Katowice. Badania potwierdziły, że kierowca autobusu był pod wpływem silnych leków
Badania toksykologiczne potwierdziły nieoficjalne informacje, które już wcześniej publikowaliśmy na portalu Wirtualnej Polski. Kierowca autobusu, podejrzany o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa dwóch innych osób w centrum Katowic, był pod wpływem silnych antydepresantów i innych leków.
Tragedia, która wydarzyła się na ul. Mickiewicza w Katowicach, jest niewyobrażalna. Pod kołami autobusu zginęła dziewiętnastoletnia matka dwójki małych dzieci. Nagrania z tego zdarzenia, które opublikowano w internecie, mrożą krew w żyłach.
Kierowca był pod wpływem silnych antydepresantów
Wkrótce po tym, co przydarzyło się w sobotę o poranku, do mediów zaczęły przeciekać pierwsze nieoficjalne informacje dotyczące mężczyzny, który w chwili zdarzenia siedział za kierownicą miejskiego autobusu.
Śledczy szybko potwierdzili, że nie był pod wpływem alkoholu, ale na wyniki badań toksykologicznych, przeprowadzanych m.in. pod kątem narkotyków, musieliśmy czekać do poniedziałku. Te potwierdziły doniesienia, które wcześniej opisywaliśmy na portalu Wirtualnej Polski.
Zobacz także: Kompletnie pijany pędził trasą S3. Policja udostępniła nagranie
- W momencie zatrzymania mężczyzna był pod wpływem silnych środków antydepresyjnych oraz leków. Zleciliśmy dalsze badania, które mają wskazać, jaki miało to wpływ na jego zachowanie - mówi prok. Monika Łata z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Dziewiętnastolatka zginęła pod kołami autobusu
Przypomnijmy, że do wypadku doszło w sobotę, 31 lipca, tuż przed godz. 6.00 rano. Na przystanku przy ul. Mickiewicza wywiązała się awantura pomiędzy osobami, które najprawdopodobniej wracały z nocnych imprez w Katowicach.
Z nagrań wynika, że w pewnym momencie bójka przeniosła się na jezdnię. Wtedy nadjechał autobus. Kierowca początkowo zatrzymał się i trąbił, po chwili ruszył delikatnie, jakby chciał rozgonić tłum, a następnie mocno dodał gazu, nie zważając na ludzi, którzy wciąż znajdowali się przed nim.
Mężczyznom udało się uciec w bok, ale pod kołami autobusu znalazła się dziewiętnastoletnia kobieta. Nie przeżyła - zginęła na miejscu i osierociła dwoje małych dzieci.
Kierowca twierdzi, że bał się tłumu
Kierowca MPK Katowice pojechał na zajezdnię, gdzie czekał na przyjazd mundurowych. Następnie został zatrzymany i doprowadzony do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Tam przedstawiono mu zarzut zabójstwa oraz usiłowania zabójstwa dwóch innych osób.
Należy nadmienić, że wcześniej ośmiokrotnie był uczestnikiem wykroczeń drogowych. Nie tylko z własnej winy.
Złożył obszerne wyjaśnienia, w których podkreślił, że na drodze nikogo przed sobą nie widział i nie miał świadomości, że kogokolwiek potrącił lub przejechał.
- Z zeznań wnika, że kierowca bał się tłumu, który znalazł się przed autobusem. Wydawało mu się, że agresywne osoby atakują pojazd i chcą wedrzeć się do środka - mówi WP prok. Monika Łata. - Ponadto w jego ocenie ruszył dosyć wolno - dodaje.
Trzydziestojednolatek twierdzi, że był przerażony całą sytuacją i pojechał do zajezdni, ponieważ wiedział, że może się tam schronić.