Kiedyś byli w Polsce potęgą, dziś mogą tylko o niej marzyć
Na ostatniej konwencji SLD w Warszawie ramię w ramię stanęli Leszek Miller, Grzegorz Napieralski i Aleksander Kwaśniewski. Przekaz był jasny - informacje o wewnętrznych podziałach w Sojuszu to bzdury, a jego członkowie są zdeterminowani, aby osiągnąć jak najlepszy wynik wyborczy. Przywódcy partii śnią o potędze, a my pytamy, czy czasy dominacji SLD w polskiej polityce nie należą już do przeszłości? Przedstawiamy też, jak obecni i byli liderzy zapisali się w historii partii.
16.09.2011 | aktual.: 21.09.2011 10:18
Pokazywane ostatnio w mediach spotkania Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera przebiegały w atmosferze serdecznego porozumienia. Obaj politycy ogłosili nawet oficjalne zakończenie konfliktu, o którym zaczęto mówić już w latach 90. Jak opisywał ówczesną sytuację Miller, była to "przyjaźń szorstka, ale z wdziękiem pięknej sentymentalnej kobiety". Zgrzyty na linii prezydent-premier nastąpiły już podczas obsadzania stanowisk ministerialnych po wygranych wyborach w 2001 roku, a cały okres urzędowania upłynął pod znakiem demonstracji siły z obu stron.
Leszek Miller obejmował rządy w atmosferze wielkiego społecznego entuzjazmu. Koalicja SLD-UP otrzymała 41% głosów i stała się główną siłą w sejmie, choć nie dało jej to możliwości samodzielnego rządzenia. Oczekiwania wyborców były duże, tym bardziej, że SLD podczas kampanii deklarowało, że podźwignie kraj z kryzysu po rządach AWS. Sugerowało to też hasło wyborcze "Przywróćmy normalność, wygrajmy przyszłość" i ogłoszony na początku 2002 roku "Raport otwarcia", w którym wypunktowano błędy poprzedniej administracji.
Jak mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: - To zwycięstwo wyborcze przekraczało próg realnego poparcia dla poglądów lewicowych w polskim społeczeństwie. Złożyło się na to wiele czynników, m. in. dramatyczna polityka rządu Jerzego Buzka. Sukces SLD z 2001 roku odcisnął głębokie piętno w świadomości wielu działaczy tej partii. Oni nadal analizują swoją teraźniejszość i przyszłość tak, jakby byli ugrupowaniem o 40-, a nie 15-procentowym poparciu - mówi Chwedoruk.
Rozczarowania i sukcesy
Działacze SLD w publicznych wystąpieniach chętnie przywołują też wielki sukces rządu Leszka Millera, jakim było wejście Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku. Przy tej okazji często pomija się fakt, że Miller po podpisaniu traktatu akcesyjnego zrezygnował z funkcji premiera. Takiej decyzji domagała się od niego już wcześniej opozycja, jednak ze względów prestiżowych, związanych z oficjalną uroczystością przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, premier podał się do dymisji 2 maja 2004 roku.
Wielkie rozczarowanie Polaków prowadzoną przez Leszka Millera polityką pokazują sondaże poparcia przed i po objęciu przez niego rządów. W badaniu przeprowadzonym przez CBOS bezpośrednio po wyborach w 2001 roku, zaufanie do nowo wybranego premiera deklarowało 63% respondentów. W maju 2004 roku były premier Miller został liderem... rankingu nieufności - w sondażu CBOS-u otrzymał 60% negatywnych deklaracji.
Wpadki "ery Millera"
Spadek wiarygodności rządu postępował w miarę ujawniania kolejnych afer z udziałem polityków SLD. W 2003 roku krajem wstrząsnęła afera Rywina, nazwana przez polskie media Rywingate. Propozycja łapówki, którą złożył Adamowi Michnikowi Lew Rywin, stała się jednym z największych skandali III Rzeczpospolitej. W lipcu 2002 roku Rywin przekazał redaktorowi naczelnemu "Gazety Wyborczej" wiadomość od - jak to określił - "grupy trzymającej władzę", że po dokonaniu przez Agorę odpowiedniej wpłaty będzie możliwe wprowadzenie korzystnych dla koncernu zmian w ustawie o radiofonii i telewizji. Chodziło o wykreślenie zapisu, który uniemożliwiał właścicielowi dziennika zakup stacji telewizyjnej. Propozycja padła w czasie, gdy Agora planowała przejęcie Polsatu lub drugiego programu Telewizji Polskiej, o ile zostałby on sprywatyzowany.
W styczniu 2003 roku do zbadania afery Rywina powołano komisję śledczą. W przyjętym przez nią raporcie autorstwa Zbigniewa Ziobry znalazło się stwierdzenie, że "grupa trzymająca władzę" istniała. W dokumencie zawarto też postulat postawienia Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego przed Trybunałem Stanu. W przeprowadzonym osobno postępowaniu sądowym zapadł wyrok skazujący Lwa Rywina na dwa lata więzienia i 100 tys.złotych grzywny. Sąd orzekł też, że producent związany z Heritage Films nie działał sam, jednak postępowanie w sprawie wyjaśnienia, z kim ewentualnie współpracował Rywin, zostało umorzone w 2008 roku.
Jak mówi dr Rafał Chwedoruk: - Politycy SLD nie zdawali sobie sprawy, że ta afera zniszczyła główną ideę Aleksandra Kwaśniewskiego, który od 1989 roku próbował związać się ze środowiskiem "Gazety Wyborczej" - twierdzi politolog.
Afera goni aferę
Rywingate nie zamyka jednak listy grzechów lewicy. Rok po aferze Rywina wybuchła tzw. "afera starachowicka". "Rzeczpospolita" ujawniła, że z ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji wyciekły informacje na temat planowanej akcji Centralnego Biura Śledczego, która miała zostać wymierzona w grupę przestępczą ze Starachowic. Za pośrednictwem Zbigniewa Sobotki, sekretarza stanu MSWiA, wiadomość o akcji dotarła do szefa świętokrzyskiego SLD Henryka Długosza, który przekazał ją Andrzejowi Jagielle, posłowi SLD. Jagiełło był ostatnim ogniwem zaaranżowanego w SLD łańcucha informacji - to on skontaktował się z powiązanym z gangiem starostą i szefem rady powiatu starachowickiego. Wszyscy wymienieni posłowie otrzymali kary pozbawienia wolności. Sobotka został jednak ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego w grudniu 2005 roku. Prezydent zdecydował o zmniejszeniu kary więzienia z 3,5 do 1 roku, z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Koniec rządów Leszka Millera upłynął pod znakiem rozłamu w partii - 26 marca
2004 roku powstała Socjaldemokracja Polska pod wodzą Marka Borowskiego. Wcześniej związana z Borowskim grupa posłów nawoływała Leszka Millera do ustąpienia ze stanowiska. Autorytet szefa rządu nadszarpnął też opublikowany w kwietniu 2004 roku artykuł "Gazety Wyborczej", w którym minister skarbu Wiesław Kaczmarek oskarżył premiera o wykorzystanie UOP do zmiany prezesa PKN Orlen. Funkcję tę sprawował Andrzej Modrzejewski, który w 2002 roku został zatrzymany przez funkcjonariuszy UOP, a następnie usunięty ze stanowiska. Jego miejsce zajął popierany przez SLD Zbigniew Wróbel. Według relacji Wiesława Kaczmarka, Modrzejewskiego zwolniono, aby uniemożliwić mu podpisanie wieloletniego kontraktu na dostawy ropy. Do zbadania afery Orlenu powołano komisję śledczą.
Premier Belka
Leszka Millera zastąpił na stanowisku premiera prof. Marek Belka, popierany przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Szeroko dyskutowanym posunięciem tego rządu była rezygnacja z tzw. planu Hausnera i zmiana na stanowisku szefa Agencji Wywiadu, które objął były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka - Andrzej Ananicz.
Rządy Marka Belki zdominowały informacje z prac komisji ds. afery Orlenu. Skandalem zakończyło się aresztowanie lobbysty Marka Dochnala, oskarżonego o przekupienie szefa łódzkiego SLD Andrzeja Pęczaka. W zamian za ułatwienie kontaktów z członkami rządu, Pęczak miał otrzymać luksusowego mercedesa. Dochnal chciał negocjować z ministrem skarbu zakup przez Rosję firm energetycznych w naszym kraju. W raporcie komisji, którą w trakcie prac opuścili przedstawiciele lewicy, wskazano też na rolę Jana Kulczyka, biznesmena, który w 2002 roku miał odbyć tajne spotkanie m.in. z premierem i prezydentem. Komisja poinformowała też o spotkaniu Kulczyka z Władimirem Ałganowem, oficerem rosyjskiego wywiadu.
Rok 2005 - koniec rządów SLD
Sondaże przed wyborami parlamentarnymi z 2005 roku były dla SLD bezlitosne - w badaniach CBOS-u partia uzyskała 6% poparcia, mniej niż Samoobrona i LPR. Szansy na zdobycie większej ilości głosów upatrywano jeszcze w zaplanowanych na ten sam rok wyborach prezydenckich. SLD miał w nich reprezentować gorący krytyk rządów Marka Belki - Włodzimierz Cimoszewicz. Były minister spraw zagranicznych w rządzie Leszka Millera startował jako kandydat niezależny, choć pozostawał członkiem klubu parlamentarnego SLD. Cimoszewicz zrezygnował jednak ze startu w wyborach we wrześniu 2005 roku. Uzasadniał to brakiem pieniędzy na kampanię.
Na tę decyzję wpłynęła też medialna wrzawa, która rozpętała się po rozpowszechnieniu wiadomości, że w oświadczeniu majątkowym z 2001 roku Cimoszewicz nie zawarł informacji na temat posiadanych przezeń akcji PKN Orlen. W sierpniu 2005 roku opinia publiczna szeroko komentowała tzw. "sprawę Anny Jaruckiej", asystentki Cimoszewicza, która przedstawiła komisji ds. PKN Orlen wydane przez szefa upoważnienie do zmiany jego oświadczenia majątkowego w kwestii akcji PKN Orlen. Śledztwo prokuratorskie doprowadziło do przedstawienia Annie Jaruckiej m.in. zarzutu składania fałszywych zeznań.
LiD - nowy rozdział w historii lewicy
Przewodniczącym SLD podczas wyborów parlamentarnych w 2005 roku był Wojciech Olejniczak. Partia uzyskała wtedy 11-procentowe poparcie. Rok później, tuż przed wyborami samorządowymi, ugrupowanie weszło w skład koalicji Lewica i Demokraci (utworzonej wspólnie z Unią Pracy, Partią Demokratyczną - demokraci.pl i Socjaldemokracją Polską). Porozumienie o centrolewicowym charakterze miało być odpowiedzią na rosnącą w siłę prawicę. W deklaracji programowej LiD podkreślało konieczność uniezależnienia samorządów od władzy centralnej, pojawiły się w tam także obietnice walki z korupcją.
Członków koalicji zaskoczył dobry wynik LiD w wyborach do sejmików województw (14,25% głosów) oraz fakt, że udało im się wystawić najwięcej kandydatów na burmistrzów i prezydentów miast. Partie zdecydowały się więc na kontynuację działalności pod wspólnym szyldem SLD. Przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku utworzono Koalicyjny Komitet Wyborczy, na czele którego stanął Aleksander Kwaśniewski. Podczas pierwszego przemówienia, jakie wygłaszał były prezydent w tej roli, Kwaśniewski przekonywał, że centrolewica ma szansę, aby odzyskać utracone zaufanie społeczne. Jego zdaniem byłoby to możliwe, jeśli ugrupowanie przekona do siebie jak najwięcej "osób otwartych na wartości demokratyczne, obywatelskie i proeuropejskie".
Miesiąc później Sojusz Lewicy Demokratycznej opuścił Leszek Miller. Bezpośrednim powodem tej rezygnacji był brak zgody krajowego kierownictwa partii na jego start w wyborach parlamentarnych. Podczas pożegnalnego wystąpienia na Radzie Krajowej SLD we wrześniu 2007 były premier mówił: - Nie mogę być w partii, gdzie odpowiedzialność i zasługi są liczone inaczej niż wskazuje na to elementarna sprawiedliwość. Gdzie jedyną, ale za to największą zasługą jest zasługa późnego urodzenia. A przecież to stanowczo za mało. Kiedy patrzę na twarze ludzi, z którymi wiele lat temu rozpoczynałem budowanie lewicy w jakże trudnych warunkach, nie mogę zrozumieć, z jaką łatwością przyjęliście, że zasługa późnego urodzenia jest tą najważniejszą w SLD.
W 2007 roku były premier przyjął propozycję kandydowania z pierwszego miejsca na liście Samoobrony w Łodzi, ugrupowanie Andrzeja Leppera nie weszło jednak wtedy do sejmu. Potem Miller zaangażował się w tworzenie nowej partii pod nazwą "Polska Lewica", którą opuścił w 2010 roku, oznajmiając swój powrót do SLD. Po ogłoszeniu oficjalnej decyzji łódzkich struktur partii Miller mówił: - Groźne jest popełnianie błędów, ale jeszcze groźniejsze trwanie w nich. W wyborach parlamentarnych w 2007 roku LiD uzyskało 13,15% głosów. Koalicja rozwiązała się jednak rok później, gdy opuściły ją kolejno PD i SDPl.
Starcie młodych przywódców
Kilka miesięcy później nastąpiła zmiana na stanowisku przewodniczącego SLD - Wojciecha Olejniczaka zastąpił Grzegorz Napieralski, nieznany szerszej publiczności poseł ze Szczecina. - Napieralski to jedyny przywódca poważnej partii w Polsce, który doszedł do władzy drogą demokratycznej rewolucji tzw. "dołów partyjnych" - mówi dr Rafał Chwedoruk. - Działacze niższego i średniego szczebla zbuntowali się przeciwko kierownictwu partii i koncepcji koalicji z innymi środowiskami, jaką był LiD - wyjaśnia politolog.
Od momentu objęcia przez Napieralskiego fotela przewodniczącego SLD, między nim a Olejniczakiem rozgorzał spór o to, kto powinien stać na czele Klubu Parlamentarnego Lewica. Olejniczak chciał utrzymać dotychczasowe stanowisko, Napieralski był przekonany, że funkcję przewodniczącego klubu i partii powinna sprawować ta sama osoba. Głosowanie ws. zmiany szefa klubu Lewica wygrał jednym głosem Wojciech Olejniczak.
Młodzi przywódcy lewicy różnili się też w opiniach na temat głosowania ws. weta prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ustaw zdrowotnych i nowej ustawy medialnej. W lipcu 2008 roku Grzegorz Napieralski spotkał się nawet z prezydentem Lechem Kaczyńskim, aby porozmawiać na te tematy.
Zdaniem dr. Rafała Chwedoruka, spotkanie Lecha Kaczyńskiego z Grzegorzem Napieralskim miało znaczenie symboliczne: - To była próba nowego usytuowania SLD. Spotkanie z prezydentem Kaczyńskim przełamało pewne tabu na lewicy i było jasnym sygnałem, że w sporze między dwiema prawicowymi partiami SLD nie popiera określonego nurtu, tylko kieruje się własnym interesem i do końca będzie walczyć o samodzielny byt. Moim zdaniem, to uratowało tę partię przed całkowitym unicestwieniem - mówi dr Chwedoruk.
Spór o władzę między młodymi działaczami przycichł, gdy w 2009 roku Wojciech Olejniczak uzyskał mandat w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Napieralski zastąpił go wtedy na stanowisku szefa klubu parlamentarnego. 12-procentowy wynik SLD w wyborach do Parlamentu Europejskiego przewodniczący Sojuszu podsumował jako "dobry, ale nie na miarę możliwości lewicy".
Kolejnym wyzwaniem dla partii były wybory prezydenckie w 2010 roku. Dobry wynik Grzegorza Napieralskiego (13,68%) umocnił jego pozycję w Sojuszu. Po wyborach Napieralski publicznie upomniał swoich przeciwników, do których zaliczali się m.in. Ryszard Kalisz i Wojciech Olejniczak. W wywiadzie dla "Polski the Times" powiedział: "Panowie, albo nie przeszkadzacie, staracie się pomagać, albo odejdźcie, idźcie swoją drogą".
Swoją drogą, jednak pod szyldem SLD, postanowił iść Ryszard Kalisz. Wielokrotnie krytykował lidera Sojuszu w mediach, źle postrzegane było też jego pojawienie się na kongresie Ruchu Poparcia Palikota w 2010 roku. Po tym wystąpieniu Kalisz został wyrzucony z zarządu krajowego partii. Sytuacja zmieniła się przed tegorocznymi wyborami do sejmu, kiedy Kalisz opublikował krytyczny wobec PiS raport komisji ds. wyjaśnienia okoliczności śmierci Barbary Blidy. Jak wynika z nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej, pierwsze miejsce na liście wyborczej w Warszawie Kalisz otrzymał dzięki interwencji przewodniczącego Sojuszu.
Sprawa obsadzania pierwszych miejsc na listach wyborczych zaostrzyła także stosunki Napieralskiego ze starszym pokoleniem działaczy. W styczniu tego roku przewodniczący SLD zapewniał w programie Wirtualnej Polski "Z każdej strony", że byli premierzy Leszek Miller i Józef Oleksy "są pełnoprawnymi członkami Sojuszu". Kiedy doszło jednak do rozdzielania miejsc na listach, Oleksemu zaproponowano start z Nowego Sącza, uznawanego za bastion prawicy. Były premier zrezygnował z kandydowania w wyborach, podobnie jak Witold Gintowt-Dziewałtowski, któremu zaproponowano start do senatu lub z dalszych miejsc do sejmu. Gintowt-Dziewałtowski wystąpił nawet na konwencji PO w czerwcu tego roku, za co został wyrzucony z Sojuszu.
SLD dziś
Zdaniem dr. Rafała Chwedoruka, w SLD można zaobserwować dziś dwa główne nurty. - Pierwszy z nich reprezentują osoby takie jak Grzegorz Napieralski, Marek Wikiński, Jerzy Wenderlich czy Stanisław Wziątek, którzy krytykują obie prawicowe partie obecne na scenie politycznej. Druga grupa to głównie krytycy PiS-u, należy wśród nich wymienić Ryszarda Kalisza czy Wojciecha Olejniczaka. Jednak kiedy antypisowska retoryka zaczęła dominować w medialnych wypowiedziach polityków SLD, a Ryszard Kalisz głosił postulaty o postawienie przed Trybunałem Stanu czołowych polityków z partii Jarosława Kaczyńskiego, poparcie dla SLD drastycznie spadło. Wynikało to też z większego podkreślania kwestii kulturowych, a nie ekonomicznych w programie partii - mówi dr Rafał Chwedoruk.
Zdaniem politologa, te dwie postawy wewnątrz SLD oznaczają dwie zupełnie różne metody reakcji na nadciągający kryzys gospodarczy. - Ta część Sojuszu, która konsekwentnie będzie broniła niezależności partii, wcześniej czy później będzie musiała opowiedzieć się za lewicowymi rozwiązaniami w sprawach społeczno-gospodarczych. Pozostali zostaną wchłonięci przez opcję liberalną - przewiduje dr Chwedoruk.
Anna Korzec, Wirtualna Polska