ŚwiatKilkadziesiąt tysięcy irackich ofiar; ile dokładnie - nie wiadomo

Kilkadziesiąt tysięcy irackich ofiar; ile dokładnie - nie wiadomo

Na progu czwartego roku wojny irackiej pewien ponury wskaźnik jej skutków dla Iraku można obejrzeć w bagdadzkiej kostnicy. Jej personel sfotografował i skatalogował od 2003 roku przeszło 24 tysiące zwłok z regionu stołecznego, w ogromnej większości ofiar przemocy.

Mimo tej dokumentacji łączna liczba cywilów i żołnierzy irackich zabitych od amerykańskiej inwazji w marcu 2003 roku pozostaje nieznana. Z każdym upływającym rokiem rozlew krwi był coraz większy i ofiary śmiertelne można liczyć na dziesiątki tysięcy. Nikt jednak nie wie, ile ich jest dokładnie.

Prezydent USA George W. Bush powiedział w grudniu, że sądzi, iż przemoc kosztowała życie co najmniej 30 tysięcy Irakijczyków. Niektórzy specjaliści mówią o 50 tysiącach, 75 tysiącach i więcej.

Pentagon skrupulatnie liczy zabitych żołnierzy amerykańskich - obecnie jest ich ponad 2300, ale uchyla się od ujawnienia swego rejestru śmiertelnych ofiar wśród irackich cywilów lub rebeliantów.

Irackie Ministerstwo Zdrowia ocenia, że w pierwszych dwóch miesiącach tego roku zginęło 1093 irackich cywilów, co odpowiada prawie jednej czwartej łącznej liczby takich ofiar odnotowanych przez resorty rządowe w całym ubiegłym roku.

Jednak wielu analityków odnosi się sceptycznie do danych rządowych. Podczas niedawnej fali przemocy po zniszczeniu przez ekstremistów 22 lutego szyickiego Złotego Meczetu źródła w irackim MSW i w kostnicy bagdadzkiej podawały, że w ciągu pierwszych sześciu dni samosądów zginęło 1000-1300 osób, ale rzecznik rządu zaprzeczył temu i ogłosił, iż ofiar jest niecałe 400.

Dziennik "Washington Post" napisał kilka dni później, że personel kostnicy zaniża najnowsze dane na polecenie Ministerstwa Zdrowia, kontrolowanego przez zwolenników radykalnego duchownego szyickiego Muktady as-Sadra. Rzecz staje się zrozumiała jeśli się wie, że w odwetowych napadach na sunnitów rej wodzili bojówkarze milicji Sadra, Armii Mahdiego.

Dyrektor kostnicy dr Faik Bejker, któremu kazano milczeć, w obawie o swe życie uciekł do Jordanii i stamtąd powiedział przez telefon agencji Associated Press, że w roku ubiegłym przywieziono przeszło 10 tysięcy ciał, wobec ponad 8000 w 2004 roku i około 6000 w roku 2003. We wszystkich wypadkach przyczyną śmierci była przemoc, nie zaś choroba.

Dla porównania w roku 2002, ostatnim przed wojną, do kostnicy przywieziono zwłoki mniej niż 3000 osób, zmarłych śmiercią gwałtowną lub podejrzaną. Rejestr samej tylko kostnicy bagdadzkiej - jednej z kilku w Iraku, przewyższa zatem liczby z irackich ministerstw rządowych, według których w zeszłym roku w całym kraju zginęło 7429 Irakijczyków.

Przemoc wciąż się nasila - powiedział Bejker. - W komorach chłodniczych obliczonych na sześć ciał trzeba czasem umieścić 20 zwłok, zanim ktoś je zidentyfikuje. Możecie sobie wyobrazić, jak strasznie to wygląda.

Wiele zwłok trafia do kostnicy z oddziału pomocy doraźnej stołecznego szpitala Jarmuk. Przed inwazją dr Osama Abdul Wahab przyjmował tam najwyżej dwóch - trzech pacjentów na raz. Teraz, gdy gdzieś w śródmieściu wybucha bomba, musi sobie radzić czasem z dziesiątkami rannych jednocześnie.

"Nagle otwierają się wrota piekła i przywożą ci 40 rannych pacjentów, a ty jesteś sam" - mówi Wahab, 31-letni neurolog.

Od dawna trwa spór o to, kto jest winien irackiej hekatombie. Niektórzy krytycy mówią, że ponieważ USA i ich sojusznicy nie potrafią zapewnić spokoju, Irak stał się groźniejszym miejscem dla zwykłych cywilów niż za Saddama Husajna. Rzecznik wojsk USA ppłk Barry Johnson przyznaje, iż jest to możliwe, ale dodaje, że za cenę obecnych ofiar przyszłe pokolenia Irakijczyków zaznają lepszego życia.

Analityk wojskowy Rand Corp. James Dobbins, były wysłannik administracji Busha do Afganistanu, uważa, że choć większość irackich cywilów ginie z ręki rebeliantów, część odpowiedzialności za ich śmierć spada na Stany Zjednoczone.

USA nigdy nie potrafiły zadbać o ochronę ludności i dlatego nie zdobyły jej zaufania i poparcia - powiedział Dobbins. Wayne White, który do zeszłego roku kierował w Departamencie Stanu zespołem wywiadu zajmującym się Irakiem, a teraz pracuje w Middle East Institute, dodaje, że bez względu na to, co na ten temat sądzą sami Amerykanie, "bardzo wielu Irakijczyków obciąża USA winą za śmierć wszystkich tych ofiar".

Przykładem może być 35-letni inżynier Sarmad Ahmad al-Azami. Jego ojciec zmarł na atak serca wiosną 2003 roku podczas amerykańskiego nalotu na pałac rządowy w bagdadzkiej dzielnicy Azamija, stojący niedaleko jego domu. Rok później 59-letnia matka Azamiego zginęła w wybuchu bomby samochodowej.

Nasza rodzina jest zdruzgotana - powiedział Azami. - Irakijczykom już wcześniej żyło się ciężko, ale teraz jest znacznie gorzej.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)