"Każda interwencja zbrojna w Syrii tylko zaogni konflikt"

Barack Obama zdecydował, jaka będzie odpowiedź USA na informacje o użyciu broni chemicznej w Syrii. - Jesteśmy gotowi do ataku - zapowiedział amerykański prezydent. - Każda interwencja zbrojna tylko zaogni konflikt - ocenia tymczasem w rozmowie z Wirtualną Polską dr hab. Adam Bieniek, arabista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak ostrzega ekspert, w Syrii może dojść do scenariusza afgańskiego po wycofaniu się Sowietów pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, czyli "wszyscy walczą ze wszystkimi".

"Każda interwencja zbrojna w Syrii tylko zaogni konflikt"
Źródło zdjęć: © AFP | Joe Kalmar / Nicholas Kamm

WP: Barack Obama zdecydował, że powinien nastąpić atak militarny na Syrię, ale zapyta o zgodę Kongres. Czy pana zaskoczyła taka decyzja?

Dr hab. Adam Bieniek: Właściwie nie, ponieważ on się bardzo długo wahał i w tym momencie chce scedować cześć odpowiedzialności na Kongres. Jeżeli chodzi o decyzję, by zaatakować, w tym momencie jest to bardziej kwestia ambicjonalna. Skoro zapowiedział, że użycie broni chemicznej będzie się wiązało z amerykańską interwencją, nie może się wycofać, chociaż chciałby.

WP: A jeśli Kongres powie "nie" na decyzję o interwencji? Brytyjski parlament sprzeciwił się wnioskowi Davida Camerona kilka dni temu.

- Barack Obama, zwracając się do Kongresu o autoryzację działań zbrojnych przeciwko Syrii, jednocześnie zaznaczył, że jest uprawniony do podjęcia takiej decyzji bez zgody Kongresu. Trudno powiedzieć, czy zdecyduje się wtedy na atak czy, zasłaniając się odmową Kongresu, jednak powstrzyma się od działań zbrojnych.

WP: Rozważmy takie dwa scenariusze. Pierwszy, Kongres mówi "nie" i Barack Obama rezygnuje z interwencji militarnej. Jakie w takim wypadku pozostają środki działania USA, ale także na szerszym tle społeczności międzynarodowej, wobec doniesień, że prawdopodobnie użyto broni chemicznej w Syrii?

- Problem polega na tym, że nikt jeszcze nie widział na oczy tych twardych dowodów przeciwko reżimowi syryjskiemu. To trochę zależy od tego, co inspektorzy ONZ dokładnie pokażą. Jak dotąd, nie ma pełnego przekonania, że to reżim użył broni chemicznej. Takowe środki chemiczne mogły zostać zdobyte przez rebeliantów, którzy opanowali kilka baz wojskowych na terenie Syrii. Istniały też swego czasu podejrzenia, ale niepotwierdzone, że broń chemiczną można było sprowadzić z zewnątrz, poprzez Turcję. Nawet posądzano Katar o pośredniczenie w tego typu praktykach, bo Katar jest tu takim podskórnym, cichym rozgrywającym islamskiej rebelii przeciwko Asadowi.

Natomiast myślę, że społeczność międzynarodowa - chodzi mi o Radę Bezpieczeństwa ONZ - nie zdecyduje się na żadną interwencję zbrojną. Może jedynie uda się skłonić Rosję i Chiny do kompromisowego zatwierdzenia jakichś sankcji przeciwko władzom syryjskim. A jak wiadomo, takie sankcje nie są zbyt skuteczne.

WP: Rozważmy więc teraz scenariusz, w którym dochodzi do ataku. Obama mówił o precyzyjnym, czasowo ograniczonym uderzeniu. Jaki może mieć wpływ taka operacja na dynamikę konfliktu w Syrii, czy go załagodzi, czy przeciwnie zaogni?

- Zdecydowanie każda interwencja zbrojna zaogni tylko konflikt. Na początku Arabskiej Wiosny w Syrii świat widział wszystko w kolorach czerni i bieli, czyli zły reżim i dobra opozycja. Tymczasem okazuje się, że rebelianci dopuszczają się być może większej ilości zbrodni niż reżim. Poza tym są potwornie podzielni: mamy słynną Wolną Armię Syryjską, mamy ugrupowania islamistów, i oni między sobą też staczają walki. Jeżeli reżim, który wygrywa już tę wojnę, dzięki między innymi pomocy Iranu i Hezbollahu, zostanie pozbawiony w znacznej mierze lotnictwa - poprzez zniszczenie przez Amerykanów baz lotniczych, bo wiadomo, że one są jednym z głównych celów - to w takim wypadku zapowiada się scenariusz afgański po wycofaniu się Sowietów, czyli wszyscy walczą ze wszystkimi. WP: Właściwie już teraz taki scenariusz się rozgrywa.

- Tak, ale istnieje realna szansa, że ze wspomnianą pomocą Iranu i Hezbollahu reżim syryjski opanuje sytuację w kraju. Muszę powiedzieć, że w ogóle w rozpętaniu Arabskiej Wiosny bardzo duża rolę odegrały czynniki zewnętrzne i islamiści. Przebywałem w Syrii wielokrotnie przed Arabską Wiosną, wbrew pozorom ten reżim był bardzo mało opresyjny w porównaniu z wieloma innymi krajami w regionie. Tak naprawdę Syryjczycy nie byli specjalnie niezadowoleni z władzy alawitów. Ten konflikt był samonapędzający się. Kiedy już pewne grupy wystąpiły przeciwko obecnym władzom, kiedy doszło do wojny, do eskalacji nienawiści, wzajemnej niechęci, trudno jest to zatrzymać. Natomiast wydaje mi się, że scenariusz, kiedy reżim Asada broni się i opanowuje sytuację w Syrii, jest dla Syryjczyków najbardziej korzystny.

WP: Wspomniał pan o zewnętrznych graczach, którzy biorą udział w konflikcie w Syrii, czyli Hezbollahu i Iranie. Liban, tak jak i Syria, przygotowuje się od kilku dni do wojny, amerykańskiego uderzenia. Jeśli do niego dojdzie, jaki może mieć ono wpływ na Liban, syryjskiego sąsiada?

- Problem polega na tym, że Liban, podobnie jak Syria, jest podzielony wyznaniowo. Wyłączę tutaj z tej wyliczanki chrześcijan libańskich, ale mamy znaczną ilość szyitów, którzy wspierają reżim syryjski, oraz sunnitów, którzy sympatyzują raczej z opozycją. Jeśli dojdzie do amerykańskiego uderzenia na Syrię, również może się zacząć od protestów przeciwko obcej interwencji, od mało znaczących starć - Liban jest bardzo zapalny, tam nie wiele trzeba, żeby wywołać wojnę domową.

WP: Co z Iranem? Jaka może być reakcja Teheranu na amerykańską interwencję w Syrii?

Iran nie ma możliwości, żeby bezpośrednio odpowiedzieć na tę interwencję. Może to robić tak naprawdę tylko w sferze politycznej, propagandowej. Może ewentualnie zachęcić Hezbollah do szerszych działań. Natomiast na pewno nie jest w stanie odpowiedzieć militarnie, nie posiada takich środków. Wbrew buńczucznym zapowiedziom Iran nie odważy się rozpętać awantury, która może zakończyć się ostrzelaniem celów na jego własnym terytorium.

WP: Komentator BBC ocenił decyzję Obamy jako "sygnał dla Iranu i Korei Północnej". Prezydent USA mówił wczoraj, iż interwencja leży także w interesie bezpieczeństwa narodowego Amerykanów. Jak pan ocenia te słowa?

- Rzeczywiście, tak jak powiedziałem, tuta jest kwestia ambicjonalna. Obama musi spełnić swoją obietnicę w jakimś stopniu, by pokazać, że jest wiarygodny. Skoro zapowiadał, że użycie broni chemicznej oznacza interwencję amerykańską, nie może się z tego wycofać, chociaż bardzo by chciał, ponieważ inne kraje nie będą traktowały poważnie amerykańskich ostrzeżeń, ultimatum czy wszelkiego rodzaju gróźb.

Pytała Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)