Katastrofa jachtu "Nashachata": żyjący - już na suchym lądzie
Do portu Ushuaia, na południu Argentyny, przetransportowano już pięciu żeglarzy i ciała dwóch ofiar śmiertelnych poniedziałkowej katastrofy polskiego jachtu - poinformowała rzeczniczka ambasady RP w Buenos Aires Edyta Kwiatkowska-Faryś.
15.12.2010 | aktual.: 15.12.2010 19:25
Edyta Kwiatkowska-Faryś powiedziała, że choć nie zakończyła się jeszcze formalna identyfikacja, to wiadomo, że dwie ofiary śmiertelne to zaginieni załoganci: kapitan i członek jego rodziny.
Zbigniew Jałocha, prezes krakowskiego stowarzyszenia "Concept Sailing", które jest właścicielem jachtu, powiedział, że śmierć ponieśli kapitan i jego brat, których sztormowa fala zmyła z pokładu.
Notowana na warszawskiej giełdzie spółka Intersport poinformowała na swoich stronach internetowych, że w wypadku zginął wiceprezes Marek Radwański (kapitan statku). Był od 21 lat ściśle związany ze spółką, jako założyciel firmy i jednocześnie znaczący akcjonariusz. Do czasu wypadku pełnił funkcję wiceprezesa ds. rozwoju - poinformował Intersport. Pozostawił żonę i dwie córki.
Jacht rozbił się w poniedziałek w Kanale Beagle, w Ziemi Ognistej, z powodu złych warunków pogodowych.
Rozmówczyni zapewniła, że pięciu rozbitków czuje się dobrze. - Trzy osoby zostały przewiezione na badania do szpitala argentyńskiej marynarki wojennej w Ushuaia. Jeden z załogantów ma ranę głowy, ale niezagrażającą życiu - przekazała Kwiatkowska-Faryś. Dodała, że ocaleni są zadowoleni, że są już na miejscu w porcie Ushuaia i dziękują za pomoc marynarce wojennej.
Żeglarze nie skorzystali z zaproszenia na okręt marynarki wojennej i zdecydowali się zostać w hotelu w Ushuaia; będą tam przebywać do soboty, kiedy to najprawdopodobniej wylecą do Polski - przekazała rzeczniczka.
Według polskiej placówki, na miejscu jest przedstawiciel agencji, reprezentującej właściciela jachtu, więc zapewniona jest obsługa związana z formalnościami dotyczącymi wraku. W drodze do Argentyny jest także przedstawiciel armatora. Ambasada nie ma informacji na temat stanu wraku.
Dzień wcześniej Kwiatkowska-Faryś mówiła, że ratownicy w śmigłowcu zlokalizowali na skałach dwóch zaginionych członków siedmioosobowej załogi, którzy - ich zdaniem - nie żyją. Przetransportowanie rozbitków i ciał na stały ląd było utrudnione przez złą pogodę.
Prezes krakowskiego stowarzyszenia "Concept Sailing" powiedział, że najprawdopodobniej przyczyną tragedii był ekstremalny sztorm.
- Uciekając przed ciężką pogodą załoga dopłynęła do zatoki, gdzie udało jej się schronić przed wiatrem i falą. Wezwała na pomoc argentyńską marynarkę wojenną, ponieważ na jachcie było już za mało paliwa na samodzielny rejs. Niestety, po paru godzinach także i w tej spokojnej zatoce pogoda znacznie się pogorszyła. Zrobił się tam istny kocioł. Fale sięgały 10 metrów wysokości - opowiedział Zbigniew Jałocha.
Armator dodał, że wielka fala zmyła kapitana i jego brata z pokładu jachtu; będąc w wodzie nie zdołali już chwycić się ani tratwy ratunkowej, ani koła ratunkowego. - Sam jacht z resztą załogi obrócił się jak pudełko zapałek i uderzył o skały - powiedział.
Argentyńska prasa podaje, że polski jacht ma złamany maszt i inne uszkodzenia.
Jacht "Nashachata" był w trakcie rejsu dookoła świata (ze zmieniającymi się załogami), który miał się zakończyć w końcu października przyszłego roku. Trasa obecnego etapu wiodła wokół przylądka Horn. Jacht miał wypłynąć i powrócić do Ushuaia, a po drodze odwiedzić naukowców w polskiej stacji im. Arctowskiego na Antarktydzie.
Jacht "Nashachata" został zbudowany w 2007 r., ma 28 ton wyporności.