PublicystykaKataryna: Moment eksplozji w tupolewie, czyli kolejna odsłona "przełomów" Macierewicza

Kataryna: Moment eksplozji w tupolewie, czyli kolejna odsłona "przełomów" Macierewicza

Cztery dni po tym jak Jarosław Kaczyński publicznie powiedział, że prawdy o katastrofie smoleńskiej możemy nigdy nie poznać i w ósmą jej rocznicę trzeba będzie głośno to Polakom powiedzieć, Antoni Macierewicz ogłosił kolejny - który to już? - przełom w śledztwie prowadzonym przez jego speckomisję. O znaczeniu tego odkrycia najlepiej świadczy fakt, że nie zostało ogłoszone na formalnym posiedzeniu komisji, czy choćby na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, ale na zjeździe Klubów Gazety Polskiej.

Kataryna: Moment eksplozji w tupolewie, czyli kolejna odsłona "przełomów" Macierewicza
Źródło zdjęć: © East News | SPUTNIK/EAST NEWS
Kataryna

Być może dlatego, że tylko tam bezkrytycznie kupią takiego newsa, nawet jeśli sam minister asekuracyjnie opatrzył go zastrzeżeniem, że dopiero pracują nad "wykluczeniem wszystkich możliwości innej interpretacji tego elektronicznego zapisu", czyli jeszcze sami nie wiedzą co właściwie znaleźli. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo Antoni Macierewicz tak już ma, że nawet najważniejsze zadanie wykonuje tak, żeby jego efektem nie przejęli się nawet ci, dla których było ono bardzo ważne.

Ustaliliśmy, że doszło do eksplozji, która ostatecznie samolot zniszczyła – to sprawa zasadnicza, bo jest jeszcze wiele dodatkowych szczegółów. Obecnie wiemy dużo więcej. Znaleźliśmy w zapisie jednego z rejestratorów moment eksplozji – został zidentyfikowany. Zajmujemy się obecnie jego analizą i wykluczeniem wszystkich możliwości innej interpretacji tego elektronicznego zapisu.
Minister Obrony Narodowej Antoni MacierewiczAntoni Macierewicz

Aneks Macierewicza

Dziesięć lat temu Antoni Macierewicz kierował likwidacją WSI. W efekcie powstał raport - już opublikowany - oraz aneks, którego wstydził się ludziom pokazać prezydent Lech Kaczyński, do którego należała decyzja o ewentualnej publikacji. "Jest sprawą dyskusyjną, czy w ogóle warto go publikować. Niektóre z opisywanych tam związków przyczynowo-skutkowych nie są dostatecznie udowodnione. Znajdujemy tam zestawienia faktów, które na nic nie wskazują" - mówił prezydent w wywiadzie udzielonym Łukaszowi Warzesze i - jak wiemy - ostatecznie nie zdecydował się aneksu opublikować. Dzisiaj decyzja prezydenta Dudy podtrzymującego tamtą decyzję swojego mentora jest pretekstem do atakowania go i oskarżania o ochronę "ubekistanu", choć jeśli Lech Kaczyński miał rację w krytycznej ocenie aneksu, jego publikacja mogłaby Macierewiczowi raczej zaszkodzić. Zresztą czy gdyby w aneksie naprawdę coś było, nie wiedzielibyśmy o tym już dawno z kontrolowanych przecieków do rządowych mediów?

Wspominam raport Macierewicza, bo to dobry przykład jak Macierewicz realizuje ważne dla swojego obozu zadania i jaką wagę przykłada do rzetelności. W jawnym raporcie WSI autorzy wymieniają firmę Siltec, wskazując, że powstała w 1982 r. jako firma przykrywkowa Zarządu II Sztabu Generalnego WP (czyli wywiadu wojskowego PRL), a sam Macierewicz wysłał do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa w tej sprawie, zarzucając firmie Siltec działanie na szkodę Skarbu Państwa oraz bezpieczeństwa.

"Przykład całkowitej instrumentalizacji prawa w celu zabezpieczenia swoich partykularnych interesów z oczywistą szkodą dla poziomu bezpieczeństwa tajemnicy państwowej, której ochroną na mocy ustawy zajmowały się właśnie WSI. Opisane, nie będące wyjątkiem, działania powodowały wymierne straty dla budżetu państwa. Stanowiły również, poprzez akredytowanie urządzeń kryptograficznych bez faktycznego przeprowadzenia wymaganych badań, olbrzymie zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa" - czytamy o firmie Siltec w raporcie Macierewicza.

Tymczasem wkrótce po wygranych przez PiS wyborach, Służba Kontrwywiadu Wojskowego kierowanego przez Piotra Bączka, współautora tego wstrząsającego raportu, urządzenia do ochrony kryptograficznej szczytu NATO-6130285597505153c) zakupiła właśnie od Siltecu. Ktoś coś z tego rozumie? Bo ja widzę dwie możliwości - albo wszystkie "ustalenia" tamtej komisji Macierewicza na temat firmy Siltec były jednym wielkim kłamstwem, z którego autorzy raportu zdawali sobie sprawę i dlatego nie widzieli realnego zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa, gdy powierzali jej zabezpieczanie szczytu NATO, albo wszystko co napisano w raporcie o firmie Siltec było prawdą i firma opanowana przez nielegalne lobby komunistycznych służb faktycznie stanowi realne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, ale dla MON to jeszcze nie powód, żeby z jej usług rezygnować. Bo raport nie po to jest, żeby z niego wyciągać konsekwencje w podejmowanych przez siebie decyzjach. Nie wiem, która wersja bardziej Macierewicza kompromituje. Tak czy owak, dopóki ktoś mi nie pomoże zracjonalizować sobie sprawy Siltecu, muszę uznać tamte ustalenia Macierewicza za niespecjalnie poważne, bo najwyraźniej on sam ich poważnie nie potraktował.

Obraz
© East News | Rafal Oleksiewicz/REPORTER

Chaotyczne wrzutki

Minister już tak ma, że jak się za coś poważnie zabierze, to osiąga efekt odwrotny od zamierzonego z ogromną szkodą dla "sprawy". Nikt po naszej stronie nie zrobił tyle dla zmęczenia ludzi tematem katastrofy smoleńskiej, co Antoni Macierewicz. Pamięci o ofiarach nie pielęgnuje się wciskając "apel smoleński" do każdej uroczystości, gdzie tylko da się zaszantażować organizatorów odebraniem asysty wojskowej. Wspólnoty wokół żałoby nie buduje się, wypłacając "swoim" rodzinom smoleńskim gigantyczne zadośćuczynienia i odmawiając minimalnego wsparcia "nieswojemu" autystycznemu synowi oficera BOR. Prawdy o katastrofie nie da się ustalić w przypadkowo dobranym gronie niespecjalnie wiarygodnych osób. A jak się uda odrobinę do tej prawdy zbliżyć, to nie da się jej skutecznie "sprzedać" opinii publicznej chaotycznymi wrzutkami, które robią wrażenie obliczonych na realizację doraźnych celów politycznych.

Powierzenie Antoniemu Macierewiczowi zbadania okoliczności katastrofy smoleńskiej i odpuszczenie jakiejkolwiek kontroli nad tym, z kim i jak to będzie robił, to jeden z największych błędów PiS, który właśnie się mści. Nie chce mi się nawet liczyć ile i jakie "przełomy" minister Macierewicz ogłaszał w swoim śledztwie. "Po trzech latach badań mogę powiedzieć, że są dowody świadczące, że trzy osoby przeżyły katastrofę smoleńską" - to jeden z licznych ogłaszanych z przejęciem "przełomów" Macierewicza. "Mamy te informacje z trzech różnych, niezależnych źródeł, a dwie z nich pochodzą od ludzi, którzy zawodowo zajmują się weryfikacją informacji i nie podają wiadomości niesprawdzonych". Ktoś wie jaki był dalszy ciąg tych rewelacji? No właśnie.

Obraz
© PAP

Prawda mogła być oczywista

Nie mam wątpliwości, że jest środowisko, które przyjmie od Macierewicza każdą prawdę, jaką im zechce przekazać, bez względu na to. jak słabo ją udowodni i jak bardzo sprzeczna będzie z prawdami wcześniejszymi. Ale obawiam się, że większość ludzi udało mu się całkiem znieczulić na wszystkie ewentualne ustalenia. Zwłaszcza jeśli znowu wygra opcja zamachu. Bez komisji Macierewicza zostalibyśmy z dość oczywistą dla wszystkich prawdą, że wizyta była celowo sabotowana przez rząd Tuska, lot źle przygotowany, a rosyjscy kontrolerzy celowo wprowadzali w błąd pilota, zapewniając go, że jest "na kursie i ścieżce". Moim zdaniem to i tak byłoby wystarczająco poważne oskarżenie ówczesnego rządu i samych Rosjan.

Ale minister postanowił zawalczyć o hipotezę zamachu i wyszło tak, jak wyszło. Jeśli na wiosnę po oficjalnym zakończeniu śledztwa Macierewicza, w kontrze do jego "ustaleń" opozycja będzie forsować swoją narrację o prezydencie wymuszającym lądowanie, ma dużą szansę się z nią przebić, bo po licznych dotychczasowych "przełomach" Macierewicz i jego komisja będą już całkiem niewiarygodni. I mam o to ogromny żal do polityków, którzy z katastrofy smoleńskiej zrobili narzędzie do prowadzenia bieżącej polityki.

Kataryna dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)