu. Wszelkie próby tłumaczenia uznał za "nonsensowne skargi".
- Ciężko zrozumieć, że hodowla, którą kiedyś wizytował Kim Dzong Il nie zaaranżowała nawet salki do nauki historii rewolucji. Pracownicy, którzy nie zapisali głęboko w umysłach jego przywódczych wyczynów, ledwie pełnili swoje role jako mistrzowie produkcji - miał rzekomo mówić w czasie odwiedzin Kim Dzong Un, cytowany przez KCNA.
Przywódca skrytykował także pracowników za to, że nie uruchomili równoległej hodowli słodkowodnych homarów, choć dwa lata temu partia dostarczyła im osobniki tego gatunku. Zdaniem Kim Dzong Una, brak homarów wynikał z "niekompetencji, przestarzałego myślenia i nieodpowiedzialnego stylu pracy".
Po ostrej ocenie, wódz przekazał hodowcom zestaw wskazówek, które mają poprawić ich wydajność w przyszłości. W tym miejscu kończyła się reżimowa relacja. Teraz okazało się, że miała ona jednak jeszcze krwawy epilog.