Kierowca nie zabrał niewidomej z psem przewodnikiem. Tłumaczył się alergią
Kierowca busa odmówił zabrania niewidomej kobiety z psem przewodnikiem. Tłumaczył, że nie zrobi tego, bo... ma alergię. Ostatecznie trzasnął drzwiami zostawiając ją na dworcu. Firma przeprasza za "skandaliczną sytuację" i obiecuje wyciągnąć konsekwencje wobec pracownika.
02.11.2018 | aktual.: 03.11.2018 08:10
1 listopada, godzina 15, dworzec autobusowy w Krakowie. To dzień świąteczny, więc większość autobusów nie kursuje regularnie. Jacek Zadrożny z żoną Ewą i jej siostrą Jolą Kramarz chcieli dostać się do Andrychowa. Wszyscy są niewidomi, a pani Joli towarzyszy pies przewodnik.
- To było jedyne połączenie do Andrychowa o tej porze - mówi Wirtualnej Polsce pan Jacek. - Pędziliśmy na tego busa, bo do Krakowa jechaliśmy z Warszawy pociągiem. Zdążyliśmy, bardzo się z tego cieszyliśmy, na dodatek w busie było dużo miejsca. Ja ustawiłem się z wielką walizą przy luku bagażowym, a moja żona poszła kupić bilety - opowiada mężczyzna.
"Jestem uczulony, z psem nie pojadę"
Pani Ewa mówi nam, że kierowca od początku pokazywał, że "to on tu rządzi". - Kiedy poprosiłam o bilety odburknął: psów nie zabieram. Poinformowałam go, że to pies przewodnik certyfikowany, który ma wszystkie dokumenty. Ten stwierdził: jestem uczulony na psa, nie pojadę - opowiada kobieta.
Jak dodaje, w busie zauważyła tylko kilka osób. - On nie był przepełniony. Mogliśmy spokojnie usiąść, nawet na końcu, żeby nie doskwierała mu ta alergia - mówi pani Ewa.
Pasażerowie też nie zareagowali. - Odsyłali nas do pociągu. Którego de facto do Andrychowa nie ma. Ludzie taką rolę przyjmują, że wolą się nie wychylać - stwierdza kobieta.
- Kierowca ostatecznie trzasnął drzwiami i… po prostu odjechał - wyznaje pan Jacek.
Miał obowiązek zabrać niewidomego z psem przewodnikiem
W regulaminie przewoźnika "Bus Janiso" znajduje się zapis "Nie przewozimy zwierząt". Jednak osoba z niepełnosprawnością wraz z psem przewodnikiem korzysta ze szczególnych uprawnień wynikających z przepisów Ustawy z dnia 21 listopada 2008 r. o zmianie ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, ustawy o podatkach i opłatach lokalnych oraz ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia.
Zgodnie z art. 20a. "Osoba niepełnosprawna wraz z psem asystującym ma prawo wstępu do obiektów użyteczności publicznej” a te uprawnienie "przysługuje również w środkach transportu kolejowego, drogowego, lotniczego i wodnego oraz w innych środkach komunikacji publicznej".
Policja też nie znała przepisów
Pani Ewa w związku z zaistniałą sytuacją zadzwoniła na policję. - Przecież to jest naruszenie prawa. Na 112 pani najpierw chciała olać sprawę. Powiedziała, że to prywatny bus i on nie musi psa zabierać, a więc też nie znała prawa - wyznaje kobieta.
- My jesteśmy uparci. Pani obiecała posprawdzać i oddzwonić. Oddzwoniła, ale jedyny pomysł, jaki miała, to taki, żeby zgłosić to na komisariacie. Żebyśmy przyjechali tam taksówką. Policja się na nas wypięła - mówi pani Ewa.
- Wszyscy jesteśmy osobami niewidomymi, zostaliśmy sami na dworcu. Czekaliśmy na kolejnego busa z nadzieją, że nas zabierze. A ten kolejny też mógł nas nie zabrać. Nam bardzo zależy na niezależności, nie chcieliśmy prosić nikogo z rodziny o kurs do Krakowa - dodaje.
W drugim busie też były problemy
Ostatecznie cała trójka po około godzinie wsiadła do innego busa. Ale ten nie dojeżdżał do Andrychowa, tylko do oddalonych o 13 kilometrów Wadowic.
- Tu też nie obyło się bez problemów. Kierowca nie wiedział, jak ma wystawić bilet. Pies jechał na pełnym bilecie, a my jechaliśmy też na jakiś dziwnych zniżkowych biletach, a mamy zniżkę 51 procent. Ale jechaliśmy. Cieszyliśmy się, że po prostu jedziemy - opowiada kobieta.
Pani Ewa dodaje jeszcze, że z dworca w Wadowicach całą trójkę musiała odebrać jej mama w podeszłym wieku. - Kilkunastu kilometrów na piechotę byśmy nie przeszli - mówi.
Przeprosiny
Firma "Bus Janiso” opublikowała na Facebooku oświadczenie. "Przepraszamy za zaistniałą sytuacje, była ona skandaliczna i niedopuszczalna. Wobec kierowcy zostaną oczywiście wyciągnięte konsekwencje" - brzmi wpis.
Telefon firmy nie odpowiada. Numer został zablokowany.
Jedna z osób z firmy odezwała się do pani Ewy. - Wielokrotnie nas przepraszała - stwierdza pani Ewa.
Firma z problemami
Całe zdarzenie małżeństwo nagrało i opublikowało na Facebooku. Pod postem wiele osób zauważa, że kierowcy w tych busach wielokrotnie sprawiali problemy. Nie trzymają się rozkładu nie zatrzymują się na przystankach i często rozmawiają przez telefon podczas jazdy.
- Kiedyś chciałam jechać tym busem. Machałam, żeby się zatrzymał, ale kierowca jechał dalej. Pobiegłam za nim, w końcu się zatrzymał. Wpuścił mnie i zaczął atakować mówiąc "czy nie wiem, że w piątki się nie jeździ, bo wtedy bus zawalony" - mówi WP pani Angelika.
- "Bus Janiso" nie jest rzetelnym przewoźnikiem - dodaje pani Anna. W rozmowie z WP tłumaczy, że kierowcy jeździli na początku punktualnie i "nawet zatrzymywali się na przystankach". - Teraz są niepunktualni, nie uznają wszystkich przystanków i nagminnie rozmawiają w trakcie jazdy przez telefon. Nie szanują pasażerów, jeżdżą, jak chcą - podsumowuje kobieta.
Pani Ewa i pan Jacek pytani, czy będą walczyć o odszkodowanie od firmy, odpowiadają: - Chcemy mówić o tym, że ludziom potrzebna jest komunikacja publiczna. Że potrzebujemy szacunku. Zobaczymy, jaki będzie przebieg wydarzeń. My potrzebujemy niezależnie żyć. Potrzebujemy Polski, która nam to ułatwi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl