Kierunek Londyn
Autobusy wyruszające do Anglii z łódzkiego Dworca Fabrycznego są wypełnione do ostatniego miejsca. Kierowcy uwijają się jak w ukropie. Pomagają podróżnym pakować bagaże i wciąż odpowiadają na ich kolejne pytania. Szoferzy są tak zagonieni od 1 maja. Od momentu, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej i otworzył się dla nas brytyjski rynek pracy.
Jak się jeździ do Londynu? Mam o tym opowiedzieć? Ludzie powariowali. Nie znają języka, nie mają pojęcia o pracy na Wyspach, a do roboty się rwą. Są komplety jak panowie widzą. I tyle. Więcej nie powiem, bo chcę jeszcze popracować – ucina nasze pytanie mężczyzna w średnim wieku, siedzący za kółkiem autobusu dużej firmy przewozowej. Przekręca kluczyk w stacyjce i jego potężny pojazd pełen pasażerów rusza na zachód.
Bardziej rozmowny jest szofer autokaru, który właśnie przywiózł pasażerów z Anglii. Za dwie godziny skończy w Warszawie pracę. Jest rozluźniony i uśmiechnięty.
– Przez Polskę do granicy z Niemcami jedzie dwóch kierowców. Tam zastępuje ich dwóch kolejnych – mówi Henryk Stefańczak. – Każdy z nas może prowadzić pojazd bez przerwy przez 4,5 godziny. Później zmieniamy się. W sumie w ciągu doby możemy kierować przez 9 godzin.
Alkohol, śpiew i... wysiadka
Podróż na Wyspy Brytyjskie trwa prawie dobę. Od naszej granicy jedzie się do Anglii od 14 do 16 godzin. Przez ten czas niektórzy podróżni nawiązują znajomości. Tworzą się grupy.
– Na ogół jest spokojnie, ale zdarza się, że niektórych trzeba wysadzić przy pomocy policji – twierdzi steward Robert Łomicz. – Najgorsze są grupki, które umiejscawiają się na tylnych siedzeniach i rozpoczynają biesiadowanie. Od razu takich ludzi ostrzegamy, że picie alkoholu w autobusie jest zabronione i może się dla nich źle skończyć. Jednak niektórzy myślą, że żartujemy...
Naszą rozmowę przed autobusem przerywa podpity jegomość. – Panie! Piwko zdążę kupić? 5 minut potrzebuję – bełkocze niewyraźnie. – Ostrzegam pana, że zakaz picia alkoholu w autobusie jest kategorycznie przestrzegany – mówi steward i znacząco uśmiecha się do nas.
– Ludzie zapominają, że w podróży nawet mała dawka trunku działa o wiele szybciej niż w normalnych warunkach. No i przesadzają – wyjaśnia Robert Łomicz. Firma, w której pracuje, wysyła każdego dnia aż 3 autokary do Anglii. W każdym mieści się około 50 osób.
Na głodniaka i z mineralką
– Ruch zaczął się tydzień po 1 maja. Dawniej komplety były tylko w weekendy. Teraz codziennie wszystkie miejsca są zajęte – dodaje Henryk Stefańczak. Kierowca twierdzi, że po angielskich drogach jeździ się bardzo dobrze.
– Już w Dover znajdują się tzw. ronda wprowadzające. Są doskonale oznakowane i pozwalają przyzwyczaić się do ruchu lewostronnego – mówi Henryk Stefańczak. – Kierowcy tam są uprzejmi. Gdy widzą auto na obcych rejestracjach to ustępują miejsca – twierdzi Zygmunt Gawroński, kierowca i szef łódzkiej firmy transportowej. Właśnie jedzie do Anglii z grupą turystyczną.
– Na wyspy jest kawałek drogi, więc każdy z kierowców ma swoje sposoby na zmęczenie – mówi. – Powiem o tych stosowanych przeze mnie. Przede wszystkim trzeba wsiadać do autobusu wypoczętym. Zarwane noce i imprezy alkoholowe nie wchodzą w grę. I to co najmniej na trzy doby przed wyjazdem. Nie należy też przejadać się. Ja podczas jazdy jestem trochę głodny. To lepsze niż obfity posiłek, który powoduje senność. Przydadzą się natomiast witaminy i woda mineralna.
Kierowcy mają w autobusie specjalną kabinę, gdzie mogą się przespać. – Korzystam z niej, choć jest ona położona blisko tylnej osi wozu, co powoduje hałas – tłumaczy Henryk Stefańczak. – Spanie „na ośce” nie jest zbyt przyjemne i choć w kabinie znajduje się też okienko, to jego uchylenie sprawia, że w środku jest jeszcze głośniej.
– Lubię swoją pracę, ale jest ona dość męcząca. Od poniedziałku do czwartku jestem poza domem. Ciągle w trasie – dodaje Robert Łomicz. Od 1 maja przekraczanie granic odbywa się sprawnie. Przewodnicy wycieczek podkreślają, że tylko na przejściu polsko – niemieckim trzeba trochę poczekać. – Czasami nieco czasu zejdzie, gdy ktoś ma stary paszport lub dowód, który wymaga sprawdzenia. Z tymi nowymi nie ma problemu – mówi przewodniczka z autokaru warszawskiej firmy.
Anglia za droga dla turysty
Nie jest tajemnicą, że większość pasażerów autobusów nastawia się na znalezienie pracy w Wielkiej Brytanii. Jednak przeważnie wracają po tygodniu lub dwóch. – Byłem w Londynie dwa lata temu. Nielegalnie szukałem tam pracy. I choć bardzo dobrze znam angielski nie udało mi się. Spotkałem także naszych rodaków, którzy przede wszystkim chcieli wycyganić ode mnie pieniądze – mówi łódzki urzędnik.
– Gdy teraz słyszę, że na zarobek wybierają się nad Tamizę osoby, które nie znają nawet podstawowych zwrotów angielskich, to łapię się za głowę. Do takiego wyjazdu trzeba się dobrze przygotować. Trzeba też mieć szczęście. Ale na pewno Anglię warto zwiedzić. Choć to drogi kraj. Raczej nie na kieszeń przeciętnego polskiego turysty. (pol)