Katowickie pielęgniarki nie zostały zwolnione dyscyplinarnie
Dwie pielęgniarki z katowickiego szpitala,
które ponad trzy miesiące temu fotografowały się z wcześniakami,
odejdą z pracy za porozumieniem stron, a nie - jak wcześniej
postanowiła dyrekcja szpitala - zwolnione dyscyplinarnie. Przed Sądem Rejonowym w Katowicach doszło do ugody w tej sprawie.
21.12.2005 | aktual.: 21.12.2005 14:51
Zawarliśmy porozumienie. Panie nie wracają do pracy, a sprawa się kończy i nie będzie kolejnych rozpraw. Mam nadzieję, że na nadchodzące święta taki gest dobrej woli ze strony szpitala będzie pozytywnie odebrany - powiedziała po rozprawie przed sądem pracy dyrektor Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach Renata Póda.
Początkowo obie pielęgniarki wystąpiły z żądaniem przywrócenia do pracy, nie zgadzając się na dyscyplinarne zwolnienie, motywowane m.in. rażącym naruszeniem obowiązujących zasad. W środę pełnomocnicy pielęgniarek zaproponowali jednak ugodę, polegającą na zmianie sposobu odejścia obu kobiet pracy ze zwolnienia dyscyplinarnego na porozumienie stron. Szpital przyjął tę propozycję.
Nadal uważam, że ten czyn kwalifikował się na zwolnienie dyscyplinarne. Jednak po wnikliwym przeanalizowaniu sprawy wyraziłam zgodę na podpisanie porozumienia, które dla szpitala nie skutkuje w żaden sposób finansowo, a myślę, że dla jednej i drugiej strony będzie oznaczać uspokojenie atmosfery wokół tej sprawy - powiedziała Póda.
Dodała, że z punktu widzenia oceny zachowania pielęgniarek środowa ugoda nie ma znaczenia - dyrekcja szpitala nadal uważa je za naganne i niedopuszczalne. Jedyną zmianą jest przekwalifikowanie zwolnienia z pracy i rezygnacja ze zwolnienia dyscyplinarnego. Dyrektor już wcześniej podkreślała, że nie wyobraża sobie powrotu obu kobiet do pracy, a ich działanie uważa za dyskwalifikujące w pracy pielęgniarek.
Pełnomocnik jednej z pielęgniarek, Janusz Sitko, wyraził opinię, że porozumienie powinno być zadowalające dla obu stron, choć pielęgniarki ani nie wrócą do pracy, ani nie otrzymają żadnych odpraw. Dla nich oznacza to, że już w tej chwili poniosły karę - nie mają pracy. Myślę, że w tym przedświątecznym okresie taka ugoda jest jak najbardziej korzystna dla wszystkich - powiedział.
W nieoficjalnych rozmowach prawnicy i przedstawiciele szpitala mówili, że zmiana sposobu zwolnienia kobiet tak naprawdę niczego nie zmienia. Teoretycznie po wycofaniu zwolnienia dyscyplinarnego pielęgniarkom powinno być łatwiej znaleźć pracę, jednak - po nagłośnieniu sprawy przez media - nowy pracodawca może również zażądać opinii poprzedniego, a ta z pewnością będzie negatywna. Nie wiadomo na razie, czy w przyszłości kobiety w ogóle będą mogły wykonywać zawód pielęgniarki. Prokuratura nakazała im powstrzymanie się od tego. Nie jest to jednak rozstrzygnięcie ostateczne. Taki zakaz może wydać sąd lub pielęgniarski sąd dyscyplinarny. Stosownym wnioskiem w tej sprawie może zakończyć się postępowanie, prowadzone przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej pielęgniarek.
Dla rodziców Paulinki, która na jednym ze zrobionych przez kobiety zdjęć była w kieszeni pielęgniarskiego fartucha (drugim dzieckiem ze zdjęć był zmarły w październiku Mateusz), najważniejsze jest to, że kobiety nie wrócą do pracy. Państwo Ewa i Piotr, którzy proszą o niepublikowanie ich nazwiska, uważają, że pielęgniarki już nigdy nie powinny pracować w tym zawodzie. Oceniają, że samo wystąpienie pielęgniarek z żądaniem powrotu do pracy było niestosowne.
One nie powinny wrócić do pracy. To nie jest tylko moje zdanie (...). Dobrze wiedziały, że dzieci były w ciężkim stanie. Wiedziały, że to też jest żywa istota, która czuje. To, co one teraz mówią, jest absurdalne. Po prostu brak słów - mówiła reporterom pani Ewa, która od początku była przekonana, że to jej córeczka jest na zdjęciach.
Dodała, że nie przyszłoby jej do głowy, aby po takim zdarzeniu pozywać szpital i chcieć wrócić do pracy i opieki nad małymi dziećmi. Same są sobie winne. Myśmy tych dzieci nie męczyli. Jak wtedy nie myślały, co robią, teraz trudno. Każdy musi ponieść konsekwencję swoich działań - powiedział pan Piotr, pytany, czy publiczne napiętnowanie kobiet nie jest już wystarczającą karą.
Choć środowa rozprawa była jawna (podczas poprzedniej sąd oddalił wniosek o wyłączenie jawności), licznie zgromadzeni dziennikarze nie mogli wejść do sali rozpraw, a drzwi do niej pilnowali dwaj policjanci. Wiceprezes sądu Elżbieta Michalska-Bartosiak tłumaczyła, że sala jest za mała, a przeniesienie rozprawy do innej jest niemożliwe z powodów technicznych. Proponowała wpuszczenie do sali 10 z ponad 30 reporterów i kamerzystów, ostatecznie jednak nie wpuszczono nikogo. Wiceprezes uważa, że dziennikarze powinni z wyprzedzeniem informować sąd, że zamierzają uczestniczyć w rozprawach.
Bulwersujące zdjęcia zrobiły podczas nocnego dyżuru na początku września 28-letnia Karina T. i 31-letnia Beata K. Prokuratura zarzuciła im narażenie wyjętych z inkubatora dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, za co grozi do pięciu lat więzienia. Jeżeli ekspertyzy wykażą, że zachowanie pielęgniarek pogorszyło stan zdrowia Paulinki lub przyczyniło się do śmierci Mateuszka, zarzuty mogą być uzupełnione o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka. Kobiety nie przyznają się do winy.