Kazimierz Marcinkiewicz: państwo musi pokazać siłę ws. Gilowskiej
Nie może być tak, że proces gdzieś tam rozpoczęty parę lat temu nagle zostaje wznowiony poprzez złożenie dodatkowych zeznań przez byłych funkcjonariuszy SB. Dlaczego przypomnieli sobie teraz, gdy od czterech czy pięciu lat pani profesor Gilowska była posłem? To w moim przekonaniu nie są przypadki i prokuratura i inne służby państwa wyjaśnią to do końca - powiedział premier Kazimierz Marcinkiewicz, gość "Sygnałów Dnia".
04.07.2006 | aktual.: 04.07.2006 11:19
Sygnały Dnia: Zyta Gilowska ostatecznie powiedziała „nie” na pana propozycję powrotu do rządu. „Dymisja pani wicepremier to była najtrudniejsza decyzja w moim politycznym życiu” – tak pan mówił. Ale wiele osób zarzuca panu cały czas, że pan się po prostu pospieszył, za szybko pan to zrobił.
- Tak, ale większość komentatorów tych politycznych nie śledziło zmian w gospodarce, nie śledziło zmian na rynku finansowym. Myślę, że tu jest główny powód. A ja śledziłem to. My rzeczywiście z panią premier wcześniej ustalaliśmy, że do dymisji dojść musi, że minister finansów nie może mieć zarzutów postawionych, że trudno jest prowadzić wszystkie sprawy w Ministerstwie Finansów jednocześnie prowadząc proces lustracyjny. Byliśmy co do tego zgodni.
Ale wystarczyło poczekać dwa dni.
- Tak, pani premier chciała, żeby to było troszeczkę później. Natomiast po konferencji prasowej od godziny 12 rynki finansowe zaczęły być strasznie niespokojne, nastąpiły daleko idące spadki. To groziło finansom publicznym, to grozi i dochodom budżetu państwa i nie tylko państwa, także obywateli, na przykład na giełdzie. W związku z tym reakcja moja musiała być, niestety, szybsza niż się spodziewałem. Długo się nad tym zastanawiałem, to były naprawdę najtrudniejsze minuty czy dziesiątki minut w moim życiu, ale musiałem podjąć taką decyzję, bo państwo tego wymaga. I kto dziś wróci do tych danych z giełdy, z wartości złotówki, to zauważy, że konferencja prasowa, na której podjąłem decyzję o dymisji i wskazałem nowego ministra finansów rynki uspokoiła i od tamtego czasu jest dobrze.
Powtórzy pan dziś w Sygnałach Dnia, że cała ta sprawa to jest, to było draństwo?
- Tak, jestem w tej chwili co do tego przekonany, a jestem pewien, że instytucje państwa znajdą na to dowody.
A kto był tym draniem i dlaczego?
- Nie potrafię właśnie na to pytanie odpowiedzieć, ale musimy na to pytanie odpowiedzieć. Państwo musi pokazać także swoją siłę w tym wypadku. Nie może być tak, że proces gdzieś tam rozpoczęty parę lat temu nagle zostaje wznowiony poprzez złożenie dodatkowych zeznań przez byłych funkcjonariuszy SB. Dlaczego przypomnieli sobie teraz, gdy od czterech czy pięciu lat pani profesor Gilowska była posłem? To w moim przekonaniu nie są przypadki i prokuratura i inne służby państwa wyjaśnią to do końca.
Najlepszy minister, wicepremier w pana rządzie, przyjaciel, bardzo dobry współpracownik. Dlaczego Zyta Gilowska nie chciała wrócić? Bo poczuła, że nie ma przyjaciół w tym rządzie?
- Nie no, szanuję tę decyzję, oczywiście, ta decyzja nie była łatwa ani dla niej, ani dla mnie. To jest sprawa oczywista, że jeśli wybrała ona drogę innego dochodzenia do prawdy, to musiała w ten sposób postąpić. W moim przekonaniu to tylko z tym jest właśnie związane. Gdyby chciała dochodzić poprzez obecność w rządzie, poprzez powrót do niejako funkcji osoby publicznej, to wtedy by przyjęła tę propozycję. Z jednej strony mam wewnętrzne przekonanie, że musiałem taką propozycję złożyć, ale też wiedziałem, jak trudno byłoby tę propozycję pani profesor przyjąć.
Panie premierze, może wreszcie pora na lustracyjną kawę na ławę? Wszystkie teczki na stół, niech to się wreszcie skończy, nie będzie już miejsca na twierdzenie: nie wiem, co jest w moich papierach, nie wiem, co tam jest?
- Tak, musimy wreszcie sprawę otworzyć, żeby ją zamknąć, to jest niezbędne, otworzyć wszystko po to, by wyszło na jaw i po to, by więcej takich przypadków grania teczkami wobec rządu, wobec wicepremiera, wobec ministra finansów nie było.
Otworzyć wszystko? Bo Jarosław Kaczyński mówił: uważajcie z tymi teczkami. Zakwestionował ideę szerokiego upublicznienia archiwów IPN. Pomysł otwarcia wszystkich teczek nazwał fatalnym, a o informacjach obyczajowych: tam jest wiele nieprawdy, tam są też rzeczy wyłącznie dla spowiednika, powiedział prezes PiS-u.
- Tak, ale Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło projekt zmiany ustawy lustracyjnej i ten projekt zabezpiecza przed tego typu elementami. Wczoraj wystąpiłem do marszałka Sejmu z prośbą, aby prace nad tymi projektami ustaw lustracyjnych przyspieszyć właśnie po to, by zabezpieczyć się przed ewentualnie kolejnymi przypomnieniami sobie wykonanymi przez byłych funkcjonariuszy różnych służb. Lepiej załatwmy to raz i miejmy z tym spokój. Gdybyśmy załatwili to 16 lat temu, tak jak zrobili to Niemcy czy Czesi, dziś nie mielibyśmy takich problemów.