PolskaKażdego roku o tej porze maszyny rolnicze okaleczają dzieci

Każdego roku o tej porze maszyny rolnicze okaleczają dzieci

Kolejny tydzień trwa walka o uratowanie stopy 15-letniego Szymona z małej miejscowości spod Gostynia, którego pokiereszowała kosiarka podczas cięcia trawy. Sukcesem zaś zakończyło się leczenie wskazującego palca u ręki innego chłopca, który prosto z pola także trafił do dziecięcego Szpitala Klinicznego im. K. Jonschera w Poznaniu.

Niestety, takiego szczęścia nie miał pięciolatek ze Środy Wielkopolskiej, który został przygnieciony ciągnikiem. Maszyna rolnicza przewróciła się wprost na chłopca. Mimo natychmiastowej akcji ratowniczej z udziałem śmigłowca dziecko nie przeżyło ciężkich urazów wewnętrznych. Po dwóch godzinach reanimacji i heroicznych próbach przywrócenia akcji serca lekarze nie mogli zrobić już nic więcej.

Tak jest co roku. Zawsze wiosną, a potem w okresie wakacji, chirurgom przybywa pracy na oddziałach, gdzie próbują ocalić szczątki palców i poskładać kości pogruchotane przez siewniki, kosiarki, piły tarczowe.

Szymon leży już szósty tydzień i nadal trudno jest ustalić termin jego powrotu do domu. - Chłopiec stracił cztery palce stopy, a od 13 maja robimy wszystko, aby uniknąć amputacji i uratować jego śródstopie - powiedział dr hab. Przemysław Mańkowski z Kliniki Chirurgii, Traumatologii i Urologii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, gdzie jest leczony nastolatek

Zaraz po wypadku nastolatek został odwieziony do Szpitala w Gostyniu. Rana była na tyle poważna, że groziła mu amputacja. Po trzech dniach znalazł się w poznańskiej klinice, gdzie rozpoczęto żmudne leczenie pocharatanej kończyny. To bardzo ważne, ponieważ bez podparcia stopy Szymon byłby skazany na protezę.

- Kości zostały, ale żeby uratować okalającą je tkankę zakładamy podciśnieniowy opatrunek Vacum, który jest wymieniany raz na tydzień - opowiada poznański chirurg.

W ten sposób systematycznie odprowadzane jest to wszystko, co jest niepotrzebne i przeszkadza w gojeniu się rany. Nic tutaj nie można przyśpieszyć, ponieważ ten proces wymaga cierpliwości i systematyczności.

Chłopak jeszcze raz będzie miał wymieniony taki opatrunek i w przyszłym tygodniu czeka go operacja, do której zostaną poproszeni także chirurdzy z Oddziału Chirurgii Urazowej poznańskiego Szpitala Strusia. Lekarze są ostrożni, by mówić, czy na tym już się zakończy szpitalne leczenie.
- Nigdy nie zapomnę wtorku 11 maja, gdy zobaczyłam, co się stało - wspomina pani Alina, mama gimnazjalisty. Dochodziła godz. 20. Chłopak ze spalinową kosiarką poszedł wycinać trawę na rowie.
- Trawa była mokra - opowiada jego mama. - Kosiarka się przewróciła, a syn wpadł nogą pod noże. Krzyk rannego Szymona postawił na nogi całą rodzinę.

Przerażonego i cierpiącego chłopca karetka zawiozła do szpitala rejonowego w Gostyniu. - Syn, na początku załamany, szybko doszedł do siebie w klinice, za co jestem ogromnie wdzięczna lekarzom i pielęgniarkom, bo tyle wkładają starań - mówi matka.

Rodzice i rodzeństwo, a nawet sąsiad starają się odwiedzać Szymona raz, a czasami dwa razy, w tygodniu. Wszyscy liczą już dni do jego powrotu.

- Jeżeli nie możemy jechać, telefonujemy do lekarzy, którzy zawsze cierpliwie z nami rozmawiają, to wiele dla nas znaczy - zapewnia pani Alina, która także wczoraj dyżurowała przy łóżku syna.
Kiedy Szymon wróci do domu, będzie z daleka omijał maszynę, która naraziła go na cierpienie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)