PublicystykaKataryna: "Jeśli mamy jeszcze jakieś resztki państwa, powinno pilnie zweryfikować doniesienia o polskich politykach goszczących na brukselskich orgiach" [OPINIA]

Kataryna: "Jeśli mamy jeszcze jakieś resztki państwa, powinno pilnie zweryfikować doniesienia o polskich politykach goszczących na brukselskich orgiach" [OPINIA]

Europoseł Fideszu József Szajer został przyłapany na gejowskiej orgii. Jej organizator David Manzheley ma swoje pięć minut. Mówi o udziale w imprezach również polskich polityków. Tylko czy mu wierzyć?

Europoseł Fideszu József Szajer
Europoseł Fideszu József Szajer
Źródło zdjęć: © East News | Dominique HOMMEL
Kataryna

04.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 17:30

Media rzuciły się na organizatora brukselskiej orgii. "Organizator gejowskich imprez w Brukseli: regularnie przyjeżdżają do mnie politycy PiS", "Organizator gejowskich imprez w Brukseli opowiada o szczegółach", "Organizator słynnej seksimprezy w Brukseli to poszukiwany od ponad roku Polak". Sprawa jest rozwojowa i dopóki burdeltata będzie chciał opowiadać, media będą mu chętnie podsuwać mikrofon. Ani się nie dziwię, ani pretensji nie mam - no, może poza tym, że mogłyby choć poudawać, że kolejne historie swojego bohatera choć trochę weryfikują.

"W mojej ocenie są to groźby wobec mnie i jest to używane jako przykrywka, a sprawa tych zarzutów musiała być spreparowana w ostatnich godzinach przez ludzi, którzy boją się, że ujawnię ich tożsamość mediom w związku z tym, że uczestniczyli od czasu do czasu w gejowskich sex-party tutaj, w Brukseli" - tak mający właśnie swoje pięć minut sławy David Manzheley skwitował informacje o tym, że jest ścigany listem gończym za oszustwa.

Żeby było jasne - nie mam wątpliwości, że w PiS też są geje, nie zdziwiłabym się też, gdyby niektórzy z nich byli miłośnikami orgii, wierzę nawet, że ich partyjni koledzy byliby zdolni do użycia wszystkich środków, aby sprawę zamieść pod dywan. Tylko nic z tego nie wynika, dopóki nie pojawi się coś więcej niż słowo wątpliwej konduity gościa, w żaden sposób niezweryfikowane przez dziennikarzy. Nie przeszkadza to jednak - postępowym, a jakże - komentatorom wrzucać zdjęć polityków z ministerstwa sprawiedliwości i spekulować, o kogo może chodzić. Obrzydliwe dość i podszyte głęboko skrywaną homofobią, ale niespecjalnie zaskakujące. 

"Polityk z frakcji Donalda Tuska już przeprosił" - tak z kolei radzi sobie z wizerunkowym kryzysem naszego jedynego europejskiego przyjaciela niezawodne TVP Info. Przyłapany na gejowskiej orgii współzałożyciel partii Viktora Orbana i jej prominentny polityk, osobiście pilotujący antygejowskie zapisy w konstytucji ma dla widza TVP być "politykiem z frakcji Donalda Tuska". Nie chciałabym być w skórze tego, kto dostanie zlecenie odkręcania narracji, jeśli potwierdziłoby się, że gośćmi na gejowskich orgiach byli także politycy polskiej prawicy. Na razie to ciągle jeszcze tylko plotki szemranego typa i myślenie życzeniowe opozycji.

Jeśli wersja burdeltaty się ostatecznie nie potwierdzi, po pierwszym szoku PiS i jego media z pewnością wykorzystają wpadkę "polityka z frakcji Donalda Tuska" w swojej antygejowskiej kampanii. Orgie bez prezerwatywy w 100-osobowym gronie - bo i takie imprezy rzekomo organizował - to przecież prawdziwe HIV-party, nawet jeśli formalnym wymogiem było zaświadczenie lekarskie. Okienko serologiczne HIV wynosi kilka tygodni, a lewe zaświadczenie łatwo sobie załatwić. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jeszcze długo brukselska orgia będzie przywoływana w "Wiadomościach", kazaniach i twitterowych wpisach obrońców tradycyjnych wartości.

 Jeśli mamy jeszcze jakieś resztki państwa, wicepremier do spraw bezpieczeństwa powinien polecić służbom pilne zweryfikowanie doniesień o polskich politykach goszczących na brukselskich orgiach. Metodami operacyjnymi jest to na pewno do zrobienia i w ramach osłony kontrwywiadowczej powinno być zrobione dawno.

Przypadkowe ujawnienie skłonności węgierskiego konserwatysty do mało konserwatywnych rozrywek kosztowało go świetnie rozwijającą się karierę, a jeśli żona nic o nich nie wiedziała, być może także rodzinę. Nietrudno sobie wyobrazić, jakim łatwym celem byłby dla szantażystów, który tę wiedzę mieliby i chcieli wykorzystać, a organizator orgii wygląda na takiego, który za odpowiednio duże pieniądze bez problemu sprzedałby nazwiska swoich klientów. W najlepszym razie - biznesowym lobbystom, w najgorszym - obcym wywiadom.

"Worek, korek i rozporek" - na to najczęściej werbowała SB. Jeśli pewien znany polityk zgodził się donosić SB, bo bał się, że powiedzą żonie o jego romansie, na co zgodziłby się znany konserwatywny polityk, gdyby ktoś go postraszył, że powie o gejowskiej orgii nie tylko żonie, ale także prezesowi partii? Geje z partii konserwatywnej są zawsze łatwym celem szantażystów i służb, zwłaszcza w tak gorącym politycznie okresie.

Jeśli polskie służby nie wiedzą, kto z ważnych polityków jest gejem, to rosyjskie wiedzą to na pewno. A one - inaczej niż dzisiejszy bohater dnia - nie pójdą z tym do mediów. Warto zatem potraktować luźne zwierzenia burdeltaty jako ostrzeżenie i wyciągnąć z niego wnioski dla służb, bo chyba jakieś tam jeszcze zostały nieskierowane na odcinek walki z kobietami. 

Czy sama wierzę w opowieści ściganego listem gończym oszusta z parciem na szkło? Nie mam dowodu, więc nie mam powodu wierzyć, ale przecież wcale nie dlatego, że same opowieści brzmią nieprawdopodobnie. Węgier udowodnił, że nawet politycy na najwyższym szczeblu mogą być tak głupi, żeby obnosząc się z własną homofobią regularnie wpadać na gejowskie orgie w kilkudziesięcioosobowym gronie, w którym mogą być z łatwością rozpoznani. Nie mam powodu sądzić, że ten to jedyny zakłamany idiota na prawicy.

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)