Kijowski: jestem politycznym analfabetą
Na początku marca poznamy nowego przewodniczącego Komitetu Obrony Demokracji. O reelekcję ubiega się dotychczasowy szef stowarzyszenia, Mateusz Kijowski. Część liderów KOD-u otwarcie mówi, że Kijowski powinien odsunąć się w cień z powodu kontrowersji wokół rozliczeń za usługi informatyczne pomiędzy jego firmą a KOD. Kijowski jednak nie zamierza rezygnować ze startu w wyborach, i jak zapewnił w TVN24, ma duże poparcie wśród członków organizacji.
31.01.2017 | aktual.: 31.01.2017 09:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- To byłoby dosyć absurdalne - powiedział Mateusz Kijowski na temat swojej ewentualnej rezygnacji z udziału w wyborach Kijowski - Po pierwsze o tym, kto pełni funkcję w stowarzyszeniu decydują przede wszystkim członkowie stowarzyszenia, a nie poszczególne osoby. Mamy demokrację, walczymy o demokratyczne reguły - dodał.
Lider KOD odniósł się także do swojego sobotniego zwycięstwa na szefa Komitetu Obrony Demokracji na Mazowszu. - Zostałem wybrany przez 487 osób, tyle głosów dostałem, to jest więcej głosów niż wiele regionów w Polsce ma członków. jest to niewątpliwie bardzo duże poparcie i nie bardzo widzę powód, abym miał z czegoś rezygnować - wyjaśnił Kijowski.
Mateusz Kijowski zasugerował także, że w ostatnie problemy stowarzyszenia, spowodowane ujawnieniem kontrowersyjnych faktur, mogły być wmieszane służby specjalne, a wewnątrz organizacji może być tzw. kret. Mateusz Kijowski zastrzegł jednak, że nie ma na to twardych dowodów.
- Nie zajmuje się prowadzeniem wewnętrznego śledztwa, więc rzucanie jakichkolwiek oskarżeń byłoby nieuzasadnione. Dowodów nie mam, natomiast na poziomie czysto logicznej analizy, raczej niemożliwe jest, żeby się tak wiele rzeczy wydarzyło w takim ciągu, bez zewnętrznego wpływu. Musieliśmy wybory przekładać, okazało się, że nie można było ich przeprowadzić, bo statut nie dotarł do KRS-u. Ktoś kto miał zanieść statut, nie zaniósł. Dziś mamy kolejny atak tuż przed wyborami. Komu jest na rękę skłócenie KOD-u i doprowadzenie do tego, żeby go osłabić? Na pewno nie ludziom, którzy KOD tworzą z przekonania, i uważają, że ta idea jest ważna - powiedział Mateusz Kijowski.
Prowadzący program Bogdan Rymanowski przypomniał także Kijowskiemu , że niektórzy regionalni działacze Komitetu Obrony Demokracji otwarcie zarzucali mu, że w sprawach faktur kluczył, a nawet kłamał. Lider KOD przyznał, że jego tłumaczenia mogły być niejasne, jednak w jego opinii to jedynie efekt braku doświadczenia.
- Nie mam świadomości, żebym się jakoś mocno różnił w zeznaniach, natomiast faktem jest, że jestem mocno niedoświadczony, dopiero od roku funkcjonuje w przestrzeni publicznej i w sytuacji takiej gwałtownej nagonki być może nie zawsze się wypowiadałem jak rasowy polityk, nie miałem całego zaplecza. Zawsze się starałem mówić prawdę - wyjaśnił.
- Władysław Frasyniuk powiedział, że to jest wtórny analfabetyzm - prowadzący przypomniał słowa byłego opozycjonisty z czasów PRL na temat Kijowskiego. - A ja go prostowałem, że nie wtórny, tylko pierwotny - odparł Kijowski. - Czyli jest pan analfabetą pierwotnym? - dopytywał Rymanowski. - Analfabetyzm polityczny, bo to było w tym odniesieniu, czyli brak doświadczenia w polityce - wyjaśnił lider KOD.
Lider KOD pytany przez Bogdana Rymanowskiego, jak ocenia swoje szanse w wyborach na szefa stowarzyszenia odpowiedział, że "szanse ma każdy, kto będzie w wyborach". - Ja mam głosy, wiele głosów wspierających z całej Polski, zarówno od delegatów, którzy już są wskazani, że będą uczestniczyli w tym zjeździe, jak i od zwykłych KOD-erów, ale oczywiście decyzja będzie podjęta w czasie walnego zgromadzenia i nie można zawczasu nic przewidzieć - mówił.
Kijowski odniósł się w "Jeden na jeden" również do sprawy alimentów i doniesień tygodnika "Wprost", że jego dług spowodowany zaległościami w ich wypłacaniu wynosi już 220 tysięcy złotych.
- Kilkaset tysięcy Polaków ma tego typu problemy jak ja. Oczywiście to nie jest żaden powód do chwały - zaznaczył Kijowski. - Czy to jest powód do wstydu dla pana? - dopytywał dziennikarz.
- Do wstydu chyba nie, na pewno jest to bardzo przykra sytuacja i bardzo chciałbym ją rozwiązać, pracuję nad tym od dawna. Nie jest to proste, bo to są przeogromne pieniądze. Ja w tym samym czasie dobrze jak ponad ćwierć miliona przekazałem na swoje dzieci wiem, że nie żyją w żadnej biedzie i nie dzieje im się krzywda. To jest dla mnie bardzo ważne, ale to są generalnie sprawy dosyć osobiste i nie warto ich publicznie nadmiernie rozważać - dodał.