Kiedy bomba wybucha po cichu
Szyby drgają od wybuchu, ale nic nie słyszysz. Wyją syreny, ale ty nie wiesz, że trzeba uciekać. Wokół ciebie zawsze panuje cisza. Nawet na wojnie.
Od redakcji: reportaż jest dostępny poniżej również w języku migowym oraz w wersji ukraińskiej.
To nasze pierwsze spotkanie. Badamy się wzrokiem.
Kristina i Wowa mają łagodne spojrzenie. Ona – duże ciemne oczy, on – lekki zarost, zmierzwione włosy. Dwuletnia Andżelina, różowa bluzka i jasne włoski, nieporadnie wdrapuje się na kolana mamy.
Czuję się niezręcznie, oni chyba też. Próbuję ukryć zdenerwowanie pod uśmiechem. Machają, więc robię to samo, ale jest między nami mur ciszy.
Pomagają go zburzyć Julitta i Artur z przemyskiego oddziału Polskiego Związku Głuchych. Gdy zadam pytanie, Julitta zamiga po polsku do Artura, a on po ukraińsku do Kristiny i Wowy.
Potem odwrotnie: Kristina i Wowa zamigają do Artura po ukraińsku, Artur do Julitty po polsku. A ona powie, co zamigali.
Zaczynamy.
NIEME KRZYKI. CICHY PŁACZ, BEZGŁOŚNY TŁUM
24 lutego. Truskawiec, obwód lwowski.
Cisza.
Jak co dzień.
Ale Kristina i Wowa czują, że coś złego wisi w powietrzu. Najpierw za oknem przelatuje helikopter wojskowy, chwilę później przybiegają sąsiedzi (gdy naciskają dzwonek, przy drzwiach zapala się światło).
Wojna!
Głusi z innych ukraińskich miast piszą na grupie w mediach społecznościowych, że Rosjanie zaatakowali kraj.
Panika.
Kristina i Wowa łączą się na wideo ze znajomymi. Migają: co robimy?! Ich przyjaciółka Nadia jest jeszcze bardziej przerażona. Mieszka sama, dzieci wyjechały do pracy za granicę. Też nie słyszy. Rano zobaczyła drgające szyby. Być może właśnie wyje syrena i powinna biec do schronu, a siedzi, jak gdyby nigdy nic.
Trzeba jak najszybciej uciekać. Kristina i Wowa zabiorą ją po drodze.
Ulice już zakorkowane, niektóre zamknięte. Żołnierze kierują na objazdy. Machają rękami, otwierają usta. Wowa za każdym razem wyciąga telefon i pisze: jesteśmy niesłyszący.
Wtedy żołnierz jeszcze raz wskazuje, jak mają jechać, tym razem powoli i spokojnie. Wowa kiwa głową na znak, że zrozumieli. Tymczasem auta stojące w korku pewnie właśnie na nich trąbią, bo wstrzymują ruch. Boże kochany, nie pojmują prostych słów. Głusi czy co?!
Jadą. Wowa patrzy na drogę, Kristina w telefon. Niesłyszący z Odessy migają, że wieczorem zaczęły się u nich bombardowania. A kolega z Kijowa siedzi w piwnicy. Sąsiedzi co chwilę pokazują mu, że słychać wybuchy albo strzały.
Podróżują do Lwowa trzydzieści godzin. Na granicy jest korek, więc ruszą stąd pociągiem do Polski. Wchodzą na halę dworca i już wiedzą, że nie będzie łatwo.
Tłum.
Nieme nerwowe rozmowy, nieme krzyki, niemy płacz dzieci, niemy tupot butów na posadzkach, niemy miarowy stukot kół sunących po szynach.
I niemy komunikat, dokąd jedzie nieoznaczony żadną tabliczką pociąg, który właśnie wjechał na dworzec. Kristina mocno trzyma Andżelinę za rękę, Wowa i Nadia próbują się zorientować, na którym peronie powinni czekać. Do rozkładu się nie dopchają. Ciasno tak, że nie wyjmą nawet telefonu, żeby zadać pytanie. Tu nie ma podziału na słyszących i głuchych. Każdy chce przetrwać, każdy prze do przodu.
Stary pociąg zatrzymuje się z piskiem hamulców, którego Wowa i Kristina nie słyszą. Tłum rusza do wagonów.
Nadia wsiadła. Miga do Kristiny: podaj dziecko! Chwyta jedną ręką Andżelinę, drugą wyciąga do Kristiny. Mocne szarpnięcie, twarz wykrzywia się z wysiłku. Jest! Ale Wowa nie da rady. Rzuca im tylko małą torbę z dokumentami i zostaje w masie ludzi, którzy też nie mieli szczęścia. Migają sobie na do widzenia, że niedługo się odnajdą.
Kristina nie słyszy ściśniętego w pociągu tłumu. Ale widzi i czuje.
Pot. Lepkie dłonie na plecach. Mokre oczy córki na ramieniu. Jej coraz cięższą pieluszkę. Suchość w gardle (piją jak najmniej, bo nie dostaną się do toalety). Zaduch. Nie ma jak się obrócić. Niektórzy weszli nawet na półki.
Telefon co chwilę gubi zasięg, więc teraz jedyne źródło informacji to inni pasażerowie. Kristina i Nadia próbują czytać z ruchu warg, ale średnio im idzie. Usta pana stojącego obok często znikają za kołnierzem. Jego sąsiad ma długie wąsy, też nie widać dobrze warg. A na panią z kręconymi włosami źle pada światło.
Po chwili ludzie się domyślają, że Kristina i Nadia nie słyszą. Ktoś podaje wodę, znajduje się pielucha dla Andżeliny. Jakiś pan bierze ją na kolana. Pokazuje na chłopca, który płacze i trzyma się za klatkę piersiową. Z trudem łapie oddech. Pan chyba chce przekazać, żeby Kristina uważała na córeczkę.
Podobno będą jechać dwadzieścia godzin.
Wowa, gdzie jesteś?
SWOJSKI JĘZYK OBCY, CZYLI NIE WYSTARCZY NAPISAĆ PO UKRAIŃSKU
Według szacunków Polskiego Związku Głuchych w Ukrainie żyje ok. 45 tysięcy niesłyszących, ale ich rzeczywista liczba prawdopodobnie jest wyższa. Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji do Polski przyjechało ich ponad tysiąc. Dla niektórych to tylko przystanek w drodze do innych krajów, ale wielu zostaje. Najwięcej niesłyszących z Ukrainy jest w Przemyślu, Warszawie, Lublinie i Rzeszowie.
Niesłyszący Polak i niesłyszący Ukrainiec raczej się nie dogadają. Każdy ma własny język migowy. Napisanie tekstu po ukraińsku nie pomoże - bardzo wielu niesłyszących nie zna języka pisanego. Inna gramatyka, składnia… To po prostu język obcy. Głusi odczytują jedynie proste komunikaty.
– Na zatłoczonych dworcach brak informacji skierowanych konkretnie do tych osób. Nasze oddziały wojewódzkie załatwiają noclegi, wyżywienie i ubrania. Utworzyliśmy wideo infolinię (https://www.pzg.org.pl/pomoc-ukrainie/). Działa od poniedziałku do piątku od 7:00 do 23:00, a w sobotę i w niedzielę od 8:00 do 20:00. Dyżurują w niej tłumaczki ukraińskiego języka migowego, posługujące się równocześnie językiem polskim. Ale bardzo trudno jest znaleźć profesjonalnych tłumaczy. Pozyskaliśmy czterech - zaznacza Krzysztof Kotyniewicz z PZG.
Własną wideoinfolinię z tłumaczeniem ukraińskiego języka migowego uruchomiła też firma Migam.pl (www.tlumacz.migam.org/ukraina). Działa od poniedziałku do piątku od 8:00 do 20:00. Głusi mogą skorzystać też z tłumacza online, żeby porozumieć się ze słyszącymi Polakami, z którymi widzą się osobiście. Tłumacz może też zadzwonić na wskazany mu numer i pośredniczyć w rozmowie.
Tłumacze pracują zdalnie – w Górze Kalwarii, Gubinie, Warszawie, ale też w Iwano-Frankowsku na Ukrainie. - Dzięki technologii mogą pomóc z dowolnego miejsca. Wystarczy dowolne urządzenie z internetem i kamerą. Głusi Ukraińcy potrzebują nas bardziej niż kiedykolwiek – tłumaczy Przemysław Kuśmierek, prezes Migam.
– Muszą porozumieć się np. z lekarzem w czasie USG. Z celnikami na granicy, albo w rozmowie z dobrymi ludźmi, którzy przyjęli ich pod swój dach. W ciągu pierwszych ośmiu dni mieliśmy 225 rozmów, trwających łącznie ponad 21 godzin – wylicza Roman Zadaniuk, tłumacz ukraińskiego języka migowego z Migam.org.
Niesłyszący z Ukrainy potrzebują tłumaczy w urzędach, w administracji, jednostkach samorządu terytorialnego, w kontaktach ze służbami granicznymi, służbą zdrowia czy w rozmowach z wolontariuszami po przekroczeniu polskiej granicy.
– W tłumie słyszących głusi są często pozostawieni sami sobie. Pewną rodzinę zakwaterowano w hotelu i nie jadła cały dzień. Nie miała pojęcia, że na stołówce wydawane są posiłki. W centrach pomocy głusi mają też problem z dostępem do pralki czy prysznica – opisuje Marta Abramczyk, prezes mazowieckiego oddziału Polskiego Związku Głuchych.
– Wiem też o grupie, która śpi na strychu na materacach gimnastycznych. Wolą to miejsce od zwyczajnego centrum pomocy. Nie chcą się czuć odizolowani.
PRZYJECHAŁ I WYMIGAŁ: PÓJDZIESZ ZE MNĄ NA SPACER?
Kristina, gdzie jesteś?
Druga w nocy. Wowa patrzy, jak żona, córka i przyjaciółka znikają w oddali. Od wybuchu wojny ani przez sekundę nie przeszło mu przez myśl, że zostaną rozdzieleni.
Poznali się jeszcze w liceum na wycieczce dla niesłyszących do Izraela. Pojechali do centrum Jerozolimy i nad Morze Martwe. Poszli do zoo i ogrodu botanicznego. Ale Wowa, zamiast na rośliny, wolał patrzeć na Kristinę. Najpierw wymieniali nieśmiałe wiadomości na Viberze. A miesiąc po wycieczce Wowa przyjechał pod dom Kristiny i zapytał, czy pójdzie z nim na spacer.
Poszła.
W 2016 roku wzięli ślub. Ona - biała suknia z koronką. On – bordowa mucha, do ciemnej marynarki przypięty czerwony kwiat. Wymigali sobie miłość aż do śmierci.
Teraz oboje stoją zagubieni w tłumie. Ona – w starym pociągu. On – na płycie dworca.
Wideorozmowa, mama Wowy miga: przyjeżdżaj, coś wymyślimy. Niedługo później dostają informację, że znajomi jadą autem na granicę. Zabiorą go.
Przed przejściem granicznym stoją siedem godzin. Wowa się denerwuje, czy ich przepuszczą.
Tymczasem pociąg Kristiny staje w polu. Jakiś pan macha do niej rękami, że chyba zawracają. Dlaczego?! Kristinie słabo.
Spokojnie, fałszywy alarm. Stoją w Mościskach jakieś dziesięć godzin, ale potem szyny znowu idą w ruch. W końcu dworzec główny w Przemyślu.
Cisza.
I wstyd.
Kristina woli nie myśleć, jak teraz wyglądają. Przepocone ciuchy, poklejone włosy, pieluszka Andżeliny znowu mokra i ciężka.
Na szczęście Wowę przepuścili przez granicę. Czeka na nich w Przemyślu w Polskim Związku Głuchych. Jego znajomi już po nich jadą.
Kristina miga do córki: już niedługo. Zaraz znowu będą razem.
Na razie nic innego się nie liczy.
GŁUCHY TEŻ STOI W KOLEJCE
Warszawa, mazowiecki oddział PZG.
Na rozległej świetlicy kilkanaście osób. Niesłysząca pani podnosi kubek, mruga na niego, uśmiecha się. Już rozumiem.
- Kawy? Poproszę.
Przysiada się Iwan. Trochę przypomina żołnierza: dobrze zbudowany, krótkie włosy. Jego córeczka biega wokół nas z ogromną zieloną piłką. A Ilona wbija wzrok w męża i patrzy, jak miga ich historię.
Przez jedenaście lat Iwan pracował jako taksówkarz. Brak słuchu to żaden problem, tłumaczy. Na aplikacji wyświetla mu się adres, nawigacja prowadzi. A jeśli klient chce o coś zapytać, stuka w klawiaturę i podaje telefon. Pierwszego dnia wojny Iwan zarobił tyle co w miesiąc, bo trudno było znaleźć w Kijowie taksówkarza. Najczęstszy adres: dworzec.
Drugiego dnia zobaczył zbombardowany budynek. Dach trawiły wysokie płomienie. Zrobił wielkie oczy, zrozumiał: trzeba uciekać.
Pojechali bocznymi dróżkami, udało się ominąć największy korek. Serca Iwana i Ilony zabiły bardzo mocno dopiero przy samej granicy.
W trzynaście godzin pokonują dwa kilometry. Tłumaczą na migi, że nie słyszą, ale nikt ich nie przepuszcza. Słyszą czy nie, muszą swoje odstać.
Potem rząd żołnierzy z karabinami. Pierwsza kontrola. Zanim Iwan zdąży coś zamigać, celnicy pokazują, że żona z dzieckiem mogą przejść, a on musi zawracać, żeby bronić kraju. Wyciąga telefon, pisze: jestem niesłyszący. Pokazuje zaświadczenie, ale cały czas patrzą podejrzliwie i kiwają głowami.
Tego się właśnie bał. Znajomi ostrzegali, że niektórzy niesłyszący mężczyźni nie są przepuszczani. Zależy, jak trafisz. Przez kilka minut Iwan nie rusza się z miejsca. Uparcie pokazuje na zaświadczenie. Celnicy zdezorientowani. Iwan nie potrafi czytać z ruchu warg, ale chyba się naradzają. Jeden gdzieś dzwoni, jeszcze raz sprawdzają dokumenty.
Stoją w milczeniu, chyba na coś czekają. Jeszcze jeden telefon.
OK, można jechać. Celnicy pewnie właśnie słyszą głaz, który spadł Iwanowi z serca.
Polska.
Są bezpieczni.
DIAGNOZA NA MIGI
Kristina i Wowa od dwóch nocy nie śpią.
Dopiero co martwili się, czy Andżelina nie będzie za bardzo płakać pierwszego dnia w żłobku. Teraz mają dużo większe problemy. Ich słysząca córka zna już podstawy migowego. Umie zamigać: dzień dobry, chcę jeść, chcę pić, muszę do toalety. Ale przed wybuchem wojny w komunikacji bardzo pomagała im babcia. Dbała, by dziewczynka uczyła się też języka mówionego. Jak poradzą sobie teraz?
W dodatku Andżelina się rozchorowała. Pani Julitta zabiera ich do lekarza, ale nie ma Artura, który tłumaczyłby na ukraiński migowy. Nerwy, czy się dogadają. Opowiadają pani doktor o objawach:
Kristina przykłada rękę do czoła z zaniepokoją miną. To znaczy: Andżelina gorączkuje.
Łapie się za brzuch, otwiera usta i kaszle: córeczka wymiotuje.
Przykłada dłoń do części twarzy i udaje, że chce położyć głowę: Andżelina nie może spać.
Lekarka rozumie. Jakoś poszło. Kilka dni leżenia w łóżku i dziewczynka powinna wrócić do formy.
Krzysztof Kotyniewicz, prezes PZG: Zapewnienie tym osobom dachu nad głową i posiłków to dopiero początek. Za chwilę będzie potrzebna nie tylko opieka medyczna, ale też psychologiczna. Nadal nie wiemy, czy ukraińskie orzeczenia o niepełnosprawności będą u nas respektowane. Brakuje psychologów dziecięcych ze znajomością polskiego języka migowego, a co dopiero ukraińskiego. Tu widzę największe niebezpieczeństwo. Już teraz na Facebooku dostaję podobne zapytania, ale niestety nie znam psychologa, który znałby ukraiński migowy.
Adam Stromidło, prezes małopolskiego oddziału PZG: Zgłaszają się do nas rodzice dzieci, które podczas ucieczki uszkodziły bądź zgubiły aparaty słuchowe. Trzeba im zrobić badanie, założyć nowy aparat. Ukraińscy rodzice pytają: kto za to zapłaci? Pokrywamy koszty, natomiast takie kwestie trzeba uporządkować. Mamy w Krakowie rodzinę głuchych z dzieckiem z niepełnosprawnością. Polak mieszkający na stałe w Wielkiej Brytanii udostępnił im piękne mieszkanie. Natomiast dziecko ma porażenie mózgowe, uszkodzony wzrok, słuch, percepcję ruchową. Co z wizytami u specjalistów tj. neurologa, okulisty, laryngologa? Kto ma pójść z taką rodziną do lekarza?
Przemysław Kuśmierek, prezes Migam: - Na szczęście tłumacz języka migowego nie musi być psychologiem, ani lekarzem, nie musi też mieć wiedzy prawnej. Ma pośredniczyć w rozmowie ze specjalistą i robiąc to online, może pomóc dużo większej liczbie osób, niż pojawiając się gdzieś osobiście.
Kolejna kwestia to edukacja.
Kotyniewicz: - Musimy umożliwić przyjęcie dzieci do szkół dla głuchych i niesłyszących. A co z materiałami dydaktycznymi? Jest wiele pytań, na które nadal nie znamy odpowiedzi.
DOM JESZCZE STOI
Pytam, za czym najbardziej tęsknią.
Iwan i Ilona wymieniają:
Za Kijowem. To ich miejsce na ziemi. Nie wiedzą, jak żyje się z małym dzieckiem w zbombardowanym mieście, ale gdy tylko skończy się wojna, wrócą do stolicy. O ile Kijów będzie wolny.
Za dawnym życiem. Po prostu. Ilona siedzi teraz za naszymi plecami, więc nie wie, że mąż właśnie opowiada o ich pierwszej randce. Tuż po wejściu do kawiarni pomyślał, że jest piękna. Czuli, jakby migali do siebie całe życie.
On nie słyszy od urodzenia, ona straciła słuch, gdy miała cztery lata. Dostała zapalenia, przepisali jej zastrzyki, ale Iwan nie potrafi zamigać, co konkretnie doprowadziło do utraty słuchu (a może trudno to przetłumaczyć z ukraińskiego migowego na polski, nie wiem).
Mają sporo słyszących znajomych, więc zamówili na wesele DJ-a. Państwo młodzi wyczuwali drgania od basów, ale na parkiecie nie szaleli, bo z Iwana kiepski tancerz. Połączyła ich miłość do sportu, przed wojną uwielbiali wyruszać za miasto na wspólne wycieczki rowerowe. Mają nawet zdjęcie, jak siedzą z córeczką na pikniku. Rodzice uśmiechają się do obiektywu, a Milana wcina na kocu olbrzymiego croissanta.
Utracone szczęście.
Iwan tęskni jeszcze za ojcem. Namawiali go, żeby pojechał z nimi do Polski, ale jest starszy i schorowany, nie nadaje się już na długą podróż. Poza tym - wymigał im - po co ma wyjeżdżać, skoro jego miejsce jest w Ukrainie? Ostatnio dzwonił, że choć wiele budynków w Kijowie zamieniło się w gruzy, ich dom nadal stoi.
Gdyby chcieli wracać, mają gdzie.
GDZIE JESTEŚ, WLAD?
Tatiana i Sasza, którzy też zatrzymali się w Warszawie, najbardziej tęsknią za synem. Wlad ma dopiero osiemnaście lat.
- Został w Ukrainie?
- Nie. Przyjechał z nami.
On spuszcza głowę, ona chowa twarz w dłoniach. Bo to nie jest ich dawny Wlad.
Zawsze był radosny, ale w tamten ciepły sierpniowy dzień uśmiech dosłownie nie schodził z jego twarzy. Osiemnaste urodziny. Rodzice zorganizowali mu imprezę, przyszło piętnaście osób. Tatiana i Sasza o wszystkim pomyśleli. Zamówili u cukiernika ogromny biały tort. Zadbali, żeby nikt nie wyszedł głodny. Były gołąbki, ziemniaki, żeberka, sałatki…
Życzyli synowi, żeby udało mu się dokończyć szkołę. Uczył się na szewca, chciał jak najszybciej iść na swoje i się usamodzielnić. Ale o rodzicach nigdy nie zapomniał. Ach, jaki był szczęśliwy…
A teraz zamyka się w pokoju. Nie chce jeść. Miga, że wraca do Ukrainy, żeby zobaczyć, czy dom jeszcze stoi (podobno kilometr dalej był wielki wybuch). Po przyjeździe do Polski stracił kontakt z przyjaciółmi. Tatiana i Sasza rozumieją, jak mu ciężko. Ta rana prędko się nie zagoi.
Tak jak Iwana, Wlada nie chcieli przepuścić na granicy. Rodzice mogą iść, on nie. Głuchy? Ta, jasne. Młody, silny chłopak - takich właśnie teraz potrzeba. Znowu: pisanie na telefonie, pokazywanie zaświadczeń o niepełnosprawności, strach, niedowierzanie, ulga.
Od razu wiedzieli, że uciekną do Polski. Tata Wlada jako młody chłopak remontował w Warszawie mieszkania, więc wybór był prosty. Jechali z Kijowa do Medyki siedemnaście godzin. Pierwszego dnia utknęli w korkach, bo most w Irpieniu został zbombardowany. Gdy przejeżdżali obok, zamarli. Co innego czytać o wojnie, a co innego zobaczyć ją na własne oczy.
Potem Tatiana żegnała się z rodzicami. Łzy znowu płyną, trudno o tym migać. Kiedy mama dowiedziała się o ich wyjeździe, pytała: dlaczego nas zostawiacie?! Tatiana tłumaczyła, że to nie tak. Że wrócą. Że im pomogą… Rodzice też nie słyszą, a tata jest w dodatku sparaliżowany. W podróż już nie wyruszą. Nawet gdyby słyszeli syreny, nie mieliby jak zbiec do piwnicy.
Tatiana myślała o nich całą drogę.
ROSJANIE MIGALI: "NAPRAWDĘ WAS BOMBARDUJEMY?"
Kristina i Wowa zastanawiają się, jak zbudować swój nowy świat, jeśli ma się ze sobą dwie małe torby. W Ukrainie Andżelina kochała się bawić samochodzikami, do Polski nie wzięła ani jednej zabawki. Ale najważniejsze, że choroba powoli mija. Pierwszy raz od kilku dni córka przespała noc spokojnie.
Iwan i Ilona codziennie sprawdzają, co się dzieje w kraju. I czekają na koniec wojny. Wczoraj napisali do nich rosyjscy znajomi. Pytali, czy to prawda, że to Rosja napadła Ukrainę. W tamtejszych wiadomościach pokazują żołnierzy i czołgi, ale nie ma płonących budynków, martwych cywilów i pocisków, które spadają na ukraińskie domy.
Szkoda migać.
Sasza i Tatiana proszą, żeby koniecznie podziękować w reportażu pani Marcie z Polskiego Związku Głuchych. Nie wiadomo, co by z nimi było, gdyby nie ona. Strasznie się denerwowali, że będą spać na ulicy, a dzięki niej szybko udało się załatwić mieszkanie.
Ciężko jest, migają Sasza i Tatiana, ale wszystko na pewno się ułoży. Wlad zobaczy, że ich dom przetrwał wojnę. Wróci do szkoły, nauczy się szyć buty.
I uśmiechnie się jak dawniej.
***
Nagrania w języku migowym polskim i ukraińskim zostały zrealizowane we współpracy z Migam.pl.
Aby połączyć się z ukraińskim tłumaczem języka migowego, potrzebne jest dowolne urządzenie z internetem i kamerą. Infolinia Migam.pl działa od poniedziałku do piątku w godzinach od 8:00 do 20:00. Więcej informacji na stronie www.tlumacz.migam.org/ukraina