Kataryna: Słowa Terleckiego to nie polityczna głupota. To zdrada interesów [OPINIA]
Czasy przedunijne dzieli wystarczająco dużo czasu, żeby starsi zapomnieli Polskę sprzed wstąpienia do Unii, a młodsi - nigdy jej nie znali. Nie jest więc tak, że wynik ewentualnego referendum jest bezpieczny.
"Nie ma żadnego ryzyka polexitu, jest to swego rodzaju fantazja polityczna. Nie ma tutaj ani ryzyka, ani żadnych takich zamiarów. Jest to swojego rodzaju emocja polityczna, którą nasi przeciwnicy, oponenci próbują wzbudzić" - zapewniał niecałe dwa miesiące temu premier Morawiecki, oskarżając opozycję o straszenie nierealnym polexitem. Szybko poszło.
Dzisiaj o polexicie całkiem poważnie mówią marszałek Ryszard Terlecki i poseł Janusz Kowalski. Jeden jest prominentnym politykiem partii rządzącej, drugi prominentnym politykiem partii formalnie współrządzącej, a faktycznie: mającej w koalicji do powiedzenia o wiele więcej, niż wskazywałby aktualny układ sił i zdrowy rozsądek. I absolutnie nie można tych wypowiedzi zignorować, nawet jeśli pojawią się próby zmiękczania przekazu.
Bardziej wierzę w to, że obaj panowie zdradzili realne plany, niż że się wyrwali z czymś, czego nikt inny nie podziela. Nie twierdzę, oczywiście, że obaj chcieliby wyprowadzać Polskę z Unii. W zupełności wystarczy, że chcą wprowadzić ten temat do publicznej debaty, nad którą łatwo można utracić kontrolę. O tym przekonali się Brytyjczycy, którym też politycy podrzucili temat brexitu w ramach załatwiania wewnętrznej "bieżączki", a skończyło się, jak się skończyło.
Niedawno Jarosław Gowin stracił miejsce w rządzie za publiczne dystansowanie się od oficjalnego stanowiska Zjednoczonej Prawicy w sprawie Polskiego Ładu. Janusz Kowalski chwilowo nie ma żadnego rządowego stanowiska do stracenia, ale warto obserwować, jak w PiS-ie zostanie potraktowane całkiem już otwarte podważanie sensu naszego członkostwa w Unii i otwieranie dyskusji o wyjściu z niej. A to wszystko w obronie "reformy" sądownictwa, która sprowadziła się wyłącznie do personalnych czystek, z których obywatel nie ma żadnych korzyści, a sprawy w sądach toczą się jeszcze dłużej niż przed reformą.
Zobacz też: Poseł od Ziobry przebił Terleckiego. Reakcja rzecznika rządu
Jeśli ktoś uważa nasze członkostwo w Unii za warte mniej niż kolejne awantury Ziobry i nie zostanie w żaden sposób spacyfikowany, to jesteśmy w miejscu jeszcze gorszym, niż sądziłam. Przy zdominowaniu przekazu medialnego przez Kurskiego w TVP i Kanię w gazetach regionalnych, wcale nie jestem pewna rozstrzygnięcia ogólnopolskiej debaty o sensowności pozostania w Unii, jeśli ten koszmarny duet zdoła narzucić narrację, w której spór z Unią sprowadzi się do walki z próbami narzucenia nam adopcji dzieci przez homoseksualistów i relokacji uchodźców liczonych w tysiącach.
A chyba nikt nie ma wątpliwości, że Kurski takie zadanie zrealizuje bardzo skutecznie, tak jak wcześniej realizował ujawnione w "mailach Dworczyka" plany wprowadzenia do debaty publicznej konfliktu, na którym PiS mógłby wygrać wybory. Jesteśmy jako naród wystarczająco przekorni i nieprzewidywalni, żeby i teraz dać się zarazić strachem przed wyimaginowanym zagrożeniem, przed którym uratować nas może tylko ucieczka z Unii. W jedynym możliwym kierunku: na wschód.
Czasy przedunijne dzieli wystarczająco dużo czasu, żeby starsi zapomnieli Polskę sprzed wstąpienia do Unii, a młodsi nigdy jej nie znali. Nie jest więc tak, że wynik ewentualnego referendum jest bezpieczny. Więc choć na razie pomysł polexitu padł "tylko" z ust Terleckiego i Kowalskiego, nie ma co się uspokajać, że to tylko oszołomstwo bez przełożenia na realne decyzje, bo jeśli wytworzy się wystarczające zapotrzebowanie społeczne na polexit, to nawet władza z czasem utraci nad tym kontrolę.
"Temat nie jest ani wydumany, ani błahy"
Wrzucanie tego tematu akurat teraz, gdy nasi wschodni sąsiedzi coraz bezczelniej nas testują, można i należy rozpatrywać już nie tylko w kategorii politycznej głupoty, ale zwyczajnej zdrady interesów państwa. Zdrady w imię nikomu niepotrzebnej nieudolnej reformy ograniczającej się do wymiany kadr na swoje. Jeśli dziś czwartek, to nie ma aktualnie w polskiej polityce bardziej użytecznych idiotów Kremla niż Kowalski i Terlecki. Pozostaje zatem pytanie, na ile im obu pozwolą ich formalni zwierzchnicy – to trochę da pojęcie, jak zaawansowany jest proces rozkładu władzy, która straciła kompas.
Opozycja dostała temat, który - w przeciwieństwie do wielu innych przez nią grzanych - nie jest ani wydumany, ani błahy. Tylko czy po sześciu latach na jałowym biegu jest jeszcze w stanie zmierzyć się z wyzwaniem wystarczająco poważnym, żeby bez przesady nazywać go decydującym dla przyszłości Polski?
Terlecki się teraz tłumaczy ze swoich słów, ale to nie powinno mieć znaczenia, nawet jeśli słusznie sądzimy o nim to, co wielu z nas sądzi. Jeśli wicemarszałek Sejmu wrzuca taki temat, to można i trzeba potraktować go poważnie. Liczę na wniosek o dymisję, choćby po to, żeby zmusić władzę do zajęcia stanowiska w sprawie jego słów.
Przeczytaj też: Koziński: Ofiarą sporu rządu z Unią są Polacy [OPINIA]