Katastrofa u wybrzeży USA. "Bardzo ponury scenariusz"
Amerykański minister odpowiedzialny m.in. za bogactwa naturalne Kenneth Salazar oświadczył, że perspektywy dla środowiska naturalnego związane z plamą ropy powstałą po zatonięciu w Zatoce Meksykańskiej platformy wiertniczej to "bardzo ponury scenariusz".
02.05.2010 | aktual.: 02.05.2010 18:50
W programie "Meet the Press" w telewizji NBC dodał, że może potrwać trzy miesiące zanim robotnikom uda się osiągnąć "ostateczne rozwiązanie", które zatrzyma wyciek. Chodzi o wywiercenie szybu pomocniczego, który będzie sięgał około pięć kilometrów pod dno morza. Według niego do tego czasu rozlać się jeszcze może "dużo ropy".
Dodał, że prezydent Barack Obama wyznaczył go jako osobę odpowiedzialną za ochronę wszystkich zasobów w regionie oraz ludności, która może ucierpieć z powodu plamy ropy.
Zapewnił też, że amerykański rząd będzie naciskał na British Petroleum, właściciela zatopionej platformy, i kontrolował działania związane plamą.
- Nasze zadanie polega na trzymaniu buta na karku British Petroleum, by wykonali obowiązki wynikające z przepisów prawa i umów, by powstrzymać wyciek - oświadczył Salazar w telewizji CNN. Według niego nie ma wątpliwości, że mechanizm, który miał zapobiec rozlaniu się ropy z szybu był wadliwy oraz, że w najgorszym scenariuszu do morza przedostawać się będzie 100 tys. baryłek ropy dziennie.
"Wybrakowana część wyposażenia" przyczyną katastrofy?
Z kolei szef BP Lamar McKay zaprzeczył jakoby procedury bezpieczeństwa jego firmy mogły przyczynić się do eksplozji i zatonięcia platformy oraz rozlania wydobywanej na niej ropy. Według niego zawiodła "wybrakowana cześć wyposażenia". Dodał, że nie wie ile ropy płynie w kierunku wybrzeża amerykańskiego stanu Luizjana oraz że BP "rzuciła wszystkie środki jakimi dysponuje", by spróbować zatkać znajdujący się ponad kilometr pod wodą szyb z którego wycieka około pięć tysięcy baryłek ropy dziennie.
Również amerykańska minister ds. bezpieczeństwa narodowego Janet Napolitano podkreśliła w niedzielę, że amerykańskie władze uruchomiły wszelkie dostępne środki w walce z plamą ropy.
Amerykańska straż przybrzeżna szacuje że od 20 kwietnia, kiedy na platformie doszło do eksplozji, w której zginęło 11 pracowników, do morza przedostało się sześć milionów litrów ropy. W wyniku katastrofy spowodowanej przez tankowiec Exxon Valdez w 1989 roku u wybrzeży Alaski do wody przedostało się 42 miliony litrów ropy.
Prezydent Obama leci na miejsce katastrofy
W drodze do Zatoki Meksykańskiej, gdzie trwa walka ze skutkami wycieku ropy naftowej, jest prezydent Barack Obama. Władze Stanów Zjednoczonych obawiają się, że ilość ropy wydobywającej się z podwodnego szyby naftowego może znacznie wzrosnąć.
Jeśli pogoda na to pozwoli, Barack Obama przeleci samolotem nad wielką plamą ropy w Zatoce Meksykańskiej i nad zagrożonymi terenami delty Missisipi. Prezydent spotka się też z przedstawicielami służb ratowniczych. Od kilku dni walczą oni ze skutkami wycieku, ale ich działania przynoszą ograniczone rezultaty. Na szczęście do brzegów Luizjany dociera na razie niewiele ropy i szkody ekologiczne nie są jeszcze bardzo poważne. Plama zanieczyszczeń wciąż się jednak powiększa.
Tymczasem pracownicy BP próbują uruchomić zawór bezpieczeństwa w położonym na głębokości 1,5 kilometra odwiercie. Próby te wciąż nie przynoszą rezultatu. Równocześnie trwa budowa wielkich drewnianych kopuł, które mają zbierać wydobywającą się spod wody ropę. Kopuły zostaną spuszczone pod wodę mniej więcej za tydzień. Szefowie BP nie są pewni, czy rozwiązanie to okaże się skuteczne.